Życie
z dnia 2001-06-21
Andrzej
Chąciński
Nasza mała
destabilizacja - 2
W
oświadczeniu opublikowanym na łamach "Współczesności" po jej odejściu od
PAX-u w 1958 roku czytamy: "Ostatnio kierunek naszego pisma odbiegł daleko
od jego początkowych założeń. Zespół grupy literackiej '
Współczesność' postanowił nawiązać do uprzednich tradycji i
zreorganizować kolegium. 'Współczesność' będzie przede
wszystkim pismem literackim młodych. Wydawcą pisma jest PPKPiK Ruch".
Zbyt samodzielni
O formie i treści opublikowanego przez
redakcję komunikatu można powiedzieć, że został zredagowany zgodnie z
panującymi w tym okresie w Polsce obyczajami. Mówiły one, że do
ważniejszych oświadczeń i komunikatów należy stosować ogólne, niewiele
mówiące czytelnikom określenia. Nawet jeżeli członkowie zespołu
"Współczesności" nie naśladowali urzędowych komunikatów, to wiedzieli, że
zmiany, które się w piśmie dokonały, nie będą mogły być omówione w druku.
Redaktor "Współczesności" Leszek Szymański wykonał wcześniej manewr, który
w owym czasie był niedozwolony; kierując grupą młodych pisarzy, liczącą
się jako element na scenie politycznej kraju, porzucił jednego opiekuna
(tzn. partię) i przeniósł się do innego - PAX-u. Słowem - zachował się
jakby w tym okresie możliwa była w Polsce swobodna gra sił politycznych.
Nie chodziło w tym przypadku o wielkość grupy ani o jej znaczenie.
Chodziło o precedens. Co by było, gdyby inne organizacje wpadły na podobny
pomysł i zamiast siedzieć cicho pod skrzydłami partii, zaczęły sobie
szukać innych protektorów?... PAX, mimo iż był zakamuflowanym
sprzymierzeńcem PZPR-u w walce przeciwko Kościołowi katolickiemu, swobodę
działania jako organizacja polityczna miał ściśle ograniczoną. Jego
konszachty z powstałym podczas popaździernikowego zamętu ugrupowaniem
uznano w partii za niedopuszczalne. PAX-owi nic za tę próbę nie zrobiono.
Miał licznych i mocnych protektorów. Po prostu odebrano mu pismo. Inaczej
mogło być z Szymańskim. Ten hardy człowiek, przez Koźniewskiego opisywany
jako "mydłek", ośmielił się podjąć decyzję, którą w przypadku pisma mógł
podjąć jedynie wyższej rangi członek partii i to "w uzgodnieniu z
najwyższymi czynnikami". Na razie jednak Szymańskiemu nic się nie stało.
"Współczesność", którą kierował, dostała od władz wydawcę ("Ruch"), dwa
pokoje na pomieszczenia redakcji i dziesięć etatów dla zespołu. A przede
wszystkim przydział papieru i pieniądze na pokrycie kosztów wydawania
pisma. Szymański pozostał na stanowisku naczelnego redaktora, a funkcję
sekretarza redakcji objął niżej podpisany.
Pismo
literackie
O pierwszych paru numerach, wydanych w wydawnictwie
"Ruch" można powiedzieć, że były kontynuacją wydawanej w 1957 roku
"Współczesności". Świadczą o tym nazwiska autorów. W n-rze 20/10 z dn.
1.07.1958 r. z krytyką postaw młodych pisarzy wystąpił Jan Zbigniew
Słojewski (późniejszy Hamilton z warszawskiej "Kultury") w artykule
"Przeciwko bałwochwalstwu". W artykule tym czytamy: "Oto pierwsza z brzegu
sprawa: sprawa światopoglądu i filozofii, sprawa ważna, może najważniejsza
ze wszystkich spraw ludzkich. Nie doceniają jej nasi - pożal się Boże -
twórcy (...). Sprawy pierwsze, czyli sfera pytań filozoficznych, a więc
przede wszystkim czy Bóg istnieje, czy też go nie ma (...), a więc czy
życie nasze tutaj na ziemi ma jakiś sens, czy też jest absurdalne, a więc
w końcu co mamy myśleć o śmierci, jak mamy sobie poradzić z fenomenem
śmierci, który prawie trzysta lat temu nie dawał wytchnienia Pascalowi, a
dzisiaj męczy Kafkę i egzystencjalistów...". I kończy: "U nas się nie
dyskutuje z Camusem, Kafką...". Bardzo ważna wypowiedź. Jednak wydaje się,
że w Wydziale Prasy KC PZPR nie takich wypowiedzi spodziewano się ze
strony publicystów "Współczesności". W następnym 21/11 numerze pisma
zamieszczono, między innymi, dwa opowiadania: Leszka Płażewskiego pt.
"Jutro porozmawiamy", będące debiutem tego autora, i utwór Stanisława
Grochowiaka pt. "Lamentnice". Druk tekstu tego autora jest pierwszym
sygnałem kontaktów, nawiązanych przez zespół "Współczesności" z grupą
młodych pisarzy, związanych dawniej z PAX-em. Zerwali oni współpracę z
PAX-em po publikacji przez Bolesława Piaseckiego w 1955 roku artykułu pt.
"Instynkt państwowy". Dwaj z nich: Stanisław Grochowiak i Władysław Lech
Terlecki wkrótce zajęli miejsca w zespole, dwaj inni: Jerzy Krzysztoń i
Jacek Łukasiewicz przez kilka lat współpracowali z pismem. Jednak
najważniejszym w tej sytuacji faktem jest pojawienie się na łamach
"Współczesności" nazwiska Stanisława Grochowiaka, przyszłego "p.o.", a
później na krótki okres naczelnego redaktora pisma, którego działalność,
szczególnie w dziedzinie publicystyki na dobre i "nie zawsze dobre"
odcisnęła się na orientacji pisma i losach grupy ludzi, którzy go
wprowadzili do zespołu. W "Ruchu", podobnie jak w PAX-ie,
"Współczesność" wychodziła jako dwutygodnik, z tym, że członkowie kolegium
byli pracownikami etatowymi, otrzymującymi pełne wynagrodzenie. Dla paru
osób było to pierwsze pełne zatrudnienie w życiu. Trzy czy cztery osoby
miały obowiązek połowę wynagrodzenia "wypisać", tzn. wydrukować dwa albo
trzy materiały w miesiącu, bez dodatkowego za nie wynagrodzenia. We
wrześniu do wydającego pismo zespołu dołączył J. Z. Słojewski, uzyskując w
redakcji etat publicysty. Z chwilą, gdy w środowisku literackim
Warszawy rozeszła się wiadomość, że "Współczesność" zaczęła wychodzić jako
"niezależne pismo młodych", lokal redakcji przy ulicy Poznańskiej zaczął
zapełniać się współpracownikami i interesantami. Przychodziły również
osoby, próbujące za pośrednictwem pisma przekazać społeczeństwu swoje
idee, na przykład na temat końca świata lub zagrażających ludzkości
katastrof. Wizyty tych ostatnich były świadectwem, że "Współczesność"
stała się prawdziwym pismem, bowiem podobno tylko prawdziwe redakcje
przyciągają ludzi nie w pełni normalnych. Natomiast dla osób piszących z
młodego pokolenia pokoje redakcji stały się miejscem, w którym się
spotykano, spędzano długie godziny na dyskusjach na rozmaite tematy i w
mniejszych lub większych grupach udawano do kawiarni albo restauracji.
Przypominając zawartość numerów pisma wydawanych w lecie i jesienią
1958 roku warto wymienić artykuł J. Z. Słojewskiego pt. "Bluźnierstwa o
Kossak-Szczuckiej", opowiadanie A. Brychta pt. "Worek", reportaż Jacka
Łukasiewicza pt. "Panorama mistrza R.", a także groteskę Romana Śliwonika
pt. "Czwarty do bridge’a". Na plus redakcji należy zaliczyć fakt, że po
ostrym i chyba niesprawiedliwym ataku na Zofię Kossak-Szczucką
"Współczesność" w następnym - 23/13 numerze - zamieściła artykuł
polemiczny pióra Stanisława Rembeka pt. "O Słojewskim i niektórych innych
niemiłych mi literatach". Z sędziwym, ignorowanym w środowisku literackim
pisarzem utrzymywał kontakt Leszek Szymański. Pamiętam, że towarzyszył mi
kiedyś podczas prywatnej wizyty w domu pisarza. W następnych numerach
ukazało się, drukowa- ne w odcinkach, opowiadanie Andrzeja Brychta pt.
"Dom bez klamek", artykuł Zbigniewa Irzyka pt. "Podręcznik dla nieuków",
tłumaczenie fragmentu powieści Antoine’a Saint–Exupéry’ego "Pilot
wojenny", wiersze Romana Śliwonika i Mariana Ośniałowskiego oraz
opowiadanie Marka Nowakowskiego pt. "Umierający paser". W n-rze 24/14
"Współczesności" Roman Śliwonik opublikował reportaż pt. "Pokolenie spod
podłogi", w którym czytamy: "kurewki są wszędzie. Dlaczego nie miałoby być
kurewek w 'Manekinie' ...". "Manekin" był w tym okresie
jednym z najbardziej uczęszczanych przez literacką i artystyczną młodzież
klubem Warszawy. Jako nowych lub dawno niedrukowanych autorów
"Współczesności" należy wymienić Andrzeja Jasińskiego, Andrzeja
Dołęgowskiego i Roberta Stillera. A także Artura Sandauera, który
opublikował fragment opowiadania pt. "Z pamiętników Mikołaja Rozencwajga".
W dziale publicystyki pałeczkę od Słojewskiego przejął Stanisław
Grochowiak, piszący artykuły na temat konieczności porozumienia się
sprawujących władzę polityków z pisarzami. Chodziło o lepsze zrozumienie
ze strony ludzi stojących na czele państwa specyficznych warunków
twórczości pisarskiej, a ze strony pisarzy konieczności dostosowania się
do wymagań panującego w Polsce ustroju. Wystąpienia te sprawiły, iż
niedługo po publikacji pierwszego artykułu Grochowiak został uznany przez
zespół pisma za nieoficjalnego członka kolegium "Współczesności". W n-rze
27/17 z dnia 16.10.1958 r. Grochowiak pisał: "Dlaczego politycy -
jakiejkolwiek są zresztą maści - nie lubią w literaturze pesymizmu, czy
też raczej: tak zwanego pesymizmu? Czy to jakaś wrodzona złośliwość, jakaś
przekora w stosunku do literatury w ogóle - czy też pospolity strach?
Politycy odpowiadają za sprawne funkcjonowanie życia społecznego (...)
Postulat odpowiedzialności za słowo bezustannie przypomina pisarzowi o
adresie społecznym jego twórczości (...). Tu chciałbym przejść już
wręcz na nasze polskie podwórko. Otóż nierzadko natykamy się na ślady
powrotu do praktyk nadgorliwych, analiz nadczujnych...".
Ręczne
sterowanie
Wypowiedź ta jednak trafiła w próżnię. Wydaje się, że
już tydzień czy dwa przed opublikowaniem artykułu w odpowiednich
"instancjach" zapadły decyzje na temat nowego składu zespołu
"Współczesności". W październiku dowiedziałem się w biurze wydawcy, że we
"Współczesności" odbędzie się reorganizacja. Z przekazanych biurowymi
kanałami informacji wynikało, że stanowisko zastępcy naczelnego redaktora
obejmie były sekretarz Zarządu Głównego Związku Młodzieży Socjalistycznej
Józef Lenart. Spytany o to przez niżej podpisanego Leszek Szymański
potwierdził pogłoskę i dodał uspokajającym tonem, że przecież Lenart we
"Współczesności" drukował, więc nie ma co się go bardzo obawiać. "A co
będzie z tobą?" - Szymański zrobił nieokreślony ruch ręką. "Zobaczymy..."
- powiedział. Kilka dni później w biurze wydawcy przekaza- no
kierownictwu redakcji informację o decyzjach w sprawie "wzmocnienia"
zespołu. Poza powierzeniem stanowiska zastępcy naczelnego redaktora
Lenartowi, redakcji przydzielono trzy dodatkowe etaty, z których na
pierwszym został zatrudniony Andrzej Brycht, a na drugim Stanisław
Grochowiak. Jako kandydata do objęcia trzeciego etatu wydawca zaproponował
Tadeusza Strumffa, który ze "Współczesnością" wcześniej nie współpracował.
W ten sposób, spełniając postulat wzmocnienia zespołu, zapoczątkowano
działania, zmierzające do przekształcenia "Współczesności". Wydaje się, że
już w tym wczesnym okresie niektóre osoby zatrudnione w redakcji zaczęły
zdawać sobie sprawę, że z pisma będą musiały odejść. Jedną z pierwszych
inicjatyw nowego zastępcy redaktora naczelnego było przeprowadzenie przy
włączonym magnetofonie dyskusji wybranych członków zespołu na temat
decyzji pozostania na Zachodzie pisarza Marka Hłaski. Od udziału w
dyskusji nie można było się uchylić. Niektórzy jej uczestnicy dopiero w
czasie nagrania zdali sobie sprawę, że Lenart, starając się szeroko
omawiać sytuację Hłaski, próbuje uzyskać po kolei od każdego z uczestników
dyskusji, wyrażone w tej albo innej formie, potępienie decyzji pisarza. W
rozmowie padło parę ostrych sformułowań. Jeden z uczestników powiedział:
"Hłasko przez swoją decyzję przekreślił swoje pisarstwo". Z innych ust
padło: "Hłasko popełnił jednoznaczny akt polityczny, nasze ustosunkowanie
się do tego rodzaju aktu powinno też być jednoznaczne". Jednak przeważał
ostrożny ton wypowiedzi. Ciekawą pointą dyskusji była wymiana zdań między
Lenartem a Brychtem. Lenart kończąc część swojej wypowiedzi powiedział:
"Uważam, że Marek jest bardzo zdolnym pisarzem, natomiast politykiem jest
żadnym i nie był nim nigdy". Na to Brycht: "Nie musiał". Na to Lenart: "A
ja powiadam: przykład Hłaski uczy, że pisarz musi być w pewnym sensie
politykiem. Pisarstwo nie jest czynnością apolityczną. Świetnie ten fakt
potrafili zdyskontować na swoją korzyść rodzimi emigracyjni i francuscy
antykomuniści!". W dyskusji Grochowiak i Lenart wypadli lepiej niż
inni członkowie zespołu. Możliwe, że stało się tak, ponieważ ci dwaj
wcześniej przygotowali się do dyskusji, podczas gdy innych uczestników
zawiadomiono w ostatniej chwili przed nagraniem.
Naczelny
wyjeżdża
Jakiś czas później w redakcji zaczęto mówić, że Leszek
Szymański ma zamiar na parę miesięcy wyjechać z kraju. Spytany o to przeze
mnie, potwierdził wiadomość i dodał, że dostał paszport i zgodę na
trwającą parę miesięcy podróż po Indiach. Razem z nim wyjedzie także jego
żona. Szymański znał dobrze angielski, w Polsce przyjaźnił się z pisarzem
hinduskim Kedarem Nathem, któremu parę opowiadań opublikował na łamach
"Współczesności". Na temat wyjazdu Szymańskiego w redakcji nie rozmawiano.
Po cichu zadawano sobie jednak pytania: "W jaki sposób obu udało się w tak
krótkim czasie załatwić wydanie paszportów? Kto pomógł Szymańskiemu
wyasygnować pieniądze na kupno biletów na przelot?". Jednak Szymańskiego o
nic nie pytano. A on sam w biurze w ciągu ostatnich tygodni przed wyjazdem
zachowywał się tak, jakby w redakcji był już tylko gościem. Wyjazd
Szymańskiego był dla reszty zespołu ważniejszym wydarzeniem niż wszystkie
inne wypadki po odejściu "Współczesności" z PAX-u... W Polsce w latach
1957–59 prywatne wyjazdy za granicę należały do rzadkości. Zaś wyjazd do
Indii na trwający kilka miesięcy pobyt był rzadkością wyjątkową. Do krajów
pozaeuropejskich wyjeżdżali zwykle delegaci Zarządu Głównego Związku
Literatów: Iwaszkiewicz, Putrament lub Kruczkowski. Byli to cieszący się
zaufaniem władz pisarze działacze. Szymański nie należał do tej grupy.
Niedługo po jego wyjeździe redakcję przeniesiono do nowego lokalu. Był
to już trzeci lokal od chwili zerwania "Współczesności" z PAX-em. Z
pierwszego, w biurach przedsiębiorstwa "Ruch" przy rogu Wilczej i
Poznańskiej, redakcję przeniesiono do budynku przy ulicy Kopernika 34 (w
tym samym domu, naprzeciw budynku dawnego CRZZ mieściła się siedziba
radiostacji "Kraj"). W nowym lokalu "Współczesność" sąsiadowała z innymi
redakcjami: "Magazynem Polskim" i zlikwidowanym po trwającym parę miesięcy
okresie przygotowawczym pismem "Europa". Lokal ten mieścił się w Pałacu
Zamojskich przy ul. Nowy Świat 69. W listopadzie do redakcji dotarła
przykra wiadomość: po bijatyce podczas wieczoru autorskiego Andrzeja
Brychta w kawiarni "Krokodyl" na Starym Mieście Andrzej Brycht i Roman
Śliwonik zostali aresztowani i w przyśpieszonym trybie skazani na cztery
miesiące więzienia. Wydawca zażądał natychmiastowego zwolnienia z pracy
obu pisarzy. Na zwolnionych przez nich etatach Józef Lenart zatrudnił
Aleksandrę Korewę i Ernesta Brylla.
Tymczasowy
Grochowiak
Andrzej Brycht i Roman Śliwonik po paru tygodniach
wyszli z więzienia i dalszą współpracę z redakcją kontynuowali jako
niepobierający pensji współpracownicy. Pierwszy okres rządów Józefa
Lenarta we "Współczesności" (miał on jeszcze powrócić na stanowisko
redaktora naczelnego w 1966 roku) skończyły się w połowie lutego 1959 r.
po walnym zebraniu kolegium pisma. W zebraniu tym wziął udział instruktor
Wydziału Prasy KC PZPR. Fakt, że Wydział Prasy wydelegował swojego
pracownika, świadczył, że Lenart nie cieszył się wówczas poparciem tego
urzędu. W dyskusji prawie wszyscy członkowie zespołu negatywnie ocenili
okres rządów Lenarta. Parę dni później pełniącym obowiązki naczelnego
redaktora został mianowany Stanisław Grochowiak. Nazwisko Lenarta zostało
skreślone z listy członków zespołu. Innym, rzucającym pewne światło na
wydarzenia tego okresu, faktem była dużo późniejsza wypowiedź Bohdana
Drozdowskiego w miesięczniku "Poezja", w której przypomniał, że na
początku 1959 roku zgłosił się do niego współpracownik "Współczesności"
Jerzy Falkowski z propozycją objęcia stanowiska naczelnego redaktora.
Świadczy to, że członkowie zespołu zdawali sobie sprawę, iż redaktorem
musi zostać członek partii, jednak nie życzyli sobie, żeby to był Lenart.
Drozdowski został zastępcą redaktora naczelnego kilka miesięcy później.
Zmiany personalne, jakie miały miejsce przed i po wyjeździe Leszka
Szymańskiego z Polski, nie odbiły się w widoczny sposób na treści pisma.
Niezależnie od stosowanych wobec pisma nacisków, "Współczesność" była
dalej pismem młodych autorów, spragnionych ujrzenia swych utworów w druku.
Ludzi tych niewiele obchodziły zmiany w zespole. Z teczkami pełnymi
wierszy i opowiadań spacerowali po korytarzu czekając na redaktorów. Dla
nich pismo było ciągle składającym się z wierszy i opowiadań almanachem, w
którym mogli wypróbować swoje możliwości twórcze. Nie znaczy to, że
nie publikowano też utworów znanych autorów. W numerach "Współczesności" z
ostatnich miesięcy 1958 roku ukazało się kilka ciekawych tekstów. Były
wśród nich opowiadania Marka Nowakowskiego "W komisariacie", Józefa
Ratajczaka "Odlot", Władysława Terleckiego "Miłosierdzie" i Leszka
Szymańskiego "Cela samobójców". Poezję reprezentowały wiersze Ernesta
Brylla, Mirona Białoszewskiego, Jerzego Skolimowskiego, Barbary Sadowskiej
i Edwarda Stachury. W dziale krytyki uwagę czytelników zwróciły artykuły
Piotra Wierzbickiego pt. "Mickiewicz wraca", Stefana Lichańskiego "Szturm
do kamiennego nieba" (o twórczości Jerzego Krzysztonia) i Jana Wyki -
"Poezja zranionego marzenia" (o poezji Romana Śliwonika). Na odnotowanie
zasługuje również artykuł Jerzego Grotowskiego pt. "Twórcze ambicje
teatru". Był to, wydaje się, pierwszy artykuł znanego później w całej
Europie reżysera teatralnego wydrukowany we "Współczesności". W dziale
krytyki filmowej najwyższą ocenę ze strony czytelników uzyskał esej
Jerzego Falkowskiego pt. "Polonez tragiczny", omawiający film "Popiół i
diament" Andrzeja Wajdy. Ciekawym akcentem jednego z numerów (30/20)
był wywiad z pisarzem Stanisławem Rembekiem. Stanisław Rembek - autor
powieści: "W polu", "Nagan" i "Wyrok na Franciszka Kłosa" był twórcą
wyjątkowo źle widzianym przez władze PRL-u. Nie darowano mu opublikowanej
przed przed wojną powieści "W polu", rozgrywającej się podczas wojny
polsko-bolszewickiej 1920 roku. Sędziwy pisarz do przeprowadzającego z nim
wywiad Stanisława Grochowiaka powiedział: "Pod pewnym względem - z
zastrzeżeniami jednak - uważam wasze pismo za wyjątkowe. Na ogół
potraficie pisać śmiało i szczerze to, co myślicie. Stanowi to wielką
sztukę i dowodzi zdolności rzadko spotykanych. Dla mnie ten właśnie rys
stanowczo określa charakter waszego pisma".
Młodzi i dojrzali
Wywiad ten i wcześniejsze publikacje Stanisława Rembeka na łamach
"Współczesności" świadczą, że fascynacje dobrym pisarstwem i osobiste
przyjaźnie ciągle jeszcze znaczyły dla redaktorów więcej niż partyjne
oceny. Z Rembekiem przyjaźnił się zarówno pierwszy redaktor pisma - Leszek
Szymański, jak i drugi "naczelny" - Stanisław Grochowiak. Pod
określanym jako "czasowe" kierownictwem Grochowiaka "Współczesność" stała
się pismem poważniejszym lub "bardziej dojrzałym", by użyć określenia
używanego przez jej krytyków. Przybyło w nim felietonów, z których jako
jeden z ciekawszych należy wymienić artykuły "Chochoła". Publikujący pod
tym pseudonimem A. J. Wieczorkowski pisał m.in.: "Podział na literaturę
młodą i starą jest nieco denerwujący, ale niestety zakorzenił się już w
umysłach (...) młodych, w okresie szkółek niedzielnych, jakimi były tzw.
Koła Młodych. Stare byki, żonate, dzieciate udawały żółtodziobów, aby nikt
ich broń Boże nie traktował na serio i nie odebrał młodzieżowego
stypendium". Abstrahując od faktu, że założyciele "Współczesności" w
czasach "Koła Młodych" nie byli "starymi bykami, żonatymi i dzieciatymi",
to treść felietonu świadczyła o dystansie, jaki dzielił obecny zespół
twórców pisma od spraw, którymi żyli jego założyciele. W ciągu dwóch lat
"Współczesność" stała się pismem zatrudniającym sprawnych ludzi pióra,
porządnie redagowanym i poruszającym problemy nie tylko "młodej
literatury". O tym, że do kierownictwa pisma dochodziły jakieś sygnały
"zza sceny", świadczył artykuł Stanisława Grochowiaka pt. "Karabela
zostanie na strychu", zamieszczony w n-rze 4/35 z 16.02.1959 r. Artykuł
miał być zaproszeniem do dyskusji na temat pokolenia pisarzy,
współpracujących ze "Współczesnością" czy nawet pokolenia "w ogóle".
Nie tylko tytuł tekstu, ale także kilka jego sformułowań wzbudziło
protesty wśród członków zespołu i współpracowników pisma. Oto parę cytatów
z tego artykułu: "Istniał u nas w świadomości starszych bardzo konkretny
polski wzorzec młodości. Wzorzec młodości powstańczej, konspiratorskiej i
ułańczej. Wzorzec młodości egzaltowanej. Zgodnie z dalekim echem '
Ody do młodości' młody człowiek winien myśleć przede wszystkim
sercem, by mógł zostać spożytkowany jako 'kamienie na
szaniec' . Częstokroć dochodziło do tego, że szaniec raptownie się
zmieniał, a kamienie pozostawały te same". I dalej czytamy: "zapał i
entuzjazm to duża rzecz, ale sam zapał i sam entuzjazm to rzecz ryzykowna.
Rozumiem jednak, że w pewnych sytuacjach historycznych, zwłaszcza w
sytuacji historycznej polskiego partykularza, taka postawa może mieć swoje
dobre strony". Artykuł wywołał serię protestów. Grochowiak chciał
powiedzieć, że pokolenie urodzone w latach 1930–35 nie jest skłonne do
wywoływania powstań czy nawet ogłaszania gwałtownych protestów. Wypowiedzi
innych osób z redakcji były celowo mętne, ale też negatywne. W artykule
pt. "Sztuka wyboru", piszący często dla "Współczesności" autorzy: Jerzy
Czajkowski, Bronisław Gołębiowski, Eugeniusz Kabatc, Aleksander Minkowski
i Jerzy Siewierski stwierdzili: "Wolno Grochowiakowi myśleć tak jak myśli,
gdyż w jego myśleniu zdaniem naszym, błędu zasadniczego nie ma. Ale wolno
nam też zakwestionować szerokość tego myślenia, wolno nam uznać, że jest
to myślenie bierne, uległe wobec zastanej rzeczywistości (...). Nasze
ambicje są nieco większe (...). Jest w nich cholerna ciekawość, co to jest
ta wielka budowa, skąd się biorą niemałe przecież wyrzeczenia narodu
(...). A więc literatura zaangażowana społecznie? Owszem, taka jest
najogólniejsza, stereotypowa charakterystyka tej tendencji". Po
opublikowaniu tego artykułu, pracujący dotąd w redakcji Jerzy Czajkowski i
Jerzy Siewierski odeszli z grupy, wydającej "Współczesność". Wokół
artykułu wybuchła bitwa publicystyczna, w której bronią były aluzje do
przekonań politycznych uczestników i w pierwszym rzędzie pisarza, który
ten spór wywołał. Dyskusja nie tylko nie spełniła w środowisku roli,
jakiej się po niej spodziewał Stanisław Grochowiak, ale i mocno podkopała
jego własną pozycję. W swoich wypowiedziach publicystycznych
Grochowiak był przez ludzi związanych z partią traktowany jako ktoś, kto
przyszedł z obcego dla nich środowiska. W artykułach jego autorstwa
brakowało zwrotów, używanych powszechnie przez publicystów partyjnych.
Poza tym w chwili, kiedy odchodził z PAX-u, miał już opinię pisarza
katolickiego. Zawdzięczał ją wydanej w PAX-ie powieści pt. "Plebania z
magnoliami"... Praca w redakcji po objęciu kierownictwa przez
Stanisława Grochowiaka układała się dobrze. Raz na dwa tygodnie odbywało
się zebranie członków zespołu, na którym omawiano wydany wcześniej numer i
w ogólnych zarysach ustalano, co będzie w następnym. Niżej podpisanemu
trochę przeszkadzała skłonność Grochowiaka do alkoholu, która sprawiała,
że nie zawsze rano był zdolny do pracy. Jeśli był bardzo potrzebny w
redakcji, sekretarz redakcji jechał do jego domu samochodem wydawnictwa i
po dłuższym budzeniu zabierał go do biura. W pracy Grochowiak prawie nigdy
nie pił. Jeżeli wychodził z kolegami np. do restauracji, to już tego dnia
do biura nie wracał. Grono współpracowników pisma stale się
powiększało. Kilka reportaży i opowiadań wydrukował już wcześniej
zauważony przez czytelników i krytyków pisarz Janusz Krasiński (nr 31/21
opowiadanie pt. "Kordonek", nr 3/34 reportaż "Przerwany rejs białej
Marianny", nr 17/49 - fragment powieści "Haracz szarego dnia". W nr.
3/34 pisma opowiadanie pt. "Wesele w Harkabuzie" opublikował Bogdan
Wojdowski. W następnym numerze pojawiło się opowiadanie Włodzimierza
Odojewskiego pt. "Luminal". W tych samych numerach czytelnicy mogli
znaleźć opowiadanie Jana Himilsbacha "Pogrzeb" i Marka Nowakowskiego
"Chłop, który zmarniał". W tym samym roku ukazały się opowiadania: Henryka
Grynberga pt. "Ekipa Antygona" i Kazimierza Orłosia pt. "Gruby". Krytykę
literacką poza już wcześniej często publikującym Janem Zbigniewem
Słojewskim reprezentowali: Konrad Eberhardt, Andrzej Dołęgowski,
Mieczysław Sroka (art. o Stanisławie Brzozowskim) i Zbigniew Pędziński.
Nazwiska te, a także kilkanaście nazwisk publicystów i stała obecność w
numerach wierszy znanych poetów, świadczą, że do "Współczesności"
przyznawali się prawie wszyscy młodzi twórcy, publikujący w tym okresie.
Osobne miejsce w dziale publicystyki i reportażu zajęły, publikowane
na pierwszej stronie pisma artykuły: Bohdana Drozdowskiego "Nasi londyńscy
rówieśnicy" (nr 7/39 - o grupie Merkuriusza), Stanisława Brejdyganta
"Młoda Moskwa" (nr 15/46 o teatrze "Sowremiennik") czy wywiad z Jerzym
Broszkiewiczem na temat zjazdu pisarzy radzieckich. Podsumowanie
kilkumiesięcznej zawartości pisma nie jest możliwe bez stosowania dużych
skrótów. Chciałbym jednak dodać jeszcze parę słów informacji o innych
autorach. Należał do nich Ireneusz Iredyński z fragmentem prozy pt. "Mrowisko
wieczorne", Wojciech Bieńko z opowiadaniem pt. "Miejsce trupiej głowy" czy
Tadeusz Strumff z fragmentem reportażu pt. "Uo-aj-ni". "Współczesność"
stała się w tym okresie pismem ciekawym i znaczącym. Wspólne podejmowanie
przez zespół jakichś tematów, jak np. dyskusji o polonistyce czy "temacie
społecznym w literaturze", świadczyło, że zespół był zdolny mobilizować
się do wykonywania określonych zadań. Czy ten wzrost znaczenia pisma i
coraz większe zgranie się osób, wchodzących w skład zespołu nie
przyczyniły się do zmian, jakie parę miesięcy później zostały wprowadzone
we "Współczesności"? Moim zdaniem, zachowując wszelkie proporcje, można by
zaryzykować twierdzenie, że obserwującym tę działalność działaczom KC PZPR
"Współczesność" mogła nasuwać myśl o sprawie "Po prostu". A także, być
może, brano pod uwagę fakt, że Szymański przy końcu 1959 roku drukował już
artykuły na łamach paryskiej "Kultury".
Znów normalizacja
O
tym, że gdzieś "na górze" nie zaprzestano myśleć o zmianach, świadczyło
mianowanie w lipcu 1959 roku Grochowiaka naczelnym redaktorem i
dokooptowanie na stanowisko zastępcy naczelnego Bohdana Drozdowskiego. O
tym, że sprawy personalne nie są do końca załatwione, świadczył jednak
fakt, że były "zastępca redaktora naczelnego" Józef Lenart, pomimo iż był
skreślony z listy członków zespołu i nie pisał do "Współczesności", dalej
pobierał pensję z kasy wydawnictwa. Pod koniec roku 1959, gdzieś z dala od
biura redakcji i biura wydawnictwa, toczyły się rozmowy na temat dalszych
losów "Współczesności". Wydaje się, że coś na ten temat wiedział
Drozdowski. Przychodził do biura zdenerwowany i zachowywał się tak, jakby
miał już objąć kierownictwo pisma. Pewnego razu powiedział do niżej
podpisanego: "Ja nie dam się wam tak wygryźć jak Lenart! ". Świadczyło to,
że spodziewał się objąć stanowisko naczelnego redaktora po Stanisławie
Grochowiaku. W styczniu 1960 roku jedenaście osób z redakcji otrzymało
wypowiedzenia z pracy. Odbyło się to bez uprzedzenia czy postawienia
jakichkolwiek zarzutów. Z dawnego składu redakcji pozostali tylko w
zespole: Bohdan Drozdowski (zast. nacz. red.), Stanisław Grochowiak (zast.
red. nacz.), Mirosław Malcharek, Tadeusz Strumff (sekr. red.) i Władysław
Lech Terlecki. Niżej podpisanemu udało się dostać pracę w innej redakcji.
Zawdzięczał to dobrym stosunkom z dyrektorem wydawnictwa. Innym członkom
zespołu żadnych nowych zajęć nie zaproponowano. Następnym naczelnym
redaktorem "Współczesności" został Witold Dąbrowski, poeta, współpracujący
blisko z STS-em. Lenart został naczelnym redaktorem dopiero w 1966 roku. W
1971 roku "Współczesność" zlikwidowano.
|