"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)

 

 

Wiek Céline'a

 

z PHILIPPE'EM MURAY rozmawia FRANÇOIS LAGARDE

 

 

 

 

FRANÇOIS LAGARDE: Jest pan powieściopisarzem, a także eseistą, autorem znaczącej książki o Célinie.[1] Poddaje pan analizie ideologie dwudziestego wieku i z tej perspektywy rozpatruje pan twórczość Céline'a, autora jeszcze dzisiaj obłożonych tabu antysemickich pamfletów. Odrzuca pan rozgraniczenie na Céline'a-pisarza i Céline'a-pamflecistę.

 

PHILIPPE MURAY: Wychodzę od stwierdzenia niezbitego faktu. Nie istnieją dzieła zebrane Céline'a, gdyż część jego twórczości obwarowana jest zakazem, nie zakazem prawnym, lecz wydanym przez samego pisarza, który po wojnie nie zgodził się na wznowienie swoich pamfletów. Céline jest zatem jedynym i ostatnim francuskim pisarzem pozbawionym edycji dzieł zebranych. Przed nim ostatnim, który doświadczył podobnego losu, był Sade. Trzeba było dopiero odwagi Gilberta Lély, zmiany obyczajów, prac surrealistów i zabiegów krytyków z kręgu "Tel Quel", aby Sade został włączony do historii literatury, on, którego twórczość uważano powszechnie (do wyjątków należeli Flaubert i Baudelaire) za coś w rodzaju muzeum okrucieństwa, potworności, literackiej teatrologii... Jeśli zestawiam Sade'a z Céline'em, to dlatego, że każdy z nich jest w swojej epoce uosobieniem nieopisanej potworności i każdy z nich zamyka pewien historyczny cykl, dokonując tego w sposób dla rodzaju ludzkiego nie do przyjęcia. Sade i Céline są dla społeczeństwa uosobieniem pewnych nieprzekraczalnych granicznych progów.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Czy można mówić o sadyzmie Céline'a?

 

PHILIPPE MURAY: Tak. Ale nie w ścisłym tego słowa znaczeniu. Można mówić w tym sensie, w jakim sam Sade "sadystyczny" nie był... Natomiast Céline tak. Chociaż przytaczał zwykle masochistyczne usprawiedliwienie (twierdził, że sam padł ofiarą żydowskiego sadyzmu). Rozpatrywany z tego punktu widzenia, antysemityzm Céline'a wydaje się niezwykle banalny, niegodziwie stereotypowy: Żydzi mają wszystko, wszystko zagarnęli, pieniądze, kobiety, władzę, trzeba im to wszystko odebrać... Sade, który dla wielu ludzi pozostaje synonimem postawy odrażającej, poprzestał na opisaniu, w sposób drastyczny, tłumionych, zbrodniczych i niszczycielskich marzeń - źródła rozkoszy - które nawiedzają nas pod przykrywką humanitarnych haseł. Tylko ludzie naiwni mogą odczytywać Sade'a dosłownie. Nic nie zrozumiał z Sade'a ten, kto uwierzył, że Sade występuje w obronie zbrodni, podczas gdy o czymś wręcz przeciwnym świadczy jego gwałtowna odraza wobec kary śmierci, i to odraza ujawniona w okresie Terroru! Odrzucenie Sade'a jest wyrazem bardzo typowej nieumiejętności rozróżnienia powieściowej symboliki od rzeczywistości... Przypadek Céline'a jest inny. Potworność jego antysemickich pamfletów polega na tym, że dosyć dobrze, niestety, dają się one zastosować w rzeczywistości, wobec ofiar, które wyznaczają: wobec "Żydów". Nie można dziś czytać Bagatelles (1937), nie powracając pamięcią do koszmaru obozów zagłady.

 

FRANÇOIS LAGARDE:   Dlaczego  jeszcze  dzisiaj tak chętnie  rozgranicza  się Céline'a - "dobrego" pisarza od Celine'a - "złego" pamflecisty?

 

PHILIPPE MURAY: Wynika to z niechęci do przeprowadzenia rzetelnej analizy, niechęci do przyznania, że dwa tak sprzeczne ze sobą dążenia mogły się zbiec w osobie jednego pisarza. Niechęci do dostrzeżenia przemawiających za tym logicznych argumentacji. Skutkiem tego jest z jednej strony bagatelizowanie pamfletów, z drugiej "gorliwe oskarżenia", nie poparte najmniejszą nawet próbą wyjaśnienia ich pokrętnej genealogii, to znaczy pozbawione krytycznych podstaw...

Istnieje też inna przyczyna owej powszechnej troski o utrzymanie podwójnego wizerunku Céline'a. Bo w gruncie rzeczy w dziedzinie języka francuskiego Céline wyprzedził w XX wieku wszystkich pozostałych pisarzy. On zaszedł z nich najdalej, przemówił z największą mocą, największą intensywnością... Znalazł stosowny dla tego stulecia sposób obrazowania, styl, język. Choć nie należał do żadnej awangardy, spełnił marzenia każdej z nich. Nie można go pominąć. Ci, którzy go podziwiają, obawiają się skrycie, że mimo swojego podziwu napotkają widmo hańby, widmo antysemityzmu, którego niesława przylgnęła w pewien sposób do pisarza... Obawiają się tego, bo to ostatecznie obnażyłoby prawdziwą, choć utajoną, istotę każdej awangardy. Obnażyłoby zbrodniczą reakcyjność drzemiącą pod euforycznymi hasłami o postępowości, bo awangardy tradycyjnie występują w imię "postępu" i lepszego świata. Fakt, że Céline odkrył żywy język stulecia, a jednocześnie w jego dziełach na każdym kroku napotykamy trupy, wydaje się rzeczą skandaliczną, niezrozumiałą, potworną.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Czy zakazane, ocenzurowane dzieła Céline'a doczekają się kiedyś ponownego wydania, tak jak to się stało w przypadku Sade'a?

 

PHILIPPE MURAY: Być może, ale nie po to zwróciłem uwagę na osobliwy brak jego "dzieł zebranych", aby domagać się wznowienia zakazanych pamfletów, co nie byłoby obecnie pożądane. Chciałbym jednak wskazać na pewne drobne nieporozumienie. Céline, jak pan wie, napisał cztery pamflety. Trzy późniejsze to niemal wyłącznie tasiemcowe i złowrogie antysemickie womitacje. Natomiast pierwszy z nich wydaje mi się dużo bardziej interesujący. Nosi tytuł Mea culpa, jest zwięzły i poświęcony wyłącznie temu, co Céline sądził o Związku Radzieckim i co tam ujrzał podczas swojej podróży w roku 1936. Mea culpa nie jest pamfletem antysemickim (słowo "Żyd" pojawia się zaledwie dwukrotnie, za pierwszym razem po to, aby zdjąć z Żydów podejrzenie o spowodowanie zła, które pisarz ujawnia). Mea culpa jest pamfletem antysowieckim. Ośmielę się otwarcie powiedzieć, że według mnie, pamflet ten zupełnie się nie zestarzał. A nawet wybiega ponad to, czego mogliśmy się później dowiedzieć o reżymie komunistycznym. Pamflet ten jest wciąż zaliczany do zakazanych książek antysemickich, co mnie dziwi. Czyżby nikt go nie czytał? Czyżby nadal oskarżany był o atakowanie sowieckiego reżymu? W każdym razie biorę na siebie ryzyko optowania za pilnym wznowieniem tego pamfletu. W którym Céline nie mówi nic ponad to, co ujawnia we wszystkich swoich powieściach: ujawnia zło tkwiące w człowieku, jego figmentum malum, tak do gruntu obnażone przez sowieckie ambicje zmierzające do przemiany człowieczej natury...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Zakaz, którym obłożone są "wyklęte" dzieła, wydaje się o tyle daremny, że antysemityzm Céline'a obecny jest w jego powieściach.

 

PHILIPPE MURAY: Oczywiście, i można by wykazać, że antysemityzm Céline'a wywodzi się w takim samym stopniu z podejmowanych przez jego powieści wątków tematycznych, w jakim jego sztuka pisarska i dokonany przez niego językowy przewrót, wywodzą się z pamfletów. Istnieje tu pewna symetria.

Zarówno w Śmierci na kredyt, jak i w pamfletach daje się zaobserwować to samo zazębianie się wątków tematycznych. Znając treść Bagatelles (Céline opowiada w nich historię scenicznych niepowodzeń swoich Baletów, niepowodzeń, z których zrodził się jego antysemityzm, bo dyrektorzy teatrów byli "Żydami"), odkrywamy a posteriori ten sam mechanizm w Śmierci na kredyt, gdzie mowa jest o niepowodzeniach Céline'a, który nie potrafi opowiedzieć średniowiecznej legendy... Kiedy Céline nie jest zdolny do napisania tego, co by chciał napisać, a jakby przez przypadek, rzecz ma być "subtelna", wyrafinowana, a zatem ma być przeciwieństwem jego prawdziwego stylu, to wówczas winą za własną nieudolność obciąża on pewną grupę ludzi. Różnica pomiędzy działaniem tego mechanizmu w prozie powieściowej i w pamfletach polega na tym, że w powieściach niemożność napisania "średniowiecznej" legendy daje w efekcie célinowską fikcję, natomiast w pamfletach porażka prowadzi do antysemickich napaści. Antysemityzmu Céline'a można się też dopatrzyć w jego ostatnich powieściach, gdzie pisarz nie wspomina już wprawdzie o "Żydach", ale przyznaje się do nowej obsesji: tym razem są to  Chińczycy, "żółte niebezpieczeństwo"...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Dowodzi pan ponadto, że antysemita Céline głośno krzyczy o tym, o czym historyczne wspólnoty mówią szeptem.

 

PHILIPPE MURAY: Spostrzegłem, że w jego pamfletach dochodzi do głosu zbiorowa namiętność, niestety, niezwykle rozpowszechniona, którą Ezra Pound nazwał "godną politowania, niską namiętnością przedmieści". Ta społeczna namiętność, jaką jest antysemityzm, była w gruncie rzeczy namiętnością wszystkich historycznych zbiorowości do chwili, kiedy po nazistowskich prześladowaniach wspólnotom tym zabrakło odwagi do jej ujawniania. Pamflety Céline'a najdobitniej wyrażają zbiorową podświadomość cywilizacji Zachodu. W tej sytuacji wydaje się dziwne, że jego książki nadal pozostają zakazane, zupełnie jakby ludzka zbiorowość nie chciała wiedzieć, co na ten temat myślała w ciągu dwóch tysiącleci... Ale poruszanie tej kwestii świadczy o bardzo złych intencjach...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Jaką pozycję zajmowali współcześni Céline'owi pisarze wobec "kwestii żydowskiej"?

 

PHILIPPE MURAY: Bardzo nieliczni pisarze wolni są w gruncie rzeczy od antysemityzmu. Ani Gide (myślę o jego Dzienniku), ani tak szanowani "humaniści" jak Duhamel czy wzniosły Giraudoux nie są w tej materii bezgrzeszni. Ale ich antysemityzm był jak najbardziej dopuszczalny i salonowy, podczas gdy antysemityzm Céline'a, wykrzyczany, wrzaskliwy, wulgarny, skatologiczny, wydawał się nazbyt jaskrawy. Przedstawiał zatem dogodny cel. Społeczeństwo, wyładowując się na nim, oczyszczało się z grzechu antysemityzmu. Odnoszę takie wrażenie, że antysemityzm znalazł w osobie Céline'a kulminację własnego wyczerpania po wielowiekowej historii. Historii bardzo zróżnicowanej, która przyjmowała rozmaite formy zależnie od wyznawanej religii, ideologii, cywilizacji. W XIX wieku przykładem najbardziej uderzającym był sam Marks, który po epoce antysemityzmu chrześcijańskiego zapoczątkował w pewnej mierze erę antysemityzmu "naukowego", ekonomicznego, racjonalnego (którego podstawy stworzyli w epoce Oświecenia niektórzy myśliciele, jak na przykład Voltaire, polecam lekturę jego budującego hasła "Żydzi", zamieszczonego w Słowniku filozoficznym). Tekstem Marksa, który od stu lat wprawia w zakłopotanie wszystkich marksistów, są "Rozważania nad kwestią żydowską". Jeśli przyjrzymy się rzeczom z bliska, spostrzeżemy, że na dobrą sprawę myśl marksistowska nabiera rozmachu dopiero z chwilą wyrażenia antysemickich przekonań. Można oczywiście powiedzieć, że poprzez uderzenie w Żydów Marks mierzy w kapitalistyczny zysk. Ale należy zadać sobie pytanie, czy rozbudowując tę kwestię w Kapitale nie uogólnia on myśli w istocie antysemickiej? Pomiędzy Kapitałem a "Rozważaniami" dostrzegam tę samą więź, jaka istnieje pomiędzy nurkiem a trampoliną, to znaczy więź przyczynowo-skutkową. W L'Ecole des cadavres Céline wspomina pochwalnie Marksa, wymieniając go wśród innych myślicieli zapełniających okazały antysemicki Panteon... Niech pan zajrzy do korespondencji Marksa i Engelsa, Engels był antysemitą "w stylu pruskim"... Albo niech pan przeczyta uwagi Bakunina, który nienawidził Marksa, bo Marks był Żydem. Czy Proudhona, który mówi o tym "parchu" Marksie...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Jaki związek dostrzega pan pomiędzy stylem Céline'a a jego antysemityzmem?

 

PHILIPPE MURAY: Powiedziałbym, że antysemityzm Céline'a jest, co paradoksalne, logicznym następstwem jego językowej rewolucji. Nie dość wyraźnie postrzegaliśmy Céline'a w obrębie ruchów awangardowych, poprzestając przeważnie na fakcie, że oficjalnie nigdy nie należał on do żadnej formalnej awangardy. A jednak Céline mieści się w historii awangard. Doprowadza do krańcowości ich logikę, która zakłada całkowite przekreślenie tradycji. Céline posuwa się jeszcze dalej, uderzając w Tradycję pod postacią tekstu biblijnego, a w konsekwencji uderzając w tych, którzy byli jej depozytariuszami... Céline jest najbardziej logicznym spośród pisarzy awangardy. Dlaczego tak bardzo upierano się przy tym, aby było dwóch Céline'ów, a nie jeden? Czy dlatego, aby potwierdzić istnienie dwóch zmagających się ze sobą światów, świata dobra i zła? Bo jeśli świat jest tylko jeden, to jest on skażony przez zło. Podobnie jeśli istnieje tylko jeden Céline, jest on skażony pamfletami. Ale jeśli jest ich dwóch, to wówczas można podziwiać wielkiego pisarza, nie zadając sobie samemu pytania o własny antysemityzm.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Dlatego napisał pan, że "skandal wokół osoby Céline'a jest, przede wszystkim, skandalem literackim".

 

PHILIPPE MURAY: Tak, a nawet powiedziałbym, że jest skandaliczny właśnie dlatego, że jest skandalem literackim. Awangarda literacka, postęp w sztuce, wszystko to w przenośnym świecie wyobrażeń obywateli XX wieku jest synonimem postępowości, rewolucji społecznej, myśli lewicowej... A zatem także Céline powinien być, zgodnie   z tą prawidłowością, myślicielem lewicy. Tak zresztą sądzono zaraz po ukazaniu się Podróży. Wydawało się rzeczą nie do pomyślenia, aby taki przewrót stylistyczny nie  szedł w parze z aktywnym zaangażowaniem się po stronie lewicy. Tymczasem stało się wręcz odwrotnie! Stąd skandal w świecie ożywianym wiarą w przyszłość i w solidarnościową więź literatury i postępu... Gdybym chciał sytuację uprościć, powiedziałbym, że w wieku XX istniały dwie odrębne i nieprzyjazne sobie intelektualne orbity: orbita intelektualistów lewicy oraz orbita "Céline'a". Która ponadto uderza w wewnętrzne ograniczenia dyskursu lewicy, rozbudzając w niej  jednocześnie niedobre wspomnienia (zapomnianego dzisiaj antysemityzmu z początków socjalizmu) oraz uświadamiając jej własne porażki formalne (niezdolność do wymyślenia nowego języka, który, paradoksalnie, wynalazł pisarz uznany za reakcyjnego).

 

FRANÇOIS LAGARDE: Należałoby zatem uznać, że Céline był "lewicowy" wówczas, kiedy dawał wyraz własnemu antysemityzmowi?

 

PHILIPPE MURAY: Rzeczy faktycznie się komplikują, kiedy czytając uważnie na przykład Bagatelles albo Beaux Draps odkryje pan, że właśnie wówczas, gdy Céline wybucha antysemicką nienawiścią, wyraża on także lewicowe poglądy... To właśnie wtedy  wysuwa program społecznych reform, projekty nowych rozwiązań urbanistycznych, powszechnej higieny, zasady humanitaryzmu... I to pomiędzy wezwaniami do antysemickich prześladowań. A ten "komunizm w stylu Labiche'a" z Beaux Draps, ta "rewolucja umiarkowana", która dziwnie przypomina (jeśli odwołamy się do czarnego humoru) wiele współczesnych debat poświęconych socjalizmowi lub komunizmowi "a la française"... Céline, właśnie wówczas, kiedy jest antysemitą, zachowuje się tak, jak tego po nim oczekiwano: czy to nie wtedy daje wyraz politycznemu zaangażowaniu po stronie lewicy?... Jego współcześni nie mogli mu wybaczyć jednego: że tak dobrze ich wysłuchał, ale tylko w pamfletach! Napisał ponadto Podróż do kresu  nocy, arcydzieło, o którym lewica marzyła, a którego nie stworzył pisarz "lewicy"... Zastanawiam się zatem, czy powody, dla których Céline został tak bezwzględnie odrzucony, nie były powodami natury politycznej w jeszcze większym stopniu niż literackiej. Céline w to oczywiście nie wątpił, skoro w roku 1946 napisał w liście do duńskiego adwokata:

 

"Pośród tylu nienawiści, których jestem przedmiotem, najbardziej polegać mogę na  nienawiści wszystkich francuskich literatów, młodych i starych, rasy diabelnie zawistnej, która nigdy nie wybaczyła mi tak nagłego wejścia na scenę, tak  świetnego wkroczenia do literatury francuskiej. Oni nie odetchną aż do dnia mojej egzekucji.  Podróż do kresu nocy nie pozwala im swobodnie żyć ani oddychać od chwili, kiedy się ukazała. Podobnej sytuacji doświadczyli Manet i Monet po odkryciu impresjonizmu. Znalazłoby się wówczas z dziesięć tysięcy malarzy gotowych do popełnienia mordu, nie wykluczam też publiczności, tylko że oni obaj nie dali za  życia dostatecznych powodów do usprawiedliwienia takiego mordu. A ja byłem na tyle głupi, żeby je dać, to wszystko! Od chwili wydania Podróży stałem się przedmiotem zabiegów i umizgów ze strony różnych partii politycznych. Partia komunistyczna wykazała szczególną natarczywość..."

 

W innym liście, z roku 1950, Céline pisze:

 

"Rewolucjoniści i anarchiści są zarówno w stylu jak w sposobie myślenia, niestety zawsze, to już klasyczne, tak cholernie i zajadle konserwatywni!"

 

W ten sposób przygoda Céline'a, a pozostaje nam tylko potępić jego antysemityzm, pozwala także osądzić polityczne złudzenia XX wieku. Proces twórczy, który ukształtował dzieło Céline'a, podlegał wyłącznie wewnętrznym nakazom jego stylu i estetyki. Céline stworzył z początku pozory literatury wojującej, chociaż była to literatura, która w nic nie wierzyła i nie wzywała do żadnej politycznej przemiany. Myśliciele lewicy sądzili, że Céline, przemawiając głosem proletariusza, zaangażuje się i pozostawi przesłanie. Aragon wezwał nawet Céline'a, aby się politycznie zdeklarował. Powinien się pan przekonać i odrzucić własny agnostycyzm, napisał zaraz po przeczytaniu Podróży. Aragon chciał nałożyć Céline'owi komunistyczną sutannę, ale Céline pozostał człowiekiem świeckim, przynajmniej pod tym względem, bo wiemy, że wybrał w końcu inny "Kościół", inną religię, religię antysemityzmu. Dzieło Céline'a nasuwa mi zawsze obraz bieguna północnego, który doprowadza busole do szaleństwa. Céline doprowadza do szaleństwa busole polityczne i literackie, które tracą orientację, nie potrafią już odróżnić kierunku południowego od północnego, prawicy od lewicy.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Rozwijając tę myśl, uwydatnił pan dystans, jaki zarazem łączy i dzieli tendencję okultystyczno - pozytywistyczną i Céline'a.

 

PHILIPPE MURAY: Nie należy zapominać, że u schyłku XVIII wieku Oświecenie nieodłączne było od Iluminizmu. Lavater, Mesmer, Louis-Claude de Saint-Martin nie pozostają na uboczu wielkiej debaty nad Rozumem. W XIX wieku, kiedy religia chrześcijańska przestała gwarantować prawo opierające się o instytucję, kiedy zatem zniknęły symboliczne zabezpieczenia, wówczas powrócono do tego, co Kościół katolicki stłumił, powrócono do kultów pogańskich. Rozwarła się przepaść, którą należało wypełnić, a wówczas kult Matki i kult zmarłych ponownie zajął miejsce wiary. Biograficzne perypetie pisarzy dostarczają objawienia. Michelet, który urodził się w  kościele pozbawionym religijnej uczuciowości, wysławia Czarownicę, oddaje cześć  Naturze i zwierzętom, a wreszcie zapełnia swój Dziennik zapiskami o stolcach i menstruacji swojej żony. Victor Hugo, który nawet nie wiedział, czy został ochrzczony, i otrzymał fałszywe świadectwo chrztu od Lamennais'ego, wywołuje przy wirującym stoliku dusze wielkich zmarłych w tym samym czasie, kiedy ogłasza się prorokiem socjalistycznej przyszłości! To właśnie pisarze, którzy utracili wiarę chrześcijańską, a zatem także judajską, napiszą La Fin de Satan, Spirydona (George Sand), Spirite (Théophile Gautier), Serafitę (Balzac). Pisarze, i to wcale nie pomniejsi, ulegali pokusie, aby uważać się za magów. Helena Bławatska w teozofii znajduje ukryty klucz do okultyzmu, powtarzając, że wszystkie religie są siebie warte, "prócz religii judajskiej"! Logika tej synkretycznej myśli często prowadzi do antysemityzmu, a w każdym razie do antyjudaizmu. Okultyzm dąży do tego, aby potwierdzić naszą zdolność odczuwania doskonałej harmonii świata, podczas gdy religia judeo-chrześcijańska od pierwszego rozdziału Biblii mówi wyłącznie o wykluczeniu, o dysharmonii, o rozdzieleniu i wygnaniu. Jednia poszukiwana przez okultyzm i pozytywizm (Auguste Comte u schyłku życia) nieuchronnie dopełnia się kosztem ofiary mordu założycielskiego - tak właśnie dzieje się w judaizmie, którego myśl naznaczona jest dualizmem: dobro i zło, mężczyzna i kobieta, Bóg i ludzie. Okultyzm, czy teozofia, przeciwnie, utrzymują że na początku było zespolenie, powszechna komunia, harmonia, androgynia... I to właśnie religia żydowska zawsze zagrażała też złudnej harmonii, wprowadzając pęknięcie.

 

FRANÇOIS LAGARDE:   Rozwija pan tę myśl w książce Le 19e Siecle a travers les ages. Co zainteresowało pana szczególnie w wieku dziewiętnastym?

 

PHILIPPE MURAY: Lubię się przyglądać, w jakiej mierze dominująca ideologia XX  wieku,  socjalizm, zawdzięcza swoje powolne i chaotyczne narodziny mniej lub bardziej zamaskowanemu, negowanemu przywróceniu okultyzmu i wszystkich elementów dawnej magii, odrodzonej pod nazwą teozofii... Zupełnie jakby okultyzm został   powołany do odegrania roli niewidocznego, emocjonalnego akceleratora  socjalizmu... Granica pomiędzy okultyzmem a socjalizmem jest niezwykle płynna, krucha, tu i ówdzie zatarta... Jedni, jak Allan Kardec, przebyli drogę od socjalizmu do okultyzmu, drudzy przemierzyli ją w kierunku odwrotnym, jak Hugo. Ich współistnienie jest rzeczą znamienną, i, by nie pozostawiać niedomówień, kompromitującą. Taki w moich oczach jest wiek XIX. Rozwój nauki i powrót do iluzji (Renan był wielbicielem okultystyczno-socjalistycznej powieści George Sand, Spirydon). Nastąpił rozwój nauki poprzez powrót iluzji, a także rozwój iluzji naukowo potwierdzony... Wirujące stoliki, nekromancja, Panteon, technika. A dzisiaj: technika, postąp, era Wodnika, istoty pozaziemskie, astrologia... Z zasobów tego dziewiętnastowiecznego lamusa, pełnego pomieszania i budzącego niechęć, nie przestał, w moim przekonaniu, czerpać, całkiem nawet bezwiednie, wiek XX, chociaż nie przestaje on prawić o zerwaniu i odcięciu się...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Céline'owi natomiast udało się przyswoić, a zarazem rozsadzić owo okultystyczno - pozytywistyczne dziedzictwo.

 

PHILIPPE MURAY: Céline wprowadził na scenę dwie postaci, pozytywistę Courtiala de Pereires w Śmierci na kredyt i okultystę Hervé Sosthene de Rodiencourt w Guignol's Band. Są to dwa sposoby przedstawienia dwóch głównych tendencji dziewiętnastego wieku, jego prawa i lewa ręka. Każde spotkanie obu tych rąk prowadzi do próby zaduszenia. Zaduszenia czego? Chrześcijańskiej przeszłości, i, oczywiście, sięgając głębiej, judaizmu. Zresztą na pierwszych stronach Guignol's Band Céline mówi o Żydach posługując się pojęciami okultyzmu, a kiedy daje wyraz własnemu antysemityzmowi, jest zarazem okultystą i pozytywistycznym socjalistą. Dopiero ze spotkania obu tych tendencji wyniknąć mogą prześladowania. Postaci Courtiala i Sosthene'a są wykpione, ośmieszone, marionetkowe, toteż myślę, że Céline trzeźwo patrzył na ową pozytywistyczno-okultystyczną tendencję.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Można by zatem sądzić, że on nie wpadnie w to, co sam atakuje, a jednak...

 

PHILIPPE MURAY: Niestety... Chociaż to delikatna materia, trudna do określenia. W swoich dziełach Céline nieustannie określał się jako ten, kto stoi poza światem, ktoś w pewnym sensie martwy, wyłączony że świata, wolny... To znaczy wolny również od właściwych człowiekowi, i tylko człowiekowi, namiętności, takich, do jakich należy na przykład antysemityzm... Myślę, że posunął się w tym za daleko, godząc się na status widma, umarłego, ducha, martwego pola gatunku, "innego" wobec świata. Być może za daleko, by móc wytrwać w tej samotności. W każdym razie wydaje mi się, że poprzez pamflety chciał wyrwać się z tego stanu, w pewnym sensie zmartwychwstać, poczuć się znowu "żywym"... A czyż prześladowanie innych nie jest najlepszym dowodem na nasze własne istnienie? Tak się też, niestety, stało. I jeśli można wyprowadzić z jego "przygody" jakiś morał, to będzie on dotyczył moralności wyłączenia, w tym sensie, że moralność ta nie zabezpiecza przed chęcią prześladowania... Powiedzmy, że to najskromniejszy morał, jaki można wysnuć z jego przygody... Nie wydaje się nazbyt ekscytujący? Należałoby zatem sporządzić rejestr wszystkich trupów dostarczonych przez wielkie "ekscytacje" historii...

 

FRANÇOIS LAGARDE: Tu odnajdujemy Céline'a z końcowej fazy twórczości, Céline'a metafizycznego, "zjawę, która powraca, aby odkupić się poprzez słowo", jak pan napisał w swojej książce.

 

PHILIPPE MURAY: Sądzę, że głębia literacka Céline'a pozostaje jeszcze do zbadania. Céline kilkakrotnie zmieniał styl i kilkakrotnie na nowo wymyślał swój język. Styl jego powojennych powieści całkowicie odbiega od stylu powieści wcześniejszych. Po wojnie Céline "umarł" naprawdę, został zupełnie odtrącony. Gdyby mu zależało na społecznej akceptacji, złożyłby, jak tego po nim oczekiwano, autokrytykę. Jak wiemy, nigdy tego nie uczynił, i dobrze, że tak się stało, bo Céline nie byłby szczery. Sądzę, że wybrnął z tego lepiej. Tylko jemu, prześladowcy Żydów, udało się napisać jedyną w literaturze światowej prawdziwą epopeję prześladowanych tamtej wojny. Myślę o trylogii niemieckiej, a także o Normance, która ją dopełnia. To historia i język tragedii drugiej wojny światowej. Język masowych deportacji i obozów zagłady, język  hekatomby. Céline, ten arcywyrzutek ze śmietniska historii, sprostał najwyższemu wyzwaniu literatury i znalazł dla zobrazowania swojej epoki właściwą ekspresję. Swoją pierwszą napisaną po wojnie książkę chciał zatytułować "Bitwa o Styks". Także każdej następnej książce zamierzał nadać ten tytuł, i za każdym razem z niego rezygnował. Ów powracający zamysł wydaje mi się symptomatyczny, dowodzi, że Céline, dając wyraz wielkiej przenikliwości, widział siebie w jedynej roli, jaka mu pozostawała: w roli Charona, przewoźnika zmarłych dusz. Céline cały rodzaj ludzki zabiera do swojej "łodzi", do swoich wojennych pociągów, do "metra doznania" swojego stylu. Jego ostatnie powieści przywodzą mi na myśl fragment fresku Sądu Ostatecznego z Kaplicy Sykstyńskiej, na którym Michał Anioł przedstawił u dołu Charona, który, pomagając sobie wiosłami, wsadza potępionych do łodzi... Wejście do łodzi. Nie po to, aby odpłynąć na Cyterę, ale by odpłynąć w mrok nocy, do piekieł, na "drugą stronę życia", jak zapowiadało motto do Podróży. Céline, jako przewoźnik nieprzebranych ludzkich rzesz, zmartwychwstaje w literaturze. Przeprawia się przez Letę, rzekę zapomnienia, jako ten, który znalazł przejście... Parabola jednostki "martwej", "wolnej", wyłączonej ze świata, nie jest już dogodną metaforą, lecz staje się być może jedyną możliwą postawą dla każdego, kto zechce pisać w epoce hekatomby. Céline, na swój sposób, zachowuje się in extremis zgodnie z intencją zdania, które Kafka wypowiedział o literaturze: "Pisać to znaczy wyskoczyć z szeregu morderców". Przypuszczalnie nie można wyskoczyć z szeregu morderców inaczej, niż samemu "umierając". Umierając w świecie, który - wprawdzie nie chcemy w to uwierzyć, ale tak właśnie jest - nie ma nic wspólnego z literaturą. Literatura jest ową łodzią unoszoną na falach nocy, o której marzy u swego kresu Céline. Łodzią przepełnioną ludzką ciżbą, gotową do podniesienia kotwicy, do odbicia od brzegów, aby wypłynąć na wody Styksu. Céline wielokrotnie powtarzał, że jego wielką przygodą, wielką namiętnością był styl.

 

FRANÇOIS LAGARDE: Styl to człowiek?

 

PHILIPPE MURAY: W przypadku, który nas zajmuje, Styks to Céline. Wszyscy sądzą, że Céline napisał Podróż, pamflety i nic ponadto. Prawie nikt nie czytał jego późniejszych powieści, które wyprzedzają znacznie naszą epokę, nasz "modernizm"... Które na nas czekają. Których nie chcemy czytać, być może dlatego, że nie chcemy wiedzieć naprawdę, co nam się przydarzyło w dwudziestym wieku. Mawia się: styl to człowiek. Lacan, jak wiadomo, uzupełnił to zdanie: "Styl to człowiek, do którego się zwracamy..." No dobrze, ale w przypadku Céline'a, mówię to, aby dobrze rozróżnić podmiot podświadomości od nadrzędnego podmiotu pisania, a zatem w przypadku Céline'a, styl to po prostu człowiek, do którego nikt się nie zwraca!

 

Stanford, luty 1983

 

[1] Philippe Muray: Céline, Editions Denoël, collection "Méditations", 1984.

 

 

 

przełożyła: ANNA WASILEWSKA

 

 

 

 

  Louis Ferdinand CÉLINE - HOLLYWOOD
brulion nr 14/15