"Rzeczpospolita" - 2001.02.28

 

Polemiki - "Dziejów honoru ciąg dalszy"

 

 

 

 

SEWERYN BLUMSZTAJN

Komu świński ryj

 

Swój artykuł o "Pożegnaniu z bronią", wywiadzie z generałem Kiszczakiem i Adamem Michnikiem, Bronisław Wildstein kończy dość drastyczną metaforą. Przypomina końcowy raut z "Folwarku zwierzęcego" Orwella, gdy mordy świń i ludzi upodabniają się. Mówiąc wprost, Wildstein pisze: Kiszczak i Michnik mają dziś takie same świńskie ryje.

Pisze Wildstein: "To 'ja' eksponowane jest w sposób nieprzyzwoity w całym tekście - można odnieść wrażenie, że za miliony cierpiał wyłącznie Michnik, i to daje mu prawo do podejmowania decyzji w ich imieniu". Dobrze przynajmniej, że Wildstein napisał o "wrażeniu", bo Michnik w tym wywiadzie ani razu nie wybaczał w czyimkolwiek imieniu poza własnym.

Myślę, że wybaczać mogą ci, którzy cierpieli za działalność w opozycji, a im bardziej cierpieli, tym większą rangę moralną ma to wybaczenie. A jeśli ktoś jakoś nie zaznaczył specjalnie swego oporu albo np. rzucał jako gówniarz ulotki i dostał parę razy pałą czy tak jak Wildstein i ja był w latach 80. w Paryżu, to już wybacza lub nie w imieniu Polski czy historii. Jakoś bardzo wielu się ostatnio namnożyło takich, którzy nie wybaczają w imieniu Polski, a tych, którzy wybaczają we własnym - niewielu, poza Michnikiem.

Wildstein zarzuca Michnikowi perfidię niejednoznaczności. "'Pożegnanie z bronią' budowane jest w specyficznie przebiegły sposób. Specyfika ta polega na wtrącaniu w kolejne fragmenty wywodu zdań, które przeczą głównej myśli danego fragmentu, a dla autora stanowią rodzaj alibi". I dalej: "Ale choć tezy Michnika są oczywiste, ich autor nie zapomina zaopatrywać ich w krótkie, przeczące im zdania". Autorowi nie przychodzi na myśl, że Michnik może widzieć różne racje, a rzeczywistość nie musi być jednoznaczna. To może być tylko alibi dla Michnika. Wildstein nie dopuszcza w ogóle, że Kiszczak może mówić cokolwiek, z czym Michnik się nie zgadza. Ta rozmowa to jest ich wspólny spisek w celu rehabilitacji PRL. Tak naprawdę niegodziwa jest sama idea rozmowy z Kiszczakiem. Pytania, co myślał i robił w latach 50., w roku 1970, dlaczego zdecydował się na Okrągły Stół, są nie tylko mało interesujące, ale i moralnie nieuprawnione. Bo co nas obchodzą racje, stosunek do państwa i Polski komunistycznych sprzedawczyków.

A już zupełnie niedopuszczalne, żeby taką rozmowę z Kiszczakiem prowadził niezłomny kiedyś w oporze Michnik. Niemal 12 lat po wprowadzeniu, we współpracy z PZPR, demokracji w Polsce normalna rozmowa o historii i wzajemnych racjach mieści się tylko w logice zdrady.

Wildstein, jak wielu innych, ma pretensję do Michnika, że nazwał Kiszczaka "człowiekiem honoru". Dla mnie było akurat oczywiste, że Michnikowi chodziło o respektowanie umowy Okrągłego Stołu, ale ja nie jestem taki przenikliwy. Tak się jednak składa, że w sprawie honoru to Michnik, a nie Wildstein, zdobył sobie pewien społeczny autorytet. Napisał książkę, w której zapisał polski kanon oporu wobec totalitaryzmu. I nie tylko zapisał, współtworzył ten kanon, pisząc tę książkę w więzieniu. Wildstein pamięta oczywiście o książce Michnika i nawiązuje szyderczo do niej w tytule swojego tekstu. Można się oczywiście z Michnikiem nie zgadzać, może warto go zapytać, jeśli ma się wątpliwości. Nie warto, bo Wildstein wie lepiej.

"I być może to jest sedno sprawy. Z 'nimi' wojnę Michnik skończył, bo zaczął prowadzić z kimś innym. To ci inni 'są nikczemni' i z nimi policzyć się chce redaktor 'Wyborczej', i dlatego sprzymierza się z kimś takim jak Kiszczak".

Autor nie pisze niestety, z kim prowadzi teraz Michnik wojnę, ale tym razem ja spróbuję być przenikliwy. Chodzi, jak sądzę, o prawdziwych patriotów i antykomunistów. Widzę na szańcu ich szlachetne twarze, otoczonym zewsząd świńskimi ryjami.

 

Autor był członkiem KSS "KOR", od 1989 w redakcji "Gazety Wyborczej", od 1991 roku pracuje w kierownictwie "Agory", spółki wydającej "GW".

 


 

BRONISŁAW WILDSTEIN

Kto ma prawo polemizować z Michnikiem

 

W tekście Seweryna Blumsztajna wybija się jedno pytanie: kim ty jesteś, aby ważyć się na dyskusję o honorze i wybaczeniu z Michnikiem? Blumsztajn pisze, że "w sprawie honoru" to nie niżej podpisany, ale Michnik zdobył sobie autorytet, a więc, jak rozumiem, również prawo do wypowiedzi. Jednakże z honorem to specyficzna sprawa: można go mieć, ale można także utracić - wystarczy niehonorowe zachowanie i sporo potem trzeba, aby honor ów odzyskać.

Nigdy nie kwestionowałem ani nie będę kwestionował wielkich zasług Adama Michnika (a także Seweryna Blumsztajna) w walce z komunizmem oraz tworzeniu podstaw niepodległej i demokratycznej Polski. Jednak ciągłe eksponowanie tych zasług w celu uzasadniania swoich politycznych wyborów (mówię o Michniku) nie tylko nie stanowi argumentu merytorycznego, ale rzuca cień na minione zaangażowanie. Przypomina zachowanie świętobliwego męża, który bez przerwy wszystkim naokoło przypominałby o swoich cnotach i ułomności innych. Czy nie podawałoby to w wątpliwości bezinteresowności jego moralnych czynów? Czy postawa Michnika znaczyć ma, że bohater ten wystawia rachunek za swój heroizm? Czy może uważa, że przysługują mu w demokracji prawa specjalne, co przecież sprzeczne byłoby z samą zasadą tego systemu?

Adam Michnik postanowił zablokować w Polsce proces dekomunizacji. W związku z tym każe uznawać nam aparatczyków PRL za ludzi honoru oraz dokonuje rewizji najnowszej historii Polski, pisząc ją z Cimoszewiczem i Kiszczakiem. Traktuje więc instrumentalnie argumenty moralne i historyczne, a to więcej niż naganne.

Blumsztajn zadaje retoryczne pytanie: kto może wybaczać Kiszczakowi, dając do zrozumienia, że właśnie Michnik. Inni zabierający głos w tej sprawie to uzurpatorzy. Mówi to także dobitnie autor "Z dziejów honoru w Polsce", twierdząc: to ja mogę wybaczać Kiszczakowi, bo ja cierpiałem w jego więzieniu. Zapomina o tych, którzy nie przeżyli i o tych zwykłych ludziach, których perspektywy PRL zdecydowanie przekreśliła i o legionie innych, którzy w tej sprawie także mają coś do powiedzenia.

Blumsztajn ogłasza, że Michnik nie wybacza w cudzym imieniu, a to przecież jaskrawa nieprawda. Czym jest stwierdzenie, że generałowie sto tysięcy razy odpokutowali swoje przewiny? A czym, niespecjalnie zawoalowana groźba, która określa tych, którzy ciągle potępiają komunistów jako ludzi "nikczemnych"? To dużo więcej niż wybaczenie, bo deklaracja walki z tymi, którzy generałów za ludzi honoru uznać nie zechcą.

Używanie kategorii wybaczenia w tym kontekście jest więcej niż nadużyciem. Wybaczenie zakłada uznanie winy. Generałowie widzą wyłącznie swoje zasługi i Michnik w dużej mierze się z nimi zgadza. Dziś to ich obóz polityczny dominuje w polskim życiu publicznym, a oni sami niezagrożeni cieszą się dawnymi przywilejami - także dzięki Michnikowi.

Blumsztajn twierdzi, że wskazana przeze mnie strategia Michnika to dostrzeganie różnych racji i wieloznaczności rzeczywistości. Otóż żadnej wieloznaczności i głębi w "Pożegnaniu z bronią" nie tworzą zdania, które przeczą głównej tezie tekstu, ale stanowią alibi dla autora.

Mógłbym zgodzić się, że warto rozmawiać nawet z oprawcą, aby dowiedzieć się o motywach jego działania i podszewce historii, ale w tym celu należy chcieć wiedzieć. Ktoś, kto słyszy kłamstwa i nie protestuje przeciw nim, nie tylko nie dowiaduje się niczego, ale przykłada się do mistyfikacji.

Ludzie się zmieniają i żadne ich przeszłe zachowanie nie decyduje ostatecznie o wyborach przyszłych. "Uczyniwszy na wieki wybór/ W każdej chwili wybierać muszę" pisał poeta.

A na pytanie, które wyraża cały tekst Blumsztajna, kto ci dał prawo krytykować Adama - odpowiem: dałem je sobie sam. I nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł komukolwiek takie prawo odebrać.

 

Autor był współpracownikiem KSS "KOR", w latach 90. pracował w "Życiu Warszawy" i "Życiu". Obecnie jest komentatorem "Rzeczpospolitej"






Pożegnanie z bronią. Adam Michnik - Czesław Kiszczak