Louis Ferdinand CÉLINE

 

HOLLYWOOD

 

A teraz mała zgadywanka: Co wchodzi twarde a wychodzi miękkie? ... No? ... Ci co wiedzą odpowiedzą natychmiast: biszkopt!... Z filmami jest podobnie... Zaczynają się mocno, twardo, a kończą zawsze mdło... gówniano - nijako... podretuszowane podejrzanie ckliwymi uczuciami... Tłumy szaleją, zachłystują się, wypatrują swojej porcji szczęścia, upojenia... żydowskie gówno, gówniane radio, gówniany sport (wszystkie pojedynki w boksie, wszystkie zawody, na szosie czy na welodromie, wszystko jest podrabiane), lewa wóda, gówniane przestępstwa, morderstwa, cała polityka, gówniane kino, aż do zrzygania!... i tak bez końca... Nigdy dość tego wiru pomyj! Nieprzerwany strumień cuchnących odchodów! I nigdy nie żal na to pieniędzy! Literatura świetnie zresztą przygotowuje do tego, aby jeszcze pełniej móc zasmakować tego gnoju. Dopasowała się, nie da się ukryć, do najgorszych scenariuszy, upadła przerażająco nisko. Wegetuje jedynie, nie wie już sama jak mocniej jeszcze się zeżydżić, jak przypodobać się, jak dać jeszcze głębiej dupy, jak prześcigać się w ckliwości... A wszystko razem cuchnie jak kloaczny dół!... Ale byle być bliżej! Bliżej ludu! Bliżej polityki! Demagogii! Jednym słowem, wszędzie i niepodzielnie zapanowali bankierzy... Unosi się wciąż duch Tabarina (rok 1630, już wtedy! zżydziały). A w następnym akcie, , na scenie pojawia się pchła szachrajkowato - parsiasta! Panie! Panowie! Lud wrzuci was do ścieku w ciągu trzech najbliższych dni!... Zamknąć, zapudłować wszystkich!... Te przeklęte Roboty też!... A zaraz potem wio!... i ruszamy z Surrealizmem!... numer ze sztuką współczesną jest zresztą jeszcze prostszy!... zaraz wam wytłumaczę, i to za darmo... Otóż, fotografujecie jakiś przedmiot, byle jaki, krzesło, parasol, teleskop, autobus, cokolwiek bądź, a potem tniecie wszystko na kawałki... Rozrzucacie te strzępy na duży arkusz papieru, papier może być zielony, kremowy albo pomarańczowy, to nieistotne... Poezja!... No i jak, rozumiecie już?... Kiedy tłum zapragnie poezji, zaraz podtyka mu się pod nos same smakołyki... Jesteśmy dopiero w ostatnim stadium naturalistycznego zgrzybienia, tej manierystyczno - neapolitańskiej gangreny, przegadanej, nadskakującej, zawodzącej i wymuskanej do granic możliwości. Poczekajcie jeszcze kilka miesięcy!... i będziecie ją mieli, tę waszą sztukę dla mas. Aryjski niewolnik jest drążony, pusty, gnębią go na wszelkie możliwe sposoby!... Faszeruje się go ile tylko i czy tylko się da!... Gdy na horyzoncie pojawia się byle żydek, a w dodatku, gdy będzie miał pomysł na to, jak skuteczniej jeszcze dobrać się, jak bardziej ogłupić Aryjczyka, wówczas rzeczony żydek może być całkiem spokojny o swoją przyszłość... I to jaką przyszłość!... Jakże wspaniałe czekają go kontrakty, umowy, kariera... W Hollywood potrzeba zaledwie trzech tygodni solidnej reklamy, żeby z najbardziej marnego, nędznego, i w normalnych warunkach skazanego na zapomnienie wytworu umysłu parcha, stworzyć olśniewającego Feniksa, reinkarnację Michała Anioła! Rembrandta!... i Mirandoli na dokładkę! A wy? Co z wami? Ano popatrzcie na siebie stąd, z tego miejsca! Nie widać was! Po prostu was nie ma! Żyda odnajdujemy już na początku kina... Trzyma wszystkie niteczki... jest u steru, jak w Hollywood, w Moskwie, w Billancourt... Meyers na Meyersie... Korda, Hayes, Zukor, Chaplin, Paramount... Fairbank... Ulmann... Cantor... itd. itd... Usadowił się we wszystkich sieciach dystrybucji... w redakcjach... wśród krytyków... Ale jest też i na końcu... w kasie! Jest wszędzie... Co wyjdzie od żyda, musi do niego wrócić! automatycznie!... nieuchronnie! A w międzyczasie, po drodze, na wszystkich drogach świata, wysysa, wyciska całą duchową substancję, a przy okazji i całą forsę, od ogłupiałych, upojonych, wzruszonych, przejętych tym gównem, zrobionych na szaro Aryjczyków! Dla takich marnych gówienek! pławiąc się w gównie! Ach, jak genialnie potrafiły te francowate śmondaki, dzięki taśmie filmowej, nauczyć masy uczuciowego wyuzdania! wszystkie "pieszczoty i wyznania", kramarzenie przydługim pocałunkiem... świętym oburzeniem... monstrualne pomyje "Miłości"!

Teatr też się pogrąży, pewnego dnia, i to cały... bez hałasu... pogrąży się w cuchnących odchodach kina!... zewsząd ogarnie nas kloaczny smród! udusimy się w zbiorowej mogile, w gigantycznych, krwistych plwocinach! Wszystko zanurzy się w uniwersalnej, wszechobecnej sztuce żydowskiej. Zauważcie, iż ostatnimi czasy coraz żywszy wydaje się ruch gwiazd filmowych... Zwłaszcza ostatnio, coś jakby częściej kursują miedzy Hollywood, Moskwą i stolicami Europy (wszyscy spośród nich, to rzecz jasna sami geniusze teatru i kina)... "Artyści" jeżdżą tylko na ważne i precyzyjnie dobrane kontrakty... A tak naprawdę, to wszyscy oni uczestniczą w wielkiej akcji kolonizowania świata przez żydowskie kino... Każdy po kolei i bez wyjątku, kto zjawia się w Hollywood, zostawia tam swoją małą, indywidualną porcję zdrady, swoje intymne zwierzenia, swoje oszustwa, dygocząc przy tym z niepewności, czy aby przypadnie do gustu Ben Meyerowi... albo czy Ben Zukor raczy w ogóle spojrzeć na niego... drżąc i wijąc się jak w konwulsjach, aby tylko doczepić im jeszcze jedną strunę do ich harfy emocji, struny wykradzionej ze skarbca sztuk swego własnego narodu, ze sztuki aryjskiej. A skutek tego jest wiadomy - jeszcze lepsza i bardziej intratna ta olbrzymia machlojka jaką jest kino... Szukają, myślą co by tu wykombinować, aby łatwiej wcisnąć do gardła te zmierzłe, odrażające, żydowskie filmy. Jak posiąść: tę tajemnicę, jak wślizgnąć się zgrabniej, jeszcze zgrabniej... A całość, świetnie opłacana, ohydny handel odbywa się na naszych oczach... moralnie niewybaczalny... Żydzi wszystkich grymasów łączcie się!... Już się stało!...

Inny, równolegle działający bazar, łączący Europę z Hollywood, to handel przyszłymi gwiazdami kina. Przemyca się do Hollywood najpiękniejsze, najbardziej ponętne Aryjki, cudownie ssące, a przy tym nieskończenie łagodne, starannie przebrane przez żydowskich chedywów. "Reżyserzy"!, "pisarze" (?), sutenerzy władców... oszuści... bankierzy... Towar dokładnie przebadany, panienki wyselekcjonowane przez wezyrów żydowskiego imperium!... To już nie droga do Buenos... ale droga do Kalifornii, do szczytów luksusu... Cudowne dupy Aryjek, aksamitne, młode, delikatne, same najlepsze sztuki wybrane ze stada, naprawdę pierwszej jakości, dla tych starych i obleśnych parchów... w rękach najbardziej perfidnej, perwersyjnej sfory twórców "boskiego" kina!... Żyd jest wszędzie! dorywa się do dupy! i do całej reszty też!... zalewa swoją żydowską spermą!... Oj, będziesz ty się wgryzać w hemoroidy tych spasionych, oślinionych, pełnych pogardy i nienawiści władców, siostro moja!... królowo piękności! Oni uwielbiają takie wąskie cipki! Masz szesnaście lat nie na darmo! Co? Chcesz zrobić oszałamiającą karierę, kocie? Chcesz być uwielbiana, wynoszona pod niebiosa?... no?... powiedz... Pragniesz być królową żydowskiego imperium?... Nie tak prędko!... Zaczekaj chwilę... tak podniecająco niespokojna... Do człona, dziecko moje!... Myślisz może, że wystarczy być piękną? Otwórz się najpierw, rozchyl swój milutki brzuszek... Pewnie czytałaś gazetki o sztuce filmowej?... No co jest? Jeszcze przecież nie skończyłaś!... Chcesz być władczynią, kurewko?... Chciałabyś stać się faworytą świata? Doskonale! W taki razie, zsuń się teraz odrobinę niżej, bliżej jaj pana Levy - Levy, inaczej Samuel Abisyńczyk albo Kalkenstein, zwany także Ben Kimono, no, dalejże uraduj jego przyrodzenie... tak, teraz ssij powoli ten nabrzmiały worek... niech cię przygniata, dławi... Mniej gadania... dobrze! tak dobrze!... Tylko nic nie przebij swoimi młodymi ząbkami!... Twoja sława jest w moim odbycie!... skomplikowany rysunek, delikatnie wzdęty, zaspanego żyda... tylko łagodnie!... I żebyś mi niczego nie naderwała, milutka, pamiętaj!... żeby tylko pan Kriekstein nie zaczął krwawić... No?... czekam!... Pospiesz się kochanie. A teraz wolniutko!... I następna proszę! Nade wszystko pan Kalkenstein szaleje za blondynkami, Ben Kimono... jak wszystkie parchy zresztą... I ma on u siebie, droga moja, przyszła gwiazdeczko kina, wszystkie zdjęcia ustawione na swoim dyrektorskim biurku. Wciąż ma ochotę. Park Jeleni? Abdul Hamid? Rio de Janerio? Gdzie tam! Idiotyzmy! Najlepiej mu jest w Hollywood... znacznie większy ma wybór... bardziej zmyślny, bardziej racjonalny... Ma pod ręką największy rezerwat najpiękniejszych białych kobiet na swój użytek. Co niedziela nowa dostawa. Zwłaszcza francuskie transporty są z napięciem oczekiwane przez żydowskie szakale z Hollywood. Francuzki, gdzie tylko się pojawią, cieszą się reputacją wspaniałych kurewek, cudownie ssących... Żydziasto - metysowaty nabab z Hollywood wypełza późną porą ze swojego getta... jest królem... pragnie wszystko sprawdzić osobiście... Poznałem jednego z tych wezyrów, znakomity w swoim rodzaju. Wyzionął ducha w trakcie roboty... Gdy zjawiał się nie próżnował... Doświadczał całym swym długim członem przez całą, równie długą noc niedoszłe gwiazdy kina... Aż trudno sobie wyobrazić ile ich zaliczył... Liczba panienek, które dają się przerżnąć w zamian za jakąś mglistą obietnicę angażu w Hollywood jest nieprawdopodobna... wystarczy im byle jaka perspektywa próbnych zdjęć w studiu na przedmieściach Paryża... Kompletnie otumanione! Jest w czym wybierać! A do tego przepychają się, dobijają się jak oszalałe do człona szanownego pana... do jego kiły i rzeżączki. I nie jest to jakieś barachło, zapewniam was! same młode pizdeczki!... przedstawione przez czcigodnych rodziców... niektóre nawet jeszcze nie rozprawiczone. Wyłącznie prawiczki, spokojne "petites bourgeoises". I nie schodzą nigdy poniżej wysokiego poziomu... Ambicja!... A jeszcze trzeba było widzieć tego parszywego śmierdziela,... brudny, stęchły, obleśny, chamski, prawdziwe ścierwo, we wszystkim i wszędzie... rzygowiny getta... Nigdy nie miewał żadnych oporów... Nadziewał je, haratał, nawlekał wszystkie na obietnicę, na żydowski miraż, na piękne słowa! Ach! Don Juan! jakże świetne ma gadane!... Mamusie zrobiłyby wszystko, dosłownie wszystko, żeby ci wezyrowie jeszcze mocniej jebali ich urocze córeczki! tak uzdolnione do sztuki filmowej... Już sam nie wiedział, którą brać... Lizały go ze wszystkich stron... te jego zwiędłe jaja... Hollywood!... A im bardziej były "zaręczone", tym większy miał ubaw... Prowadził nawet ewidencję w swoim notesiku, zaznaczał trafione prawiczki... Zdarzało się i 25 na miesiąc... był lubieżny jak 36 perskich kotów... Czasami sprawy przybierały zły obrót, robiło się trochę smrodu, zjawiali się tatusiowie albo bracia... a w perspektywie mały szantaż.... Ale oni są kryci... ten na przykład, o którym wam wspomniałem przed chwilą, miał na swoich usługach szefa miejscowej policji, zawsze w gotowości, w razie gdyby co... gdyby rzeczy się nadmiernie skomplikowały... Do akcji wchodziła wówczas policja. Budzono prefekta, żeby wydał odpowiednie rozkazy... i aby przy tej okazji sprowadzić mu panienki, gdy pakowały już walizki... zupełnie jak za Ludwika XVI... gdy człon nie pozwalał mu zasnąć... Wiadomo wreszcie, na co idą podatki. Tylko sobie nie wyobrażajcie przypadkiem, że i wam może się przytrafić taka rola Paszy... To dwie zupełnie różne sprawy... Istnieją przecież dla wszystkich tak zwane "niewielkie, ale uczciwe radochy"... tyle, że to zawsze ktoś inny z tego korzysta... Nie wolno mylić tych dwóch kwestii... A tobie, durny i skołowany Aryjczyku, nieźle by się dostało, gdybyś raptem zapragnął zabawić się w rozpustnego i wyuzdanego satyra! Choćby w ćwierci, w jednej dziesiątej! szybko by ci odeszła ochota... i nie żadna Bastylia by was czekała! mielibyście prawo do całkiem przyzwoitych męczarni... Wszędzie was dopędzą! Cuchnące skunksy! Ociekające śliną psy!... do budy!... leżeć!... Ale to wszystko błahostka, zapewniam was!... Żydzi widzą w tym jedynie rozrywkę zdobywców!... zabijanie nudy!... Drobnostka! Bagatela! Ich dzieło nic na tym nie traci! Wręcz przeciwnie!... Program Talmudu w żadnym stopniu nie ucierpi. Jątrzący erotyzm jest immanentną częścią ich koncepcji. Jedynie intymny przeciwnik.

Gdy zaś idzie o ogólne zasady, te są nienaruszalne. Zauważcie, że wszystkie filmy francuskie, angielskie, amerykańskie, a więc krótko mówiąc żydowskie, są nieskończenie tendencyjne, bez wyjątku, od utworów najbardziej poważnych po najlżejsze... od filmów historycznych aż po idealistyczne... Wszystkie one istnieją i są rozpowszechniane wyłącznie po to, aby rozgłaszać chwałę Izraela... pod różnymi maskami: demokracji, równości ras, zwalczania przesądów narodowościowych, zanoszenia przywilejów, walki o postęp, i inne pierduły... jednym słowem, szeroka paleta demokratycznych bredni... a celem tego działania jest wyłącznie ogłupienie goja... doprowadzenie do tego, aby tubylec odrzucił tradycję, swoje nieszczęsne tabu, swoje zabobony, religię, ażeby wyrzekł się swojej przeszłości, rasy, swojego wewnętrznego rytmu na rzecz żydowskiego ideału, aby powstało w nim, poprzez film, pragnienie, któremu wkrótce nie będzie już w stanie się oprzeć, chęć posiadania wszystkich tych żydowskich wytworów, które można kupić... chęć zdobycia rzeczy, przedmiotów, luksusu, chociaż wszystko to wytwarza sam Aryjczyk, tak jak mozolnie tworzy łańcuchy, w które sam się zakuwa, za które płaci słono żydom w zamian za własne zniewolenie i upokorzenie.

Zauważcie także, że w filmach żyd, a raczej "postać żyda", pojawia się wyłącznie jako ten "prześladowany", jako istota przytłoczona, miażdżona przez nieszczęście, przez przeciwności losu, przez innych... a zwłaszcza przez brutalnych Aryjczyków... (patrz Chaplin)... "Popłakiwanie jest świetną pożywką"! Żydowski humor działa tylko w jedną stronę... zawsze jest ukierunkowany na aryjskie instytucje; nigdy nie pokazuje się nam żyda pazernego, łapczywego, żyda-poczwary i sępa, żyda aroganckiego albo płaszczącego się, jak się zmienia, jak przeistacza niestrudzenie i bezustannie... nigdy nie ukazują go takim, jakim jest na co dzień, jakim się staje, aby wessać się w nowe ofiary. A przecież jakże wspaniały byłby to temat dla humorystów, dla satyryków, dla naprawiaczy wszelkich krzywd, dla fanatycznych obrońców sprawiedliwości, dla tych skalpeli prawdy! Toż to prawdziwa manna z nieba! A ileż tam abrakadabrycznych, zaskakujących i nieprzewidzianych sytuacji, zwrotów, możliwości, niuansów! niewiarygodnych qui pro quo, w tej gigantycznej masie żydowskich szczurów, złaknionych, oszalałych, zarażonych, wirusem unicestwienia świata. I wszystko dzieje się na naszych oczach, za sprawą żydów, przez nich dla nich, uniwersalny cyklon!... Od groteski poprzez kataklizm, aż po rozdzierające pajacowanie... Od najdalszych zakątków Rosji aż po pustynie Ameryki... dotrą wszędzie... A świat aż zwija się od tych tortur!

Zabawne! Dlatego, że kiedy przyjdzie chwila zetknięcia się z tymi piekielnymi strefami, wówczas żyd, ten dybuk sztuki, to parszywe obrzezane monstrum, nagle się rozpływa, roztapia, ulatnia i znika... I nikogo na horyzoncie!... Nagle robi się pustka! Kiedy należy stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, kiedy pojawia się jedyna, naprawdę ważna kwestia, kiedy znowu słychać tę samą, dźwięczącą melodię, i kiedy nadchodzi czas, aby rozdrapać wreszcie ten wrzód: sprzysiężenie żydów, ich przenikanie... ci trzymają wszystkie tryby, dźwignie, ster świata... Spisek Demiurga, hebrajscy apostołowie!... Ale nie ma nic! Nie widać wtedy ani jednego śmondaka!... Znika gdzieś ich nieokiełznany bicz humoru, tępieją skalpele satyry, dojmujący dramaturdzy miękną... wszyscy ci nadwrażliwcy zaczynają bełkotać... niedoścignieni i niezrównani analitycy ludzkiej duszy bredzą, a cała ta zeżydzona klika super-artystów łże, wykręca się, unika, zastyga w bezruchu, aby w chwilę później wrócić galopem i czy prędzej wgryźć się, wessać, wyrwać jeszcze większy kawał, zniszczyć, rozmyć starą mieszczańską padlinę, te rozkładające się, wymęczone, więdnące ochłapy... Podają nam tacy "przywileje pochodzenia", "przesądy szlacheckie", "zazdrość i morderstwo", "niespełnione miłości", "miłość po pięćdziesiątce", dręczące wyrzuty sumienia... "niemodne zwyczaje", "cudowanie ze spadkiem", głupota aryjskich przemysłowców... "menopauza Geniuszu"... itd., itd... jednym słowem cały teatr Bernsteina... antyczne reminiscencje, targowisko zużytych stworów, pseudodramatyczne kluchy... A wszystko razem przeraźliwie płytkie, puste, rażąco nieprawdziwe... oszustwo, aż chce się wyć... Zawsze wokół mniej więcej dwustu rodzin... Ale czy znajdzie się wreszcie ktoś, kto zdobyłby się na to, aby opowiedzieć nam o zajebistych oszustwach 500 tysięcy zacietrzewionych, zapalczywych żydów, tak mocno usadowionych na naszej ziemi?... Ale gdzie tam! Nikt nie ma odwagi!... Albo o tym, jak powolutku nas wykańczają, jak chcą nas wydusić? A tutaj przecież odbywa się jedyny prawdziwy dramat! Reszta to pestka... Małe czy duże! Jedność czy wielość!

W przeszłości pojeździłem sobie, i to chyba w miarę ostro, po mieszczanach. Jak sądzę, udało mi się to o wiele lepiej niż jakiemukolwiek żydkowi; naprawdę, robiłem to znacznie lepiej, znając temat, rzekłbym, na wskroś, od podszewki. Ale teraz przyszła kolej na żydów... Trzeba ich ździebko posmagać pokrzywą!... I teraz właśnie nadszedł czas, aby i żydkom się trochę dostało! Zasłużyli sobie! I jak jeszcze!... No?... Na co jeszcze czekają te wibrujące wiolonczele humoru i tragedii?... Bezlitośni, dokładni, wyuzdani, są w każdym rządzie... piętnują wszelkie przywary, wszelkie skazy, rozpaleni najbardziej błahymi wypryskami na ciele społeczeństwa, bohaterowie odsłaniania najbardziej nieistotnych, czczych zagadek, gdy są u władzy... A teraz, jak potężnej ulegli metamorfozie, jakby gdzieś zagubili całą swoją werwę... Cóż za niespodzianka! Jakież rozczarowanie! W poczuciu humoru, jak na wojnie, ci, którzy dowodzą, wznoszą toast jako pierwsi! Ale nie może być przecież inaczej! Wspaniały Ludwik XIV (i cały jego dwór szwindlarzy) musiał wysłuchiwać całkiem ostrych ale i zabawnych historyjek! I pewnie bawił się przy tym setnie. Ale dzisiejsi żydzi są o wiele gorsi, bardziej drobiazgowi, podejrzliwi, nietolerancyjni, kłamliwi i drażliwi... Wciąż czekam na sztukę, na dzieło naprawdę epokowe, jakiegoś Bernsteina, Verneuila, Acharda, Passeura, Devala, Jouveta, Sachy, i całej reszty... na dzieło, które ukazałoby dosadnie żydów w trakcie zniewalania, podbijania, wnikania. A przecież są tak blisko samego źródła... siedzą w pierwszych rzędach! Właśnie teraz potrzebny jest obiektywizm! Pokażcie wreszcie ten "kawałek życia"!... A co?... że temat nieodpowiedni? Na dobrą sprawę, żaden temat nie jest sam w sobie dość dobry! Z - czy bez peryfrazy!... każdy winien działać według swojej natury! według nastroju! swego wyboru! Ach, żeby tak ktoś odważył się i pokazał nam żyda, jak ten wyciska z nas forsę... jak rozpromienia go nasza głupota... jak jebie nasze dziewuszki... jak wyciera sobie dupę w nasze firanki... jak odbiera nam wszelkie możliwe marzenia...

Ale idę o zakład, że nigdy tego nie ujrzymy! W żadnym filmie, w żadnej piosence! A może w tragedii? W jakichś lżejszych utworkach? Sprawa księcia. albo jeszcze gdzie indziej? A przecież jakże wspaniały byłby to materiał na kryminał! Z klasyczną, żydowsko-masońską głębią! Ach ten dopracowany, cieniutki żydowski dowcip... ten zniewalający obiektywizm! dogłębna analiza... ideologiczna arabeska... wieszczologiczna transpozycja...

Wszystkie te olśniewające wspaniałości nie sięgają dalej niż do Aryjczyka... analiza Aryjczyka... zniszczenie Aryjczyka! nigdy nie ruszy się żyda... wszystkie żydowskie filmy są nafaszerowane obelgami dla Aryjczyków i pochlebstwami dla żydów. Taka jest zasada... Przyjrzyjcie się temu z bliska, moi drodzy, kochani rogacze... popatrzcie tylko, jak taki Marx, Chaplin, Cantor itd., robią sobie z nas niewyobrażalne jaja. Gdy pojawia się na scenie jakiś żydek, nazwijmy go "jawny", możecie być spokojni: zawsze podadzą go w nieskończenie idealistycznej formie, będzie wzruszał: wesołe usposobienie, będzie tryskał dowcipem, będzie nas bawił ten neo-Jezus, oddany ciałem i duszą misji odkupienia naszych grzechów, występków, przestępstw, naszych krwiożerczych instynktów. Oddaje się nam, składa nam siebie w ofierze... Nam, niemytym chamom! Nam, którzy rzucają się na niego z wściekłością. Parszywy worku gówna!... I nigdy, nigdy nie pokażą nam w całej okazałości tej cholernej, żydowsko - rasistowskiej wszy, która od wieków zatruwa swoją parszywą naturą cały świat. I tego właśnie znosić dłużej nie mogę, gdyż tylko takiego żyda, tylko taki jego obraz pragnę ujrzeć wreszcie na ekranie.

 

 

 

Louis Ferdinand CÉLINE

 

Bagatelles pour un massacre (Pogromowe drobiazgi), 1931

 

tłumaczył Oskar Hedeman

 

brulion nr 14/15

Str. 117 - 122

 

 

 

 

 

 

  *** Wiek Céline'a - z PHILIPPE'EM MURAY rozmawia FRANÇOIS LAGARDE
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)

 

 

 

 

  *** LUCIEN REBATET - Od Céline'a do Céline'a - PAMFLETY
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)

 

 

 

 

  *** LEW TROCKI - Céline i Poincaré (Podróż do kresu nocy)
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)

 

 

 

 






bruLion - wybór tekstów