"The Independent" - 29.11.2001
ROBERT FISK
Teraz juz wszyscy jestesmy winni
Sily powietrzne USA bombarduja Mazar-i-Szarif, by ulatwic zadanie Sojuszowi
Pólnocnemu, a tymczasem nasi bohaterscy sojusznicy afganscy, którzy
wymordowali 50 tysiecy ludzi w Kabulu w latach 1992-1996, wchodza do tego miasta
i dokonuja egzekucji trzystu talibów. Informacja o tym jest podawana na
doczepke w telewizjach satelitarnych, staje sie dziennikarskim "michalkiem".
I traktuje sie to zupelnie normalnie. Afganczycy maja przeciez
"tradycje" zemsty. Tak wiec przy strategicznym wsparciu US Air Force
popelnia sie zbrodnie wojenne.
Potem mamy do czynienia z "buntem" w wiezieniu w Mazar-i-Szarif.
Przetrzymywani tam talibowie otworzyli ogien do swoich nadzorców z Sojuszu
Pólnocnego. Sily powietrzne USA - i, jak sie okazalo, zolnierze brytyjscy -
pomogly w zdlawieniu buntu, a CNN informuje nas, ze czesc jenców zostala
"zastrzelona" podczas próby ucieczki. To skandal. Oddzialy brytyjskie
nosza teraz na sobie pietno zbrodniarzy wojennych. Wiekszosc dziennikarzy
telewizyjnych wykazala niewielkie lub zadne zainteresowanie tymi sromotnymi
zbrodniami. Przymilajac sie Sojuszowi Pólnocnemu i ucinajac sobie pogawedki z
zolnierzami amerykanskimi, wiekszosc z nich zaledwie o nich napomknela. Co, u
Boga Ojca, stalo sie z naszym kompasem moralnym po 11 wrzesnia?
W ciagu ostatnich piecdziesieciu lat siedzielismy na naszym piedestale moralnym
pouczajac Chinczyków i kierownictwo radzieckie, Arabów i Afrykanów.
Wypowiadalismy sie na temat zbrodniczego gwalcenia praw czlowieka przez
Bosniaków, Chorwatów i Serbów. Postawilismy wielu z nich przed trybunalem,
podobnie jak zrobilismy z nazistami w Norymberdze.
Nagle po 11 wrzesnia zwariowalismy. Starlismy na proch afganskie wioski wraz z
ich mieszkancami - zrzucajac odpowiedzialnosc za nasze rzezie na oblakanych
talibów i Osame ben Ladena - a teraz pozwolilismy naszym okropnym sojusznikom
na wymordowanie jenców. Prezydent Bush podpisal dekret o utworzeniu tajnych
trybunalów wojskowych do sadzenia, a nastepnie likwidowania kazdego, kto w
oczach amerykanskich sluzb specjalnych uchodzi za "terrorystycznego
morderce". Nie ulega watpliwosci, ze mamy do czynienia z usankcjonowanymi
prawnie przez wladze amerykanskie szwadronami smierci. Zostaly one oczywiscie
powolane po to, by Osama ben Laden i jego ludzie, jesli nie zostana zabici, lecz
ujeci, nie mieli prawa do publicznej obrony.
Kiedy ludzie o zóltej, czarnej czy brazowej skórze, z referencjami
komunistycznymi, islamistycznymi czy nacjonalistycznymi morduja swoich wiezniów,
dokonuja zmasowanych ostrzalów wiosek dla zabicia swoich wrogów, czy tez
powoluja sady kapturowe - musza zostac potepieni przez Stany Zjednoczone, Unie
Europejska, ONZ i "cywilizowany" swiat. To my jestesmy nauczycielami
praw czlowieka, liberalami, wielkimi i wspanialymi ludzmi, którzy moga glosic
kazania tkwiacym w nedzy masom.
Kiedy natomiast mordowani sa nasi ludzie, kiedy niszczone sa nasze lsniace
budynki, wyrzucamy do kosza cale ustawodawstwo o prawach czlowieka, posylamy
bombowce B-52 na tkwiace w nedzy masy i zaczynamy mordowac naszych wrogów.
Nikt nie powinien byc zaskoczony, ze Bush - przez krótki czas gubernator
Teksasu, gdzie wykonuje sie najwiecej wyroków smierci - nie jest w stanie
zrozumiec moralnosci meza stanu w Bialym Domu. Szokujace jest to, ze Blairowie,
Schröederowie, Chirakowie i wszyscy ci faceci pokazywani w telewizji zachowuja
sie tak bez charakteru i milcza w obliczu egzekucji w Afganistanie.
George Bush mówi: "albo w wojnie cywilizacji ze zlem jestescie z nami,
albo przeciwko nam". Mozecie byc pewni, ze nie jestem z ben Ladenem. Ale
nie jestem tez z Bushem. Jestem przeciwko brutalnej, cynicznej i klamliwej
"wojnie cywilizacji", która zostala rozpoczeta tak obludnie w naszym
imieniu i która do tej pory pociagnela za soba co najmniej tyle samo istnien
ludzkich, co zbrodnicza napasc na World Trade Center.
W tym momencie musze wspomniec o moim ojcu. Urodzil sie on wystarczajaco
wczesnie, by wziac udzial w I wojnie swiatowej. Gdy byl juz sterany zyciem,
wpadal w zlosc z powodu zniszczen i morderstw w wojnie 1914-1918. Gdy umarl w
1992 roku, odziedziczylem po nim medal otrzymany za udzial w bitwie pod Arras.
Byl z niego bardzo dumny, bowiem stanowil dowód, ze przezyl wojne, która z
czasem zaczal nienawidzic, czuc do niej wstret i mówic o niej z lekcewazeniem.
Na odwrocie medalu widnieje napis gloszacy "Wielka wojna w obronie
cywilizacji". Pewnie powinienem poslac go George'owi Bushowi.
11 Września 2001