"LITERATURA NA
ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)
Wiek Céline'a
z PHILIPPE'EM
MURAY
FRANÇOIS LAGARDE: Jest pan powieściopisarzem, a także eseistą,
autorem znaczącej książki o Célinie.[1]
Poddaje pan analizie ideologie dwudziestego wieku i z tej perspektywy
rozpatruje pan twórczość Céline'a, autora jeszcze dzisiaj obłożonych tabu
antysemickich pamfletów. Odrzuca pan rozgraniczenie na Céline'a-pisarza i
Céline'a-pamflecistę.
PHILIPPE MURAY:
Wychodzę od stwierdzenia niezbitego faktu. Nie istnieją dzieła zebrane
Céline'a, gdyż część jego twórczości obwarowana jest zakazem, nie zakazem prawnym,
lecz wydanym przez samego pisarza, który po wojnie nie zgodził się na
wznowienie swoich pamfletów. Céline jest zatem jedynym i ostatnim francuskim
pisarzem pozbawionym edycji dzieł zebranych. Przed nim ostatnim, który doświadczył
podobnego losu, był Sade. Trzeba było dopiero odwagi Gilberta Lély, zmiany
obyczajów, prac surrealistów i zabiegów krytyków z kręgu "Tel Quel", aby
Sade został włączony do historii literatury, on, którego twórczość uważano
powszechnie (do wyjątków należeli Flaubert i Baudelaire) za coś w rodzaju
muzeum okrucieństwa, potworności, literackiej teatrologii... Jeśli zestawiam
Sade'a z Céline'em, to dlatego, że każdy z nich jest w swojej epoce uosobieniem
nieopisanej potworności i każdy z nich zamyka pewien historyczny cykl,
dokonując tego w sposób dla rodzaju ludzkiego nie do przyjęcia. Sade i Céline
są dla społeczeństwa uosobieniem pewnych nieprzekraczalnych granicznych progów.
FRANÇOIS LAGARDE: Czy można
mówić o sadyzmie Céline'a?
PHILIPPE MURAY: Tak. Ale
nie w ścisłym tego słowa znaczeniu. Można mówić w tym sensie, w jakim sam Sade
"sadystyczny" nie był... Natomiast Céline tak. Chociaż przytaczał zwykle
masochistyczne usprawiedliwienie (twierdził, że sam padł ofiarą żydowskiego
sadyzmu). Rozpatrywany z tego punktu widzenia, antysemityzm Céline'a wydaje się
niezwykle banalny, niegodziwie stereotypowy: Żydzi mają wszystko, wszystko
zagarnęli, pieniądze, kobiety, władzę, trzeba im to wszystko odebrać... Sade,
który dla wielu ludzi pozostaje synonimem postawy odrażającej, poprzestał na
opisaniu, w sposób drastyczny, tłumionych, zbrodniczych i niszczycielskich
marzeń - źródła rozkoszy - które nawiedzają nas pod przykrywką humanitarnych
haseł. Tylko ludzie naiwni mogą odczytywać Sade'a dosłownie. Nic nie zrozumiał
z Sade'a ten, kto uwierzył, że Sade występuje w obronie zbrodni, podczas gdy o
czymś wręcz przeciwnym świadczy jego gwałtowna odraza wobec kary śmierci, i to
odraza ujawniona w okresie Terroru! Odrzucenie Sade'a jest wyrazem bardzo
typowej nieumiejętności rozróżnienia powieściowej symboliki od rzeczywistości...
Przypadek Céline'a jest inny. Potworność jego antysemickich pamfletów polega na
tym, że dosyć dobrze, niestety, dają się one zastosować w rzeczywistości, wobec
ofiar, które wyznaczają: wobec "Żydów". Nie można dziś czytać Bagatelles
(1937), nie powracając pamięcią do koszmaru obozów zagłady.
FRANÇOIS LAGARDE: Dlaczego
jeszcze dzisiaj tak chętnie rozgranicza
się Céline'a - "dobrego" pisarza od Celine'a - "złego"
pamflecisty?
PHILIPPE MURAY: Wynika
to z niechęci do przeprowadzenia rzetelnej analizy, niechęci do przyznania, że
dwa tak sprzeczne ze sobą dążenia mogły się zbiec w osobie jednego pisarza. Niechęci
do dostrzeżenia przemawiających za tym logicznych argumentacji. Skutkiem tego
jest z jednej strony bagatelizowanie pamfletów, z drugiej "gorliwe oskarżenia",
nie poparte najmniejszą nawet próbą wyjaśnienia ich pokrętnej genealogii, to
znaczy pozbawione krytycznych podstaw...
Istnieje też
inna przyczyna owej powszechnej troski o utrzymanie podwójnego wizerunku
Céline'a. Bo w gruncie rzeczy w dziedzinie języka francuskiego Céline
wyprzedził w XX wieku wszystkich pozostałych pisarzy. On zaszedł z nich
najdalej, przemówił z największą mocą, największą intensywnością... Znalazł
stosowny dla tego stulecia sposób obrazowania, styl, język. Choć nie należał do
żadnej awangardy, spełnił marzenia każdej z nich. Nie można go pominąć. Ci,
którzy go podziwiają, obawiają się skrycie, że mimo swojego podziwu napotkają
widmo hańby, widmo antysemityzmu, którego niesława przylgnęła w pewien sposób
do pisarza... Obawiają się tego, bo to ostatecznie obnażyłoby prawdziwą, choć
utajoną, istotę każdej awangardy. Obnażyłoby zbrodniczą reakcyjność drzemiącą
pod euforycznymi hasłami o postępowości, bo awangardy tradycyjnie występują w
imię "postępu" i lepszego świata. Fakt, że Céline odkrył żywy język
stulecia, a jednocześnie w jego dziełach na każdym kroku napotykamy trupy,
wydaje się rzeczą skandaliczną, niezrozumiałą, potworną.
FRANÇOIS LAGARDE: Czy
zakazane, ocenzurowane dzieła Céline'a doczekają się kiedyś ponownego wydania,
tak jak to się stało w przypadku Sade'a?
PHILIPPE MURAY: Być
może, ale nie po to zwróciłem uwagę na osobliwy brak jego "dzieł
zebranych", aby domagać się wznowienia zakazanych pamfletów, co nie
byłoby obecnie pożądane. Chciałbym jednak wskazać na pewne drobne nieporozumienie.
Céline, jak pan wie, napisał cztery pamflety. Trzy późniejsze to niemal
wyłącznie tasiemcowe i złowrogie antysemickie womitacje. Natomiast pierwszy z
nich wydaje mi się dużo bardziej interesujący. Nosi tytuł Mea culpa, jest
zwięzły i poświęcony wyłącznie temu, co Céline sądził o Związku Radzieckim i co
tam ujrzał podczas swojej podróży w roku 1936. Mea culpa nie jest
pamfletem antysemickim (słowo "Żyd" pojawia się zaledwie dwukrotnie, za
pierwszym razem po to, aby zdjąć z Żydów podejrzenie o spowodowanie zła, które
pisarz ujawnia). Mea culpa jest pamfletem antysowieckim. Ośmielę się
otwarcie powiedzieć, że według mnie, pamflet ten zupełnie się nie zestarzał. A
nawet wybiega ponad to, czego mogliśmy się później dowiedzieć o reżymie
komunistycznym. Pamflet ten jest wciąż zaliczany do zakazanych książek
antysemickich, co mnie dziwi. Czyżby nikt go nie czytał? Czyżby nadal oskarżany
był o atakowanie sowieckiego reżymu? W każdym razie biorę na siebie ryzyko
optowania za pilnym wznowieniem tego pamfletu. W którym Céline nie mówi nic
ponad to, co ujawnia we wszystkich swoich powieściach: ujawnia zło tkwiące w
człowieku, jego figmentum malum, tak do gruntu obnażone przez sowieckie
ambicje zmierzające do przemiany człowieczej natury...
FRANÇOIS LAGARDE: Zakaz,
którym obłożone są "wyklęte" dzieła, wydaje się o tyle daremny, że
antysemityzm Céline'a obecny jest w jego powieściach.
PHILIPPE MURAY:
Oczywiście, i można by wykazać, że antysemityzm Céline'a wywodzi się w takim
samym stopniu z podejmowanych przez jego powieści wątków tematycznych, w jakim
jego sztuka pisarska i dokonany przez niego językowy przewrót, wywodzą się z
pamfletów. Istnieje tu pewna symetria.
Zarówno w Śmierci
na kredyt, jak i w pamfletach daje się zaobserwować to samo zazębianie się
wątków tematycznych. Znając treść Bagatelles (Céline opowiada w nich
historię scenicznych niepowodzeń swoich Baletów, niepowodzeń, z których
zrodził się jego antysemityzm, bo dyrektorzy teatrów byli "Żydami"),
odkrywamy a posteriori ten sam mechanizm w Śmierci na kredyt, gdzie
mowa jest o niepowodzeniach Céline'a, który nie potrafi opowiedzieć średniowiecznej
legendy... Kiedy Céline nie jest zdolny do napisania tego, co by chciał
napisać, a jakby przez przypadek, rzecz ma być "subtelna", wyrafinowana, a
zatem ma być przeciwieństwem jego prawdziwego stylu, to wówczas winą za własną
nieudolność obciąża on pewną grupę ludzi. Różnica pomiędzy działaniem tego
mechanizmu w prozie powieściowej i w pamfletach polega na tym, że w
powieściach niemożność napisania "średniowiecznej" legendy daje w efekcie
célinowską fikcję, natomiast w pamfletach porażka prowadzi do antysemickich
napaści. Antysemityzmu Céline'a można się też dopatrzyć w jego ostatnich
powieściach, gdzie pisarz nie wspomina już wprawdzie o "Żydach", ale przyznaje
się do nowej obsesji: tym razem są to
Chińczycy, "żółte niebezpieczeństwo"...
FRANÇOIS LAGARDE: Dowodzi
pan ponadto, że antysemita Céline głośno krzyczy o tym, o czym historyczne
wspólnoty mówią szeptem.
PHILIPPE MURAY:
Spostrzegłem, że w jego pamfletach dochodzi do głosu zbiorowa namiętność,
niestety, niezwykle rozpowszechniona, którą Ezra Pound nazwał "godną
politowania, niską namiętnością przedmieści". Ta społeczna namiętność,
jaką jest antysemityzm, była w gruncie rzeczy namiętnością wszystkich
historycznych zbiorowości do chwili, kiedy po nazistowskich prześladowaniach
wspólnotom tym zabrakło odwagi do jej ujawniania. Pamflety Céline'a
najdobitniej wyrażają zbiorową podświadomość cywilizacji Zachodu. W tej
sytuacji wydaje się dziwne, że jego książki nadal pozostają zakazane, zupełnie
jakby ludzka zbiorowość nie chciała wiedzieć, co na ten temat myślała w ciągu
dwóch tysiącleci... Ale poruszanie tej kwestii świadczy o bardzo złych
intencjach...
FRANÇOIS LAGARDE: Jaką
pozycję zajmowali współcześni Céline'owi pisarze wobec "kwestii
żydowskiej"?
PHILIPPE MURAY: Bardzo
nieliczni pisarze wolni są w gruncie rzeczy od antysemityzmu. Ani Gide
(myślę o jego Dzienniku), ani tak szanowani "humaniści" jak Duhamel
czy wzniosły Giraudoux nie są w tej materii bezgrzeszni. Ale ich antysemityzm
był jak najbardziej dopuszczalny i salonowy, podczas gdy antysemityzm
Céline'a, wykrzyczany, wrzaskliwy, wulgarny, skatologiczny, wydawał się nazbyt
jaskrawy. Przedstawiał zatem dogodny cel. Społeczeństwo, wyładowując się na
nim, oczyszczało się z grzechu antysemityzmu. Odnoszę takie wrażenie, że
antysemityzm znalazł w osobie Céline'a kulminację własnego wyczerpania po
wielowiekowej historii. Historii bardzo zróżnicowanej, która przyjmowała
rozmaite formy zależnie od wyznawanej religii, ideologii, cywilizacji. W XIX
wieku przykładem najbardziej uderzającym był sam Marks, który po epoce
antysemityzmu chrześcijańskiego zapoczątkował w pewnej mierze erę antysemityzmu
"naukowego", ekonomicznego, racjonalnego (którego podstawy stworzyli w
epoce Oświecenia niektórzy myśliciele, jak na przykład Voltaire, polecam
lekturę jego budującego hasła "Żydzi", zamieszczonego w Słowniku
filozoficznym). Tekstem Marksa, który od stu lat wprawia w zakłopotanie
wszystkich marksistów, są "Rozważania nad kwestią żydowską". Jeśli
przyjrzymy się rzeczom z bliska, spostrzeżemy, że na dobrą sprawę myśl
marksistowska nabiera rozmachu dopiero z chwilą wyrażenia antysemickich
przekonań. Można oczywiście powiedzieć, że poprzez uderzenie w Żydów Marks
mierzy w kapitalistyczny zysk. Ale należy zadać sobie pytanie, czy rozbudowując
tę kwestię w Kapitale nie uogólnia on myśli w istocie antysemickiej?
Pomiędzy Kapitałem a "Rozważaniami" dostrzegam tę samą więź, jaka
istnieje pomiędzy nurkiem a trampoliną, to znaczy więź przyczynowo-skutkową. W L'Ecole
des cadavres Céline wspomina pochwalnie Marksa, wymieniając go wśród innych
myślicieli zapełniających okazały antysemicki Panteon... Niech pan zajrzy do
korespondencji Marksa i Engelsa, Engels był antysemitą "w stylu
pruskim"... Albo niech pan przeczyta uwagi Bakunina, który nienawidził
Marksa, bo Marks był Żydem. Czy Proudhona, który mówi o tym "parchu"
Marksie...
FRANÇOIS LAGARDE: Jaki
związek dostrzega pan pomiędzy stylem Céline'a a jego antysemityzmem?
PHILIPPE MURAY:
Powiedziałbym, że antysemityzm Céline'a jest, co paradoksalne, logicznym
następstwem jego językowej rewolucji. Nie dość wyraźnie postrzegaliśmy
Céline'a w obrębie ruchów awangardowych, poprzestając przeważnie na fakcie, że
oficjalnie nigdy nie należał on do żadnej formalnej awangardy. A jednak Céline
mieści się w historii awangard. Doprowadza do krańcowości ich logikę, która
zakłada całkowite przekreślenie tradycji. Céline posuwa się jeszcze dalej,
uderzając w Tradycję pod postacią tekstu biblijnego, a w konsekwencji uderzając
w tych, którzy byli jej depozytariuszami... Céline jest najbardziej logicznym
spośród pisarzy awangardy. Dlaczego tak bardzo upierano się przy tym, aby było
dwóch Céline'ów, a nie jeden? Czy dlatego, aby potwierdzić istnienie dwóch
zmagających się ze sobą światów, świata dobra i zła? Bo jeśli świat jest tylko
jeden, to jest on skażony przez zło. Podobnie jeśli istnieje tylko jeden
Céline, jest on skażony pamfletami. Ale jeśli jest ich dwóch, to wówczas można
podziwiać wielkiego pisarza, nie zadając sobie samemu pytania o własny
antysemityzm.
FRANÇOIS LAGARDE: Dlatego
napisał pan, że "skandal wokół osoby Céline'a jest, przede wszystkim, skandalem
literackim".
PHILIPPE MURAY: Tak, a
nawet powiedziałbym, że jest skandaliczny właśnie dlatego, że jest skandalem
literackim. Awangarda literacka, postęp w sztuce, wszystko to w przenośnym świecie
wyobrażeń obywateli XX wieku jest synonimem postępowości, rewolucji
społecznej, myśli lewicowej... A zatem także Céline powinien być, zgodnie z tą prawidłowością, myślicielem
lewicy. Tak zresztą sądzono zaraz po ukazaniu się Podróży. Wydawało się
rzeczą nie do pomyślenia, aby taki przewrót stylistyczny nie szedł w parze z aktywnym zaangażowaniem się
po stronie lewicy. Tymczasem stało się wręcz odwrotnie! Stąd skandal w świecie
ożywianym wiarą w przyszłość i w solidarnościową więź literatury i postępu...
Gdybym chciał sytuację uprościć, powiedziałbym, że w wieku XX istniały dwie
odrębne i nieprzyjazne sobie intelektualne orbity: orbita intelektualistów
lewicy oraz orbita "Céline'a". Która ponadto uderza w wewnętrzne ograniczenia
dyskursu lewicy, rozbudzając w niej
jednocześnie niedobre wspomnienia (zapomnianego dzisiaj antysemityzmu z
początków socjalizmu) oraz uświadamiając jej własne porażki formalne
(niezdolność do wymyślenia nowego języka, który, paradoksalnie, wynalazł pisarz
uznany za reakcyjnego).
FRANÇOIS LAGARDE: Należałoby zatem uznać, że Céline był
"lewicowy" wówczas, kiedy dawał wyraz własnemu antysemityzmowi?
PHILIPPE MURAY: Rzeczy faktycznie się komplikują, kiedy
czytając uważnie na przykład Bagatelles albo Beaux Draps odkryje
pan, że właśnie wówczas, gdy Céline wybucha antysemicką nienawiścią, wyraża on
także lewicowe poglądy... To właśnie wtedy
wysuwa program społecznych reform, projekty nowych rozwiązań urbanistycznych,
powszechnej higieny, zasady humanitaryzmu... I to pomiędzy wezwaniami do
antysemickich prześladowań. A ten "komunizm w stylu Labiche'a" z Beaux
Draps, ta "rewolucja umiarkowana", która dziwnie przypomina (jeśli
odwołamy się do czarnego humoru) wiele współczesnych debat poświęconych
socjalizmowi lub komunizmowi "a la française"...
Céline, właśnie wówczas, kiedy jest antysemitą, zachowuje się tak, jak tego po
nim oczekiwano: czy to nie wtedy daje wyraz politycznemu zaangażowaniu po
stronie lewicy?... Jego współcześni nie mogli mu wybaczyć jednego: że tak
dobrze ich wysłuchał, ale tylko w pamfletach! Napisał ponadto Podróż do
kresu nocy, arcydzieło, o którym
lewica marzyła, a którego nie stworzył pisarz "lewicy"... Zastanawiam się
zatem, czy powody, dla których Céline został tak bezwzględnie odrzucony, nie
były powodami natury politycznej w jeszcze większym stopniu niż literackiej.
Céline w to oczywiście nie wątpił, skoro w roku 1946 napisał w liście do
duńskiego adwokata:
"Pośród tylu
nienawiści, których jestem przedmiotem, najbardziej polegać mogę na nienawiści wszystkich francuskich literatów,
młodych i starych, rasy diabelnie zawistnej, która nigdy nie wybaczyła mi tak
nagłego wejścia na scenę, tak świetnego
wkroczenia do literatury francuskiej. Oni nie odetchną aż do dnia mojej
egzekucji. Podróż do kresu nocy nie
pozwala im swobodnie żyć ani oddychać od chwili, kiedy się ukazała. Podobnej
sytuacji doświadczyli Manet i Monet po odkryciu impresjonizmu. Znalazłoby się wówczas
z dziesięć tysięcy malarzy gotowych do popełnienia mordu, nie wykluczam też
publiczności, tylko że oni obaj nie dali za
życia dostatecznych powodów do usprawiedliwienia takiego mordu. A ja
byłem na tyle głupi, żeby je dać, to wszystko! Od chwili wydania Podróży stałem
się przedmiotem zabiegów i umizgów ze strony różnych partii politycznych.
Partia komunistyczna wykazała szczególną natarczywość..."
W innym liście,
z roku 1950, Céline pisze:
"Rewolucjoniści
i anarchiści są zarówno w stylu jak w sposobie myślenia, niestety zawsze, to
już klasyczne, tak cholernie i zajadle konserwatywni!"
W ten sposób
przygoda Céline'a, a pozostaje nam tylko potępić jego antysemityzm, pozwala
także osądzić polityczne złudzenia XX wieku. Proces twórczy, który ukształtował
dzieło Céline'a, podlegał wyłącznie wewnętrznym nakazom jego stylu i estetyki.
Céline stworzył z początku pozory literatury wojującej, chociaż była to
literatura, która w nic nie wierzyła i nie wzywała do żadnej politycznej
przemiany. Myśliciele lewicy sądzili, że Céline, przemawiając głosem
proletariusza, zaangażuje się i pozostawi przesłanie. Aragon wezwał nawet
Céline'a, aby się politycznie zdeklarował. Powinien się pan przekonać i
odrzucić własny agnostycyzm, napisał zaraz po przeczytaniu Podróży. Aragon
chciał nałożyć Céline'owi komunistyczną sutannę, ale Céline pozostał
człowiekiem świeckim, przynajmniej pod tym względem, bo wiemy, że wybrał w
końcu inny "Kościół", inną religię, religię antysemityzmu. Dzieło
Céline'a nasuwa mi zawsze obraz bieguna północnego, który doprowadza busole do
szaleństwa. Céline doprowadza do szaleństwa busole polityczne i literackie,
które tracą orientację, nie potrafią już odróżnić kierunku południowego od
północnego, prawicy od lewicy.
FRANÇOIS LAGARDE:
Rozwijając tę myśl, uwydatnił pan dystans, jaki zarazem łączy i dzieli
tendencję okultystyczno - pozytywistyczną i Céline'a.
PHILIPPE MURAY: Nie
należy zapominać, że u schyłku XVIII wieku Oświecenie nieodłączne było od
Iluminizmu. Lavater, Mesmer, Louis-Claude de Saint-Martin nie pozostają na
uboczu wielkiej debaty nad Rozumem. W XIX wieku, kiedy religia chrześcijańska
przestała gwarantować prawo opierające się o instytucję, kiedy zatem zniknęły
symboliczne zabezpieczenia, wówczas powrócono do tego, co Kościół katolicki
stłumił, powrócono do kultów pogańskich. Rozwarła się przepaść, którą należało
wypełnić, a wówczas kult Matki i kult zmarłych ponownie zajął miejsce wiary.
Biograficzne perypetie pisarzy dostarczają objawienia. Michelet, który urodził
się w kościele pozbawionym religijnej
uczuciowości, wysławia Czarownicę, oddaje cześć
Naturze i zwierzętom, a wreszcie zapełnia swój Dziennik zapiskami
o stolcach
FRANÇOIS LAGARDE: Rozwija pan tę myśl w książce Le 19e
Siecle a travers les ages. Co zainteresowało pana szczególnie w
wieku dziewiętnastym?
PHILIPPE MURAY: Lubię się
przyglądać, w jakiej mierze dominująca ideologia XX wieku,
socjalizm, zawdzięcza swoje powolne i chaotyczne narodziny mniej lub
bardziej zamaskowanemu, negowanemu przywróceniu okultyzmu i wszystkich elementów
dawnej magii, odrodzonej pod nazwą teozofii... Zupełnie jakby okultyzm
został powołany do odegrania roli niewidocznego,
emocjonalnego akceleratora socjalizmu...
Granica pomiędzy okultyzmem a socjalizmem jest niezwykle płynna, krucha, tu i
ówdzie zatarta... Jedni, jak Allan Kardec, przebyli drogę od socjalizmu do
okultyzmu, drudzy przemierzyli ją w kierunku odwrotnym, jak Hugo. Ich
współistnienie jest rzeczą znamienną, i, by nie pozostawiać niedomówień,
kompromitującą. Taki w moich oczach jest wiek XIX. Rozwój nauki i powrót do
iluzji (Renan był wielbicielem okultystyczno-socjalistycznej powieści George
Sand, Spirydon). Nastąpił rozwój nauki poprzez powrót iluzji, a
także rozwój iluzji naukowo potwierdzony... Wirujące stoliki, nekromancja,
Panteon, technika. A dzisiaj: technika, postąp, era Wodnika, istoty
pozaziemskie, astrologia... Z zasobów tego dziewiętnastowiecznego lamusa,
pełnego pomieszania i budzącego niechęć, nie przestał, w moim przekonaniu,
czerpać, całkiem nawet bezwiednie, wiek XX, chociaż nie przestaje on prawić o
zerwaniu i odcięciu się...
FRANÇOIS LAGARDE: Céline'owi natomiast udało się przyswoić, a zarazem rozsadzić
owo okultystyczno - pozytywistyczne dziedzictwo.
PHILIPPE MURAY: Céline wprowadził na scenę dwie postaci, pozytywistę Courtiala
de Pereires w Śmierci na kredyt i okultystę Hervé Sosthene de Rodiencourt w Guignol's Band. Są to dwa
sposoby przedstawienia dwóch głównych tendencji dziewiętnastego wieku, jego
prawa i lewa ręka. Każde spotkanie obu tych rąk prowadzi do próby zaduszenia.
Zaduszenia czego? Chrześcijańskiej przeszłości, i, oczywiście, sięgając
głębiej, judaizmu. Zresztą na pierwszych stronach Guignol's Band Céline mówi o Żydach posługując się pojęciami okultyzmu, a
kiedy daje wyraz własnemu antysemityzmowi, jest zarazem okultystą i
pozytywistycznym socjalistą. Dopiero ze spotkania obu tych tendencji wyniknąć
mogą prześladowania. Postaci Courtiala i Sosthene'a są wykpione, ośmieszone,
marionetkowe, toteż myślę, że Céline
trzeźwo patrzył na ową pozytywistyczno-okultystyczną tendencję.
FRANÇOIS LAGARDE: Można by
zatem sądzić, że on nie wpadnie w to, co sam atakuje, a jednak...
PHILIPPE MURAY:
Niestety... Chociaż to delikatna materia, trudna do określenia. W swoich
dziełach Céline nieustannie określał się jako ten,
kto stoi poza światem, ktoś w pewnym sensie martwy, wyłączony że świata, wolny...
To znaczy wolny również od właściwych człowiekowi, i tylko człowiekowi,
namiętności, takich, do jakich należy na przykład antysemityzm... Myślę, że
posunął się w tym za daleko, godząc się na status widma, umarłego, ducha,
martwego pola gatunku, "innego" wobec świata. Być może za daleko, by móc
wytrwać w tej samotności. W każdym razie wydaje mi się, że poprzez pamflety
chciał wyrwać się z tego stanu, w pewnym sensie zmartwychwstać, poczuć się
znowu "żywym"... A czyż prześladowanie innych nie jest najlepszym dowodem
na nasze własne istnienie? Tak się też, niestety, stało. I jeśli można
wyprowadzić z jego "przygody" jakiś morał, to będzie on dotyczył
moralności wyłączenia, w tym sensie, że moralność ta nie zabezpiecza przed
chęcią prześladowania... Powiedzmy, że to najskromniejszy morał, jaki można wysnuć
z jego przygody... Nie wydaje się nazbyt ekscytujący? Należałoby zatem
sporządzić rejestr wszystkich trupów dostarczonych przez wielkie "ekscytacje" historii...
FRANÇOIS LAGARDE: Tu
odnajdujemy Céline'a z końcowej fazy twórczości, Céline'a metafizycznego, "zjawę, która powraca, aby odkupić
się poprzez słowo", jak pan napisał w swojej książce.
PHILIPPE MURAY: Sądzę,
że głębia literacka Céline'a pozostaje
jeszcze do zbadania. Céline kilkakrotnie
zmieniał styl i kilkakrotnie na nowo wymyślał swój język. Styl jego
powojennych powieści całkowicie odbiega od stylu powieści wcześniejszych. Po
wojnie Céline "umarł" naprawdę, został
zupełnie odtrącony. Gdyby mu zależało na społecznej akceptacji, złożyłby, jak
tego po nim oczekiwano, autokrytykę. Jak wiemy, nigdy tego nie uczynił, i
dobrze, że tak się stało, bo Céline nie byłby
szczery. Sądzę, że wybrnął z tego lepiej. Tylko jemu, prześladowcy Żydów, udało
się napisać jedyną w literaturze światowej prawdziwą epopeję prześladowanych
tamtej wojny. Myślę o trylogii niemieckiej, a także o Normance, która ją
dopełnia. To historia i język tragedii drugiej wojny światowej. Język masowych
deportacji i obozów zagłady, język
hekatomby. Céline, ten arcywyrzutek ze śmietniska historii,
sprostał najwyższemu wyzwaniu literatury i znalazł dla zobrazowania swojej
epoki właściwą ekspresję. Swoją pierwszą napisaną po wojnie książkę chciał
zatytułować "Bitwa o Styks". Także każdej następnej książce zamierzał
nadać ten tytuł, i za każdym razem z niego rezygnował. Ów powracający zamysł
wydaje mi się symptomatyczny, dowodzi, że Céline,
dając wyraz wielkiej przenikliwości, widział siebie w jedynej roli, jaka mu pozostawała:
w roli Charona, przewoźnika zmarłych dusz. Céline
cały rodzaj ludzki zabiera do swojej "łodzi", do swoich wojennych
pociągów, do "metra doznania" swojego stylu. Jego ostatnie powieści
przywodzą mi na myśl fragment fresku Sądu Ostatecznego z Kaplicy Sykstyńskiej,
na którym Michał Anioł przedstawił u dołu Charona, który, pomagając sobie
wiosłami, wsadza potępionych do łodzi... Wejście do łodzi. Nie po to, aby
odpłynąć na Cyterę, ale by odpłynąć w mrok nocy, do piekieł, na "drugą stronę
życia", jak zapowiadało motto do Podróży. Céline, jako przewoźnik nieprzebranych ludzkich rzesz,
zmartwychwstaje w literaturze. Przeprawia się przez Letę, rzekę zapomnienia,
jako ten, który znalazł przejście... Parabola jednostki "martwej", "wolnej", wyłączonej ze świata, nie jest już dogodną metaforą, lecz staje
się być może jedyną możliwą postawą dla każdego, kto zechce pisać w epoce
hekatomby. Céline, na swój sposób, zachowuje się in
extremis zgodnie z intencją zdania, które Kafka wypowiedział o literaturze: "Pisać to znaczy wyskoczyć z szeregu morderców". Przypuszczalnie nie można
wyskoczyć z szeregu morderców inaczej, niż samemu "umierając". Umierając w
świecie, który - wprawdzie nie chcemy w to uwierzyć, ale tak właśnie jest -
nie ma nic wspólnego z literaturą. Literatura jest ową łodzią unoszoną na
falach nocy, o której marzy u swego kresu Céline.
Łodzią przepełnioną ludzką ciżbą, gotową do podniesienia kotwicy, do odbicia od
brzegów, aby wypłynąć na wody Styksu. Céline
wielokrotnie powtarzał, że jego wielką przygodą, wielką namiętnością był styl.
FRANÇOIS LAGARDE: Styl to
człowiek?
PHILIPPE MURAY: W
przypadku, który nas zajmuje, Styks to Céline.
Wszyscy sądzą, że Céline napisał Podróż, pamflety i
nic ponadto. Prawie nikt nie czytał jego późniejszych powieści, które
wyprzedzają znacznie naszą epokę, nasz "modernizm"... Które na nas
czekają. Których nie chcemy czytać, być może dlatego, że nie chcemy wiedzieć
naprawdę, co nam się przydarzyło w dwudziestym wieku. Mawia się: styl to
człowiek. Lacan, jak wiadomo, uzupełnił to zdanie: "Styl to człowiek, do
którego się zwracamy..." No dobrze, ale w przypadku Céline'a, mówię to, aby dobrze rozróżnić podmiot
podświadomości od nadrzędnego podmiotu pisania, a zatem w przypadku Céline'a, styl to po prostu człowiek, do którego nikt się nie
zwraca!
Stanford, luty 1983
[1] Philippe
Muray: Céline,
Editions Denoël,
collection "Méditations",
1984.
przełożyła:
Louis Ferdinand CÉLINE - HOLLYWOOD
brulion nr 14/15