POLITYKA - nr 43/2000

 

 


Jak odchodził Zbigniew S.

 

 



Historia Totartu i Zbigniewa zaczyna się na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego w czasach "popromiennej choroby stanu wojennego"

 

Najpierw, cztery lata temu, Zbigniew Sajnóg sam ogłosił swoją śmierć. Przyjechał do matki, oznajmił: "Zbigniew już nie żyje" i wrócił do sekty. Potem, w maju tego roku, uśmiercono go. Gazety ogłosiły, że czarnowłosy mężczyzna z podciętymi żyłami znaleziony pod lasem w Majdanie Kozłowieckim, gdzie jest siedziba sekty Niebo, to prawdopodobnie on. Ale nie: Zbigniew Sajnóg, poeta, performer i dziennikarz z Gdańska żyje i od siedmiu lat należy do Bogdana Kacmajora, guru sekty Niebo.

 

 


EWA WINNICKA

 

 



Zwłoki leżały w krzakach cały tydzień. Kilkadziesiąt metrów od szosy i białego domu Bogdana Kacmajora. Leżały długo, ponieważ operator koparki pogłębiającej prywatny staw rybny był przekonany, że niebieski kształt w krzakach to śmieci ciśnięte pod las. Cztery dni później kierownik zmiany podszedł do niebieskiego kształtu i zobaczył martwego mężczyznę. Przybiegł sołtys i sąsiedzi. Człowiek w niebieskiej kurtce nie żył od kilku dni. Zwłoki rozkładały się, miały podcięte przeguby i gardło, obok leżał nóż.

 

Jeszcze dwa tygodnie potem trawa pod krzakami miała brunatny kolor. - Chodził ostatnio po wsi: wysoki, czarnowłosy, zmarnowany - przypominała sobie sołtysowa. - Należał do Nieba. Przyjechała policja z Lubartowa i ustaliła: to najpewniej Zbigniew S.

W połowie lat 80. Zbigniew S. współtworzył poetycką, skandalizującą, performerską grupę Totart, był liderem sporego niezależnego środowiska artystycznego. Ostatnio mieszkał w Niebie. Notowany, dwa tygodnie przed incydentem wyszedł z więzienia w Białołęce, gdzie siedział za drobne kradzieże. - Być może wrócił i sekta nie chciała go przyjąć - zastanawiała się sołtysowa. - U nich jest bieda. Jedyne, z czego się utrzymują, to kozy w komórce. Nie miał co ze sobą zrobić i się zabił.

Bogdan Kacmajor nie rozpoznał w mężczyźnie w niebieskiej kurtce członka sekty. Wezwano z Gdańska młodszą siostrę Zbigniewa, Magdę, która nie widziała go od sześciu lat, ale Magda nie znalazła na ręce trupa malutkiego tatuażu. - Twarz była nie do rozpoznania. Zwłoki odwieziono do Lubartowa i poddano badaniom daktyloskopijnym.

Zbigniew do sekty odchodził z Totartu dwa lata. Według Roberta Tekielego, wówczas przyjaciela Sajnóga i redaktora naczelnego młodoliterackiego krakowskiego pisma "bruLion", w którym wiersze drukowali ludzie z Totartu, tragiczny los Zbigniewa to efekt satanistycznych praktyk i niemoralnej działalności artystycznej, która doprowadziła go do opętania przez diabła.

1.

Historia Totartu i Zbigniewa zaczyna się na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego w czasach "popromiennej choroby stanu wojennego" - jak potem w "bruLionie" napisze Ryszard Tymon Tymański, dziś muzyk, wtedy student. "Za postawiony kołnierz marynarki można było wylądować na miesiąc w więzieniu z odbitymi nerkami i zgruchotaną przegrodą nosową. Pozbawiona humoru rzeczywistość propagandowego bełkotu w telewizji, a z drugiej strony odjechanych, popadających w mistycyzm działaczy podziemia nastrajała do działań radykalnych, ale absurdalno-groteskowych a la Monty Python".

 

Paweł Konjo Konnak, dziś poeta, konferansjer, kronikarz Totartu, poznał Zbigniewa Sajnóga w 1986 r., w bufecie Wydziału Polonistyki. Konnak był na drugim roku, Zbigniew studiował już dziewięć lat. - Interesowaliśmy się Zbigniewem, bo pisał wiersze, miał niezależne poglądy na rzeczywistość, poza tym snuł się w długim skórzanym płaszczu i wyglądał jak Mandelsztam w wirze rewolucji.

 

Ryszard Tymon Tymański studiował anglistykę: - Interesowało mnie szukanie odpowiedzi na wszystkie generalne pytania o wszechświat. Szedłem z nimi do moich profesorów. Oni odpowiadali: my mamy do wyłożenia kawałek z literatury, my się uniwersum nie zajmujemy. A Zbigniew dawał szansę na odpowiedź.

Paweł Paulus Mazur uczył się w liceum plastycznym: - Marzyłem o takim ojcu: dawał poczucie bezpieczeństwa. Jednak kiedy musieliśmy się bić ze skinheadami, to on, taki wielki i potężny, był nieporadny; uważał, że nie chce umieć się bić.

Magda, siostra Zbigniewa:

- Roztaczał wokół aurę dobroci. Otwarty na nowe, poszukujący.

Zbigniew był charyzmatycznym przywódcą, ale przede wszystkim miał przy ul. Leningradzkiej w Gdańsku lokal z telefonem, bez rodziców. To było mieszkanie otwarte, zapełnione dziełami sztuki ludzi, których przygarniał. Konnak: - Ściany pokryte graffiti, w toalecie z sufitu zwisała egzotyczna w siermiężnych latach 80. karta dań z wycieczkowca "Batory" wraz z fotografiami wysublimowanych potraw.

Magda: - Ludzie chętnie do niego przychodzili, bo każdy czuł się akceptowany. Pamiętam fantastyczną atmosferę, absurdalny humor.

 

2.

Totart zadebiutował w kwietniu 1986 r. w Gdańsku spektaklem parateatralnym "Miasto - Masa - Masarnia". Grupa nie miała stałego składu, rozwiązywała się i zawiązywała. Występował, kto chciał. Czasem 10, czasem 80 osób.

 

Konnak: - Używaliśmy sobie na różnych formach kanonicznych: był festiwal, widowisko teatralne, teatrzyk lalkowy, koncert rockowy, wieczór poezji, kabaret, recital, prelekcja, pomoc chorym i staruszkom, dokarmianie zwierząt, demonstracja, manifestacja, dyskusja, procesja, muzeum, bojówka, seans filmowy, happening, subtelne wzruszenie, publiczne praktyki koprofagiczne, pisanie wierszy, performance, rozrzucanie ulotek, kolportaż.

Podczas występów pod Wejherowem rozstawili gigantyczne zdjęcia jedzenia wycięte z zachodnich magazynów. Interweniowało ZOMO. Konnak: - Ślina im ciekła, jak nas zwijali.

Pierwszy prawdziwy skandal miał miejsce w grudniu 1986 r. w Rzeszowie. Opisał to Tymański w "bruLionie": "...sala gimnastyczna, 50 osób totalnie przerażonych w kącie, a my na całej przestrzeni. Sajnóg zaczął czytać manifest, że w sytuacji ekstremalnej trzeba ekstremalnie". Konnak w "Kartkach": "W radykalnej akcji w Rzeszowie smarowaliśmy się ekskrementami i oddawaliśmy na siebie mocz oraz rzucaliśmy się nieświeżym mięsem, ale nie mieliśmy świadomości, że takie praktyki używane są w obrzędach czarnej magii. Dla nas była to wtedy ostatnia stacja przed strzeleniem zbiorowego samobója na scenie, bo wtedy byliśmy na takim etapie".

Poeta i aktor Lopez Mausere (Wojciech Stamm) i Tymański napiszą: "Byliśmy sami, nie dopuszczeni do głosu, poza układem, podbechtani do totalnej olewki wszystkich i wszystkiego. Totart pozwalał nam nie zwariować, podejmować akcje obracające koszmar w bezsilny żart".

"Jakie czasy, takie Totarty" - podsumował Sajnóg w 1992 r. w pierwszym numerze wydawanego przez siebie kwartalnika "Metafizyka społeczna" ("Na rzecz zbliżania estetyki z egzystencją").

Rok później coraz trudniej organizować występy. Atmosfera permanentnego końca osiąga swój szczyt. Konnak: - Wyjechałem do Niemiec. Spędziłem kilka strasznych miesięcy w obozie dla przesiedleńców. Uciekłem z powrotem do Polski, przeszły wszystkie młodzieńcze depresje.

 

Następny etap trwania Totartu (pod koniec lat 80.) nazywa się Zlew Polski i jest kabaretem. Powstaje również grupa poetycka Zlali mi się do środka. Występują m.in.: Paweł Konjo Konnak, Tymon Tymański, Paweł Paulus Mazur, Dariusz Brzózka Brzózkiewicz, Lopez Mausere (Wojciech Stamm). - Zrozumieliśmy, że uśmiech, optymizm to największa anarchia w tamtych czasach.

 

Zbigniew unika nazywania działalności Totartu sztuką. "1. Ze sztuką mieliśmy wspólne raczej funkcje katarktyczne, istotne było nasze spotkanie, jego wymiar terapeutyczny. 2. No, nie każda terapia się udaje".

W 1991 r. mijało pięć lat od pierwszej wizyty Zbigniewa w domu Bogdana Kacmajora pod Morągiem.

3.

Kiedy w 1986 r. Zbigniew odwiedził Kacmajora po raz pierwszy, ten był już uznanym uzdrowicielem. Mieszkał we wsi Kruszewo pod Morągiem. Przyjmował dziennie po 200, 300 osób.

Swoją szczególną moc Kacmajor poczuł w dzieciństwie. Że to moc uzdrawiania - zrozumiał w 1982 r. Za odmowę służby wojskowej siedział w więzieniu, potem dwa tygodnie głodował, ostatniego dnia miał widzenia. Mieszkał w Elblągu, gdzie żył słynny uzdrowiciel ojciec Andrzej Klimuszko. Kiedy umarł, w mieście objawiło się wielu następców, w tym Kacmajor.

Pierwszą pacjentką była jego własna ciotka. Kiedy przyłożył jej ręce do czoła, podobno wyzdrowiała. Zaczęło być o nim głośno. Musiał zatrudnić współpracowników: taksówkarza i sekretarkę. Każdy pacjent dostawał numerek z dniem, godziną i minutą wizyty. Lista była pełna na kilka miesięcy naprzód. Służbowym samochodem dojeżdżał do chorych. Kacmajor tłumaczył dziennikarzowi "Życia Warszawy": "Nie leczę ciał tych ludzi, leczę ich etykę. Wszyscy ludzie, którzy ode mnie wychodzą, są uleczeni do końca ze wszystkich chorób. Cierpimy za grzechy z poprzednich wcieleń, ale jeżeli w tym wcieleniu będziemy dobrzy, nie będziemy chorować. Kiedy nakładam chorym ręce, czuję w sobie ich choroby. Ja mogę chorobę odjąć, ale także mogę ją na człowieka włożyć".

 

Kacmajor przeprowadził się pod Morąg. Tam dojeżdżały pełne pociągi chorych. Najwięcej z okolic Lubartowa w woj. lubelskim. Więc pod koniec lat 80. sam Kacmajor przenosi się do Lubartowa.

 

Mieszka u bogatszych gospodarzy, wspierają go wtedy ojcowie karmelici. W 1989 r. kupuje ziemię w pobliskim Majdanie Kozłowieckim, buduje 400-metrowy dom. Sprowadza się razem z 50 ozdrowieńcami. Z patyków zbijają drogowskaz: "Niebo". Tu też przychodzą tłumy.

- Ludzie we wsi się do nich przekonali, bo za bezcen rozdawali swoje pralki i telewizory. Uważali, że są szkodliwe, że należy pozbyć się dóbr materialnych, żeby nauczyć się żyć na nowo, w zgodzie z naturą - opowiada sołtysowa z Majdanu.

- Źle się wokół nich zrobiło, jak zaczęli kraść.

Sołtysowie, jak większość sąsiadów, też byli pacjentami białego domu przy szosie: - Poszłam do Kacmajora z bolącym kręgosłupem. On mi na to, że mam chorego zęba i serce. Najczęściej ludziom choroby serca znajdował.

Wszystko w Niebie podporządkowane jest Kacmajorowi. Kacmajor przydziela członkom nowe imiona i nowe żony. Sam uczy dzieci z białego domu, nie posyła ich do szkoły ani do kościoła. Szkoła jest grzeszna, uczy niewiary, Kościół katolicki dawno odwrócił się od Boga. Wszystkie osoby zamieszkałe w Niebie przekonują, że są tam z własnej woli, że Bogdan pomógł im przezwyciężyć samotność, choroby, narkotyki, że wreszcie czują się kochani i potrzebni.

Od początku lat 90. siedlisko przy szosie zaczyna się nazywać sektą. W 1992 r. Bogdan Kacmajor w lubartowskim Urzędzie Gminy może oficjalnie zarejestrować firmę. W rubryce: rodzaj działalności gospodarczej, wpisano: "Leczenie Duchem Bożym w imieniu Jezusa Chrystusa przez nakładanie rąk".

Kacmajor pamięta dokładnie dzień, w którym zobaczył Zbigniewa: "Miły chłopak z problemami. Postanowiłem mu pomóc" - opowiadał w wywiadzie-rzece udzielonym "bruLionowi" w 1996 r.

 

4.

Gdańsk po przełomie, początek lat 90. Tymon odchodzi z "Miłością". Lopez emigruje do Niemiec, Paulus do "Gazety Morskiej", Artur Kudłaty Kozdrowski do dziewczyny w Warszawie. Do Berlina wyjeżdża Ela, długoletnia narzeczona Sajnóga. Konnak: - Rodzice nie byli już w stanie nas utrzymywać. Zaczęliśmy rozglądać się za pieniędzmi. W końcu to pochłonęło niektórych na dobre.

 

Magda przyznaje, że przejście Zbyszka na drugą stronę odbyło się w sposób płynny, niezauważalny: - Nie uchwyciliśmy tego momentu. Domyślam się, że Zbyszkowi ciężko było się znaleźć w czasach, kiedy artyści tacy jak on przestawali być potrzebni. On bardzo nie chciał poddać się komercji.

Paweł Konnak: - Od 1991 r. miał duże problemy ze sobą, my tego nie rejestrowaliśmy, bo on nie uzewnętrzniał swoich dramatów egzystencjalnych na linii Bóg-Kosmos-On.

Zaczął chorować. Mówili o nim: "Nerka". Leżał całymi tygodniami w domu. Lekarze nie mogli zidentyfikować żadnej dolegliwości. Konnak: - Wyjeżdżał na kilka dni, potem na kilka tygodni. Jeździł do Nieba, do uzdrowicieli. Wracał i był załamany. Mówił, że w kościele spotkał diabła. Że nic nie ma sensu. Trafił do Lecha Stefańskiego, niebezpiecznego czarnomagika. O jego psychotronicznych kursach mówi się, że są wylęgarnią satanistów.

Magda pamięta przeprowadzkę w 1992 r.: - Zbyszek razem z kolegami pomagał przenosić graty. Dziś wiem, że to byli już ludzie z sekty. Wszyscy mieli na imię Piotr. Wtedy to wydało nam się zabawne, w końcu wśród jego znajomych wszystko było możliwe.

W październiku ludzie Totartu współorganizują jeszcze Gdańskie Dni Niezależnych. Kwitnie Galeria C14, Łaźnia, Wyspa. Zbigniew publikuje manifest o zaprzestaniu rozmnażania. Ziemia jest zatruta. We współczesnej kulturze coraz mniej miejsca na nieskrępowane akty twórcze. Rzeczywistość frustruje i alienuje. Człowiek nie może sam kształtować swojego życia.

W 1992 r. Robert Tekieli zostaje producentem i współautorem programów "AlternaTiVi" i "Dzyndzylyndzy" w telewizji publicznej. Alternatywa ma względnie nieskrępowany dostęp do czasu antenowego. Programy współtworzą totartowcy. Są plany, żeby ściągnąć Zbigniewa na stałe na Woronicza. Byłby kierownikiem literackim. Jest etat, jest mieszkanie. Za późno. Konnak napisze: "W lutym 1993 r. ma miejsce transpozycja Zbigniewa w inny obszar świadomości połączona z mesjanistycznym wykładem w Państwowej Galerii sztuki w Sopocie, a następnie oddaleniem się w nieznanym kierunku".

 

5.

W 1992 r. w Niebie coraz trudniej o środki do życia. Przestają przychodzić pacjenci. Najpierw ręce przykładał sam Kacmajor, potem jego zastępca Andrzej Ilski. Guru przyuczył do leczenia innych ludzi z sekty.

 

- Przychodzę, a Kacmajor z Ilskim rozwaleni na kanapie, a na stole piwo - opowiada sołtysowa. Miarka przebrała się, gdy w Majdanie leczyć zaczął emerytowany milicjant z Lubartowa.

O Niebie zaczyna być głośno. Rodzice zgłaszają porwanie i przetrzymywanie dzieci (jeśli są one pełnoletnie, policja jest bezradna), policja szuka tam dezertera z jednostki wojskowej. Do lubartowskiej komendy spływają doniesienia o nierejestrowaniu noworodków. Niebo staje się najczęściej opisywaną polską sektą. Szum jej nie służy. Część wyznawców na polecenie Kacmajora przenosi się pod Białystok.

Psują się stosunki z miejscowymi. - Brali ode mnie mleko - opowiada mieszkanka wioski.

- I nagle przestali. Powiedzieli, że kłócę się z mężem, więc mleko od moich krów jest zatrute.

Niebianie mają miejscowym za złe, że nie chcą się leczyć Duchem Świętym. Zapowiadają ich rychłą śmierć. Kandydatowi na senatora, który w Lubartowie zorganizował spotkanie przedwyborcze w niedzielę, przepowiadają śmierć na raka. Miejscowemu policjantowi wymierzają karę trzydniowej biegunki. Wygwizdują procesję, która przechodzi szosą pod oknami białego domu.

6.

Jeszcze w 1992 r. Zbigniew pisał w manifeście "O jakości świata montowanego": "Tempo, w jakim dana idea obiecuje uszczęśliwić całą ludzkość, jest wprost proporcjonalne do tempa wzrostu wieżyczek strażniczych i zasieków z drutu kolczastego, w przypadku wprowadzenia tej idei w życie".

 

Dwa lata później nowy Zbigniew pojawia się w domach totartowców. Do Konnaka przychodzi z Ilskim. Zapowiadają koniec świata, obiecują wybawienie. Do Tymona przychodzi z Kacmajorem. W jednej ręce mają Biblię, w drugiej kij bejsbolowy. Brzózkiewiczowi przepowiadają raka i rychłą śmierć.

Magda: - Przyszedł z Ilskim i Kacmajorem. Chcieli, żebyśmy do nich dołączyli. Ale kiedy Kacmajor zaczął nas szantażować - mąż wyrzucił go za drzwi. I Zbyszek poszedł za Kacmajorem.

Lopez: - Widziałem go w jego ogołoconym mieszkaniu. Odbywało się kazanie sekty, wpuszczono mnie przez pomyłkę. Podszedłem do Zbyszka, nie było z nim kontaktu.

Pod koniec 1996 r. dziennikarz "Słowa Ludu" spotkał w wyludnionym Niebie Anioła Rowerowego. Anioł Rowerowy opowiadał, jak w połowie lat 80. Kacmajor przepowiedział, że w Ameryce Południowej runie góra. Proroctwo się spełniło, zginęło 10 tys. ludzi. Anioł zdecydował się zamieszkać w Majdanie 3 lata temu, ze względu na problemy zdrowotne i duchowe. Miał guza nowotworowego. Anioł Rowerowy to Zbigniew Sajnóg.

Konnak i Tekieli szykują partyzancki atak na sektę. Chcą odbić Zbigniewa. Konnak: - Historia nie zna szczęśliwych powrotów z sekty. Jedyny możliwy sposób to porwać i odizolować człowieka. Przez rok, półtora nad człowiekiem czuwać.

Konnak i Tekieli poddali się. - Jeśli można było wtedy Zbigniewowi pomóc, to myśmy nie potrafili tego zrobić.

W opublikowanym w 1991 r. w "bruLionie" zestawieniu polskiej alternatywnej działalności społeczno-literackiej Robert Tekieli opisuje Totart i komentuje: "Ciężar gatunkowy działalności i dokonań intelektualnych tego środowiska wykracza nieskończenie poza ramy faktograficznej notki". (Kilka lat później nawrócony "bruLion" odetnie się od wystąpień gdańskiej grupy. Totart działał "bez zabezpieczeń. Takich, jakie daje instytucja Kościoła. Dzięki temu ludzie w zetknięciu z czymś co inteligentniejsze i mocniejsze nie muszą przegrywać" - wyjaśniał "Polityce" 8/98 Tekieli).

7.

W białym domu w Majdanie Kozłowieckim mieszka dziś tylko rodzina Kacmajorów i ich znajomy z Ukrainy. Dom zaniedbany, bieda.

Badania daktyloskopijne męskich zwłok w niebieskiej kurtce wykazały, że samobójstwo popełniła zupełnie inna, opuszczona osoba z sekty Niebo. Magda, siostra Zbigniewa Sajnóga, prosiła więc policję o odszukanie zaginionego brata.

Po kilku dniach policjanci z komendy w Lubartowie zatelefonowali do Gdańska. Zbigniew żyje, jest zdrowy. I prosi, żeby nikt nigdy nie próbował go odnaleźć.









bruLion - wybór tekstów