Louis Ferdinand CÉLINE
HOLLYWOOD
A teraz mała zgadywanka: Co wchodzi twarde a wychodzi miękkie? ... No? ... Ci co
wiedzą odpowiedzą natychmiast: biszkopt!... Z filmami jest podobnie...
Zaczynają się mocno, twardo, a kończą zawsze mdło... gówniano
- nijako... podretuszowane podejrzanie ckliwymi
uczuciami... Tłumy szaleją, zachłystują się, wypatrują swojej porcji szczęścia,
upojenia... żydowskie gówno, gówniane radio, gówniany
sport (wszystkie pojedynki w boksie, wszystkie zawody, na szosie czy na welodromie,
wszystko jest podrabiane), lewa wóda, gówniane przestępstwa, morderstwa, cała
polityka, gówniane kino, aż do zrzygania!... i tak bez końca... Nigdy dość tego wiru pomyj! Nieprzerwany
strumień cuchnących odchodów! I nigdy nie żal na to pieniędzy! Literatura
świetnie zresztą przygotowuje do tego, aby jeszcze pełniej móc zasmakować tego gnoju. Dopasowała się, nie da się ukryć, do najgorszych
scenariuszy, upadła przerażająco nisko. Wegetuje jedynie, nie wie już sama jak
mocniej jeszcze się zeżydżić, jak przypodobać się,
jak dać jeszcze głębiej dupy, jak prześcigać się w
ckliwości... A wszystko razem cuchnie jak kloaczny
dół!... Ale byle być bliżej! Bliżej ludu! Bliżej polityki! Demagogii! Jednym
słowem, wszędzie i niepodzielnie zapanowali bankierzy... Unosi się wciąż duch Tabarina (rok 1630, już wtedy! zżydziały). A w następnym akcie, uś,
na scenie pojawia się pchła szachrajkowato - parsiasta! Panie! Panowie! Lud wrzuci was do ścieku w ciągu
trzech najbliższych dni!... Zamknąć, zapudłować wszystkich!... Te przeklęte
Roboty też!... A zaraz potem wio!... i ruszamy z
Surrealizmem!... numer ze sztuką współczesną jest
zresztą jeszcze prostszy!... zaraz wam wytłumaczę, i
to za darmo... Otóż, fotografujecie jakiś przedmiot, byle
jaki, krzesło, parasol, teleskop, autobus, cokolwiek bądź, a potem
tniecie wszystko na kawałki... Rozrzucacie te strzępy na duży arkusz papieru,
papier może być zielony, kremowy albo pomarańczowy, to nieistotne...
Poezja!... No i jak, rozumiecie już?... Kiedy tłum zapragnie poezji, zaraz
podtyka mu się pod nos same smakołyki... Jesteśmy
dopiero w ostatnim stadium naturalistycznego zgrzybienia, tej manierystyczno - neapolitańskiej gangreny, przegadanej, nadskakującej, zawodzącej i wymuskanej
do granic możliwości. Poczekajcie jeszcze kilka miesięcy!... i
będziecie ją mieli, tę waszą sztukę dla mas. Aryjski niewolnik jest drążony,
pusty, gnębią go na wszelkie możliwe sposoby!... Faszeruje się go ile tylko i
czy tylko się da!... Gdy na horyzoncie pojawia się byle żydek, a w dodatku, gdy
będzie miał pomysł na to, jak skuteczniej jeszcze dobrać się, jak bardziej
ogłupić Aryjczyka, wówczas rzeczony żydek może być całkiem spokojny o swoją
przyszłość... I to jaką przyszłość!... Jakże wspaniałe
czekają go kontrakty, umowy, kariera... W Hollywood potrzeba zaledwie trzech
tygodni solidnej reklamy, żeby z najbardziej marnego, nędznego, i w normalnych
warunkach skazanego na zapomnienie wytworu umysłu parcha, stworzyć olśniewającego
Feniksa, reinkarnację Michała Anioła! Rembrandta!... i
Mirandoli na dokładkę! A wy? Co z wami? Ano
popatrzcie na siebie stąd, z tego miejsca! Nie widać was! Po prostu was nie ma!
Żyda odnajdujemy już na początku kina... Trzyma wszystkie niteczki... jest u steru, jak w Hollywood, w Moskwie, w Billancourt... Meyers na Meyersie... Korda, Hayes, Zukor, Chaplin,
Teatr też się pogrąży, pewnego dnia, i to cały... bez hałasu... pogrąży się w
cuchnących odchodach kina!... zewsząd ogarnie nas
kloaczny smród! udusimy się w zbiorowej mogile, w
gigantycznych, krwistych plwocinach! Wszystko zanurzy się w uniwersalnej,
wszechobecnej sztuce żydowskiej. Zauważcie, iż ostatnimi czasy coraz żywszy
wydaje się ruch gwiazd filmowych... Zwłaszcza ostatnio, coś jakby częściej
kursują miedzy Hollywood, Moskwą i stolicami Europy (wszyscy spośród nich, to
rzecz jasna sami geniusze teatru i kina)... "Artyści" jeżdżą tylko na
ważne i precyzyjnie dobrane kontrakty... A tak naprawdę, to wszyscy oni
uczestniczą w wielkiej akcji kolonizowania świata przez żydowskie kino... Każdy
po kolei i bez wyjątku, kto zjawia się w Hollywood, zostawia tam swoją małą,
indywidualną porcję zdrady, swoje intymne zwierzenia, swoje oszustwa, dygocząc
przy tym z niepewności, czy aby przypadnie do gustu Ben Meyerowi... albo czy Ben Zukor raczy w ogóle
spojrzeć na niego... drżąc i wijąc się jak w
konwulsjach, aby tylko doczepić im jeszcze jedną strunę do ich harfy emocji,
struny wykradzionej ze skarbca sztuk swego własnego narodu, ze sztuki
aryjskiej. A skutek tego jest wiadomy - jeszcze lepsza i bardziej intratna ta
olbrzymia machlojka jaką jest kino... Szukają, myślą co by tu wykombinować, aby łatwiej wcisnąć do gardła
te zmierzłe, odrażające, żydowskie filmy. Jak posiąść: tę tajemnicę, jak
wślizgnąć się zgrabniej, jeszcze zgrabniej... A
całość, świetnie opłacana, ohydny handel odbywa się na naszych oczach... moralnie niewybaczalny... Żydzi wszystkich grymasów łączcie
się!... Już się stało!...
Inny, równolegle działający bazar, łączący Europę z Hollywood, to
handel przyszłymi gwiazdami kina. Przemyca się do Hollywood najpiękniejsze,
najbardziej ponętne Aryjki, cudownie ssące, a przy tym nieskończenie łagodne,
starannie przebrane przez żydowskich chedywów. "Reżyserzy"!, "pisarze" (?), sutenerzy
władców... oszuści... bankierzy...
Towar dokładnie przebadany, panienki wyselekcjonowane przez wezyrów żydowskiego
imperium!... To już nie droga do Buenos... ale droga
do Kalifornii, do szczytów luksusu... Cudowne dupy
Aryjek, aksamitne, młode, delikatne, same najlepsze sztuki wybrane ze stada,
naprawdę pierwszej jakości, dla tych starych i obleśnych parchów... w rękach najbardziej perfidnej, perwersyjnej sfory twórców
"boskiego" kina!... Żyd jest wszędzie! dorywa się
do dupy! i do całej reszty też!... zalewa
swoją żydowską spermą!... Oj, będziesz ty się wgryzać w hemoroidy tych
spasionych, oślinionych, pełnych pogardy i nienawiści władców, siostro moja!...
królowo piękności! Oni uwielbiają takie wąskie cipki! Masz szesnaście lat nie na darmo! Co? Chcesz zrobić
oszałamiającą karierę, kocie? Chcesz być uwielbiana, wynoszona pod niebiosa?...
no?... powiedz... Pragniesz
być królową żydowskiego imperium?... Nie tak prędko!... Zaczekaj chwilę... tak podniecająco niespokojna... Do człona,
dziecko moje!... Myślisz może, że wystarczy być piękną? Otwórz się najpierw,
rozchyl swój milutki brzuszek... Pewnie czytałaś gazetki o sztuce filmowej?... No co jest? Jeszcze przecież nie skończyłaś!... Chcesz być
władczynią, kurewko?... Chciałabyś stać się faworytą świata? Doskonale! W taki
razie, zsuń się teraz odrobinę niżej, bliżej jaj pana Levy
- Levy, inaczej Samuel Abisyńczyk albo Kalkenstein, zwany także Ben Kimono, no, dalejże uraduj
jego przyrodzenie... tak, teraz ssij powoli ten
nabrzmiały worek... niech cię przygniata, dławi...
Mniej gadania... dobrze! tak
dobrze!... Tylko nic nie przebij swoimi młodymi ząbkami!... Twoja sława jest w
moim odbycie!... skomplikowany rysunek, delikatnie
wzdęty, zaspanego żyda... tylko łagodnie!... I żebyś
mi niczego nie naderwała, milutka, pamiętaj!... żeby
tylko pan Kriekstein nie zaczął krwawić... No?... czekam!... Pospiesz się kochanie. A teraz wolniutko!... I
następna proszę! Nade wszystko pan Kalkenstein
szaleje za blondynkami, Ben Kimono... jak wszystkie
parchy zresztą... I ma on u siebie, droga moja, przyszła gwiazdeczko kina,
wszystkie zdjęcia ustawione na swoim dyrektorskim biurku. Wciąż ma ochotę. Park
Jeleni? Abdul Hamid? Rio de
Janerio? Gdzie tam! Idiotyzmy!
Najlepiej mu jest w Hollywood... znacznie większy ma
wybór... bardziej zmyślny, bardziej racjonalny... Ma
pod ręką największy rezerwat najpiękniejszych białych kobiet na swój użytek. Co
niedziela nowa dostawa. Zwłaszcza francuskie
transporty są z napięciem oczekiwane przez żydowskie szakale z Hollywood.
Francuzki, gdzie tylko się pojawią, cieszą się reputacją wspaniałych kurewek,
cudownie ssących... Żydziasto - metysowaty
nabab z Hollywood wypełza późną porą ze swojego getta... jest
królem... pragnie wszystko sprawdzić osobiście...
Poznałem jednego z tych wezyrów, znakomity w swoim rodzaju. Wyzionął ducha w
trakcie roboty... Gdy zjawiał się nie próżnował... Doświadczał całym swym
długim członem przez całą, równie długą noc niedoszłe gwiazdy kina... Aż trudno
sobie wyobrazić ile ich zaliczył... Liczba panienek, które dają się przerżnąć w
zamian za jakąś mglistą obietnicę angażu w Hollywood jest nieprawdopodobna... wystarczy im byle jaka perspektywa próbnych zdjęć w studiu
na przedmieściach Paryża... Kompletnie otumanione! Jest w
czym wybierać! A do tego przepychają się, dobijają się jak oszalałe do człona szanownego pana... do jego
kiły i rzeżączki. I nie jest to jakieś barachło,
zapewniam was! same młode pizdeczki!...
przedstawione przez czcigodnych rodziców... niektóre nawet jeszcze nie rozprawiczone. Wyłącznie
prawiczki, spokojne "petites bourgeoises".
I nie schodzą nigdy poniżej wysokiego poziomu... Ambicja!... A jeszcze trzeba
było widzieć tego parszywego śmierdziela,... brudny, stęchły, obleśny, chamski, prawdziwe ścierwo, we
wszystkim i wszędzie... rzygowiny getta... Nigdy nie
miewał żadnych oporów... Nadziewał je, haratał, nawlekał wszystkie na
obietnicę, na żydowski miraż, na piękne słowa! Ach! Don Juan! jakże świetne ma gadane!... Mamusie zrobiłyby wszystko,
dosłownie wszystko, żeby ci wezyrowie jeszcze mocniej jebali
ich urocze córeczki! tak uzdolnione do sztuki
filmowej... Już sam nie wiedział, którą brać... Lizały go ze wszystkich
stron... te jego zwiędłe jaja... Hollywood!... A im
bardziej były "zaręczone", tym większy miał ubaw...
Prowadził nawet ewidencję w swoim notesiku, zaznaczał trafione prawiczki...
Zdarzało się i 25 na miesiąc... był lubieżny jak 36
perskich kotów... Czasami sprawy przybierały zły obrót, robiło się trochę
smrodu, zjawiali się tatusiowie albo bracia... a w
perspektywie mały szantaż.... Ale oni są kryci... ten
na przykład, o którym wam wspomniałem przed chwilą, miał na swoich usługach
szefa miejscowej policji, zawsze w gotowości, w razie gdyby co... gdyby rzeczy się nadmiernie skomplikowały... Do akcji
wchodziła wówczas policja. Budzono prefekta, żeby wydał odpowiednie rozkazy... i aby przy tej okazji sprowadzić mu panienki, gdy pakowały
już walizki... zupełnie jak za Ludwika XVI... gdy człon nie pozwalał mu zasnąć... Wiadomo wreszcie, na co
idą podatki. Tylko sobie nie wyobrażajcie przypadkiem, że i wam może się
przytrafić taka rola Paszy... To dwie zupełnie różne sprawy... Istnieją
przecież dla wszystkich tak zwane "niewielkie, ale uczciwe radochy"...
tyle, że to zawsze ktoś inny z tego korzysta... Nie
wolno mylić tych dwóch kwestii... A tobie, durny i skołowany Aryjczyku, nieźle
by się dostało, gdybyś raptem zapragnął zabawić się w
rozpustnego i wyuzdanego satyra! Choćby w ćwierci, w jednej dziesiątej! szybko by ci odeszła ochota... i
nie żadna Bastylia by was czekała! mielibyście prawo
do całkiem przyzwoitych męczarni... Wszędzie was dopędzą! Cuchnące skunksy!
Ociekające śliną psy!... do budy!... leżeć!... Ale to wszystko błahostka, zapewniam was!... Żydzi
widzą w tym jedynie rozrywkę zdobywców!... zabijanie
nudy!... Drobnostka! Bagatela! Ich dzieło nic na tym nie traci! Wręcz
przeciwnie!... Program Talmudu w żadnym stopniu nie ucierpi. Jątrzący erotyzm
jest immanentną częścią ich koncepcji. Jedynie intymny przeciwnik.
Gdy zaś idzie o ogólne zasady, te są nienaruszalne. Zauważcie, że
wszystkie filmy francuskie, angielskie, amerykańskie, a więc krótko mówiąc żydowskie, są nieskończenie tendencyjne, bez wyjątku, od
utworów najbardziej poważnych po najlżejsze... od
filmów historycznych aż po idealistyczne... Wszystkie one istnieją i są
rozpowszechniane wyłącznie po to, aby rozgłaszać chwałę Izraela... pod różnymi maskami: demokracji, równości ras, zwalczania
przesądów narodowościowych, zanoszenia przywilejów, walki o postęp, i inne pierduły... jednym słowem, szeroka
paleta demokratycznych bredni... a celem tego
działania jest wyłącznie ogłupienie goja... doprowadzenie
do tego, aby tubylec odrzucił tradycję, swoje nieszczęsne tabu, swoje zabobony,
religię, ażeby wyrzekł się swojej przeszłości, rasy, swojego wewnętrznego rytmu
na rzecz żydowskiego ideału, aby powstało w nim, poprzez film, pragnienie, któremu
wkrótce nie będzie już w stanie się oprzeć, chęć posiadania wszystkich tych
żydowskich wytworów, które można kupić... chęć
zdobycia rzeczy, przedmiotów, luksusu, chociaż wszystko to wytwarza sam
Aryjczyk, tak jak mozolnie tworzy łańcuchy, w które sam się zakuwa, za które
płaci słono żydom w zamian za własne zniewolenie i upokorzenie.
Zauważcie także, że w filmach żyd, a raczej "postać żyda",
pojawia się wyłącznie jako ten "prześladowany", jako istota przytłoczona,
miażdżona przez nieszczęście, przez przeciwności losu, przez innych... a zwłaszcza przez brutalnych Aryjczyków... (patrz Chaplin)... "Popłakiwanie jest świetną pożywką"!
Żydowski humor działa tylko w jedną stronę... zawsze
jest ukierunkowany na aryjskie instytucje; nigdy nie pokazuje się nam żyda
pazernego, łapczywego, żyda-poczwary i sępa, żyda aroganckiego albo
płaszczącego się, jak się zmienia, jak przeistacza niestrudzenie i
bezustannie... nigdy nie ukazują go takim, jakim jest
na co dzień, jakim się staje, aby wessać się w nowe ofiary. A przecież jakże
wspaniały byłby to temat dla humorystów, dla satyryków, dla naprawiaczy
wszelkich krzywd, dla fanatycznych obrońców sprawiedliwości, dla tych skalpeli
prawdy! Toż to prawdziwa manna z nieba! A ileż tam abrakadabrycznych,
zaskakujących i nieprzewidzianych sytuacji, zwrotów, możliwości, niuansów! niewiarygodnych qui pro quo, w tej gigantycznej masie
żydowskich szczurów, złaknionych, oszalałych, zarażonych, wirusem unicestwienia
świata. I wszystko dzieje się na naszych oczach, za sprawą żydów, przez nich
dla nich, uniwersalny cyklon!... Od groteski poprzez kataklizm, aż po rozdzierające
pajacowanie... Od najdalszych zakątków Rosji aż po pustynie Ameryki... dotrą wszędzie... A świat aż zwija się od tych tortur!
Zabawne! Dlatego, że kiedy przyjdzie chwila zetknięcia się z tymi
piekielnymi strefami, wówczas żyd, ten dybuk sztuki, to parszywe
obrzezane monstrum, nagle się rozpływa, roztapia, ulatnia i znika... I nikogo
na horyzoncie!... Nagle robi się pustka! Kiedy należy stanąć twarzą w twarz z
rzeczywistością, kiedy pojawia się jedyna, naprawdę ważna kwestia, kiedy znowu
słychać tę samą, dźwięczącą melodię, i kiedy nadchodzi czas, aby rozdrapać
wreszcie ten wrzód: sprzysiężenie żydów, ich przenikanie...
ci trzymają wszystkie tryby, dźwignie, ster świata... Spisek Demiurga,
hebrajscy apostołowie!... Ale nie ma nic! Nie widać wtedy ani jednego śmondaka!... Znika gdzieś ich nieokiełznany bicz humoru,
tępieją skalpele satyry, dojmujący dramaturdzy miękną... wszyscy
ci nadwrażliwcy zaczynają bełkotać... niedoścignieni i
niezrównani analitycy ludzkiej duszy bredzą, a cała ta zeżydzona
klika super-artystów łże, wykręca się, unika, zastyga w bezruchu, aby w chwilę
później wrócić galopem i czy prędzej wgryźć się, wessać, wyrwać jeszcze większy
kawał, zniszczyć, rozmyć starą mieszczańską padlinę, te rozkładające się,
wymęczone, więdnące ochłapy... Podają nam tacy "przywileje pochodzenia",
"przesądy szlacheckie", "zazdrość i morderstwo", "niespełnione
miłości", "miłość po pięćdziesiątce", dręczące wyrzuty sumienia... "niemodne
zwyczaje", "cudowanie ze spadkiem", głupota aryjskich przemysłowców...
"menopauza Geniuszu"... itd., itd... jednym słowem
cały teatr Bernsteina... antyczne reminiscencje, targowisko
zużytych stworów, pseudodramatyczne kluchy... A wszystko
razem przeraźliwie płytkie, puste, rażąco nieprawdziwe... oszustwo,
aż chce się wyć... Zawsze wokół mniej więcej dwustu rodzin... Ale czy znajdzie
się wreszcie ktoś, kto zdobyłby się na to, aby opowiedzieć nam o zajebistych
oszustwach 500 tysięcy zacietrzewionych, zapalczywych żydów, tak mocno
usadowionych na naszej ziemi?... Ale gdzie tam! Nikt nie ma odwagi!... Albo o
tym, jak powolutku nas wykańczają, jak chcą nas wydusić? A tutaj przecież
odbywa się jedyny prawdziwy dramat! Reszta to pestka... Małe czy duże! Jedność
czy wielość!
W przeszłości pojeździłem sobie, i to chyba w miarę ostro, po
mieszczanach. Jak sądzę, udało mi się to o wiele lepiej niż jakiemukolwiek
żydkowi; naprawdę, robiłem to znacznie lepiej, znając temat, rzekłbym, na
wskroś, od podszewki. Ale teraz przyszła kolej na
żydów... Trzeba ich ździebko posmagać pokrzywą!... I
teraz właśnie nadszedł czas, aby i żydkom się trochę dostało! Zasłużyli sobie!
I jak jeszcze!... No?... Na co jeszcze czekają te wibrujące wiolonczele humoru
i tragedii?... Bezlitośni, dokładni, wyuzdani, są w każdym rządzie... piętnują wszelkie przywary, wszelkie skazy, rozpaleni
najbardziej błahymi wypryskami na ciele społeczeństwa, bohaterowie odsłaniania
najbardziej nieistotnych, czczych zagadek, gdy są u władzy... A teraz, jak
potężnej ulegli metamorfozie, jakby gdzieś zagubili całą swoją werwę... Cóż za
niespodzianka! Jakież rozczarowanie! W poczuciu humoru, jak na wojnie, ci,
którzy dowodzą, wznoszą toast jako pierwsi! Ale nie może być przecież inaczej!
Wspaniały Ludwik XIV (i cały jego dwór szwindlarzy) musiał wysłuchiwać całkiem ostrych ale i zabawnych historyjek! I pewnie bawił się przy
tym setnie. Ale dzisiejsi żydzi są o wiele gorsi, bardziej drobiazgowi,
podejrzliwi, nietolerancyjni, kłamliwi i drażliwi... Wciąż czekam na sztukę, na
dzieło naprawdę epokowe, jakiegoś Bernsteina, Verneuila,
Acharda, Passeura, Devala, Jouveta, Sachy, i całej
reszty... na dzieło, które ukazałoby dosadnie żydów w
trakcie zniewalania, podbijania, wnikania. A przecież są tak blisko samego
źródła... siedzą w pierwszych rzędach! Właśnie teraz
potrzebny jest obiektywizm! Pokażcie wreszcie ten "kawałek życia"!... A
co?... że temat nieodpowiedni? Na dobrą sprawę, żaden
temat nie jest sam w sobie dość dobry! Z - czy bez peryfrazy!... każdy winien działać według swojej natury! według nastroju! swego wyboru! Ach,
żeby tak ktoś odważył się i pokazał nam żyda, jak ten wyciska z nas forsę... jak rozpromienia go nasza
głupota... jak jebie nasze dziewuszki... jak wyciera sobie dupę w nasze firanki... jak
odbiera nam wszelkie możliwe marzenia...
Ale idę o zakład, że nigdy tego nie ujrzymy! W żadnym filmie, w
żadnej piosence! A może w tragedii? W jakichś lżejszych utworkach? Sprawa
księcia. albo jeszcze gdzie indziej? A przecież
jakże wspaniały byłby to materiał na kryminał! Z klasyczną, żydowsko-masońską
głębią! Ach ten dopracowany, cieniutki żydowski dowcip... ten
zniewalający obiektywizm! dogłębna analiza... ideologiczna arabeska... wieszczologiczna transpozycja...
Wszystkie
te olśniewające wspaniałości nie sięgają dalej niż do Aryjczyka... analiza Aryjczyka... zniszczenie
Aryjczyka! nigdy nie ruszy się żyda... wszystkie żydowskie filmy są nafaszerowane obelgami dla
Aryjczyków i pochlebstwami dla żydów. Taka jest zasada... Przyjrzyjcie się
temu z bliska, moi drodzy, kochani rogacze... popatrzcie
tylko, jak taki Marx, Chaplin, Cantor
itd., robią sobie z nas niewyobrażalne jaja. Gdy pojawia się na scenie jakiś
żydek, nazwijmy go "jawny", możecie być spokojni: zawsze podadzą go w
nieskończenie idealistycznej formie, będzie wzruszał: wesołe usposobienie,
będzie tryskał dowcipem, będzie nas bawił ten neo-Jezus,
oddany ciałem i duszą misji odkupienia naszych grzechów, występków,
przestępstw, naszych krwiożerczych instynktów. Oddaje się nam, składa nam
siebie w ofierze... Nam, niemytym chamom! Nam, którzy
rzucają się na niego z wściekłością. Parszywy worku gówna!...
I nigdy, nigdy nie pokażą nam w całej okazałości tej cholernej,
żydowsko - rasistowskiej wszy, która od wieków zatruwa swoją parszywą naturą
cały świat. I tego właśnie znosić dłużej nie mogę, gdyż tylko takiego żyda,
tylko taki jego obraz pragnę ujrzeć wreszcie na ekranie.
Louis Ferdinand
CÉLINE
Bagatelles pour un massacre
(Pogromowe drobiazgi), 1931
tłumaczył Oskar Hedeman
brulion nr 14/15
Str. 117 - 122
*** Wiek Céline'a - z PHILIPPE'EM MURAY rozmawia FRANÇOIS LAGARDE
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)
*** LUCIEN REBATET - Od Céline'a do Céline'a - PAMFLETY
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)
*** LEW TROCKI - Céline i Poincaré (Podróż do kresu nocy)
"LITERATURA NA ŚWIECIE", grudzień 1990, NR 12 (233)