Wzięcia - zagadka XX wieku

Wywiad z Karlą Turner





Artykuł pochodzi z 26 numeru UFO (kwiecień-czerwiec 1996)
Wydawca:
Agencja NOLPRESS s.c.
Skrytka pocztowa 41
15-959 Białystok-2
tel.: (0-85) 6512765
http://www.ufo.com.pl
e-mail: listy@ufo.com.pl



Dr Turner jest absolwentką Uniwersytetu Stanu Kalifornia oraz Uniwersytetu Nottingham w Anglii. Doktoryzowała się w staroangielskim na Uniwersytecie Północnego Teksasu. Przez wiele lat wykładała pedagogikę, po czym począwszy od roku 1988 poświęciła się badaniu zjawiska UFO, koncentrując się głównie na przypadkach wzięć. Często wygłaszała odczyty na temat swoich odkryć. Jest autorką książek Into the Fringe (Na skraju; 1992), Taken (Wzięci; 1994) oraz Masquerade of Angels1 (Maskarada aniołów; 1994) napisanej wspólnie z Tedem Rice'em. 9 stycznia 1996 roku zmarła po krótkiej, ciężkiej chorobie na raka wątroby.



CONTACT FORUM: Powszechnie uważa się, że jest pani jednym z czołowych znawców zjawiska UFO oraz wzięć dokonywanych przez obce istoty. Jak to się stało, że zainteresowała się pani tą dziedziną?

KARLA TURNER: Nasza rodzina nic nie wiedziała o tym zjawisku, dopóki sami nie zaczęliśmy obserwować NOLi i przeżywać bliskich spotkań oraz wzięć. Będąc badaczem tego zagadnienia zaczęłam szukać w literaturze odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Kiedy przeczytałam wszystko, co było dostępne, okazało się, że nie znalazłam odpowiedzi na pytania, które zasługują moim zdaniem na rzetelną odpowiedź. Uznałam, że jest to krytyczna sytuacja dla mojej rodziny [i przypuszczalnie w skali globalnej również] i stwierdziłam, że jedynym sposobem znalezienia tych odpowiedzi jest podjęcie własnych badań, co oznaczało, że należy ruszyć w teren i przystąpić do badania przypadków wzięć.

C.F.: Czy książka Into the Fringe była pierwszym rezultatem tych badań?

K.T.: Nie, książka ta nie była wynikiem moich dociekań mających na celu znalezienia odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jest ona bardziej opisem tego, jak moja rodzina uświadamiała i radziła sobie z tymi problemami w ciągu pierwszego półtora roku, w czasie którego występowały one z dużą częstotliwością. Dopiero potem zaczęłam badać przypadki innych ludzi. Pracowałam z Barbarą Bartholic nad naszym przypadkiem, a potem nad przypadkami innych ludzi. Barbara wielokrotnie przyjeżdżała do Teksasu [gdzie wówczas mieszkałam]. Organizowałyśmy wtedy cztero- lub pięciodniowe sesje robocze, w czasie których do mojego domu przychodzili ludzie z naszego terenu. Barbara przeprowadzała z nimi rozmowy i poddawała ich regresji hipnotycznej. Zaczęłam się uczyć jako jej asystentka. Gdyby możliwe było zdobycie doktoratu w tej dziedzinie, Barbara z cała pewnością już by go miała. Pracując u jej boku nauczyłam się znacznie więcej niż w czasie całej mojej kariery akademickiej. Z czasem ilość badanych przez nią przypadków stała się tak duża, że przestała dawać sobie już z tym radę. Okazało się, że moje asystowanie już nie wystarczało i zmuszona byłam przystąpić do samodzielnych badań. Tak to właśnie się zaczęło.

C.F.: Jak wiadomo, w wielu przypadkach rodzice ludzi przeżywających wzięcia, a czasami nawet ich dziadkowie i pradziadowie doznawali podobnych jak oni bliskich spotkań. Czy w pani rodzinie również tak było?

K.T.: Tak, w przypadku rodziny Eltonów [Eltonowi, mężowi dr Turner, nadano w książce Into The Fringe i Taken pseudonim Casey; obecnie uważają oni, że nie ma już sensu dalsze ukrywanie, kto jest kim] jest to sprawa "ponadpokoleniowa". Na krótko przed śmiercią babci Eltona, jej rodzina, wiedząc, że nie pożyje ona już długo, poprosiła ją w roku 1990 lub 1991, aby opowiedziała o swojej przeszłości. Całą jej wypowiedź nagrano kamerą wideo na pamiątkę następnym pokoleniom. Jedna z jej opowieści nosi wyraźne cechy relacji z wzięcia, do którego doszło, kiedy była jeszcze małym dzieckiem. Zdarzenie to miało miejsce między rokiem 1905 a 1908 we Wschodnim Teksasie. Miało ono wiele cech wspólnych typowych dla klasycznego "wzięcia": kamuflażowe wspomnienia, luka w czasie, cudowny powrót z miejsca, w którym nie powinna była być i z którego nie powinna była móc się wydostać, etc. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że zarówno jego matka, jak i ojciec widzieli UFO, mieli bliskie spotkania połączone z wzięciami oraz doznali różnych przeżyć łączących się w mniejszym lub większym stopniu z tym zjawiskiem. Elton i co najmniej jedno z jego dzieci miało we wczesnych latach swojego dzieciństwa związek z UFO. Nie wiem nic o moim prawdziwym ojcu w tym kontekście, ponieważ został zabity w Korei, kiedy miałam cztery lata, ale wydaje mi się, że jego brat, który ma obecnie 80 lat, mógł mieć tego rodzaju przeżycia. Zarówno ja, jak i mój syn, mieliśmy przeżycia związane z UFO. Mieli je również moi szwagrowie i szwagierki, a także ich dzieci, o czym nie mieliśmy pojęcia prawie do chwili opublikowania Into the Fringe. Byli tak zmartwieni tymi przeżyciami [oraz innymi sprawami mającymi miejsce w ich życiu], że na dziesięć lat zaprzestali kontaktów z rodziną. Dopiero kiedy dowiedzieli się o moich przeżyciach, wrócili na łono rodziny, mówiąc: "W porządku, teraz możemy pogadać." No i wreszcie jedna z moich kuzynek, z którą byłam bardzo blisko, zarówno pod względem miejsca zamieszkania, jak i emocjonalnie, miała na pewno jakieś przeżycia tego rodzaju. Poproszono ją o ich opisanie, co też właśnie obecnie czyni. Moja matka odmawia jakichkolwiek rozmów na ten temat, ponieważ to wszystko zbytnio ją przeraża. Nawet nie odważyła się przeczytać do końca Into the Fringe. Za każdym razem po przeczytaniu strony lub dwóch wpada w panikę i nie może już dalej czytać, co oznacza, że musi istnieć jakiś poważny powód tego lęku. Przypominam sobie, że w roku 1965, kiedy byłam w ostatniej klasie szkoły średniej, media zalała niesamowita fala informacji na temat obserwacji UFO. Był to jeden z niewielu momentów, w czasie których okazywałam zainteresowanie tym tematem. Pewnego dnia w czasie wykonywania prac domowych w kuchni słuchałyśmy z mamą wiadomości telewizyjnych. Walter Cronkite lub Dan Rather, bądź jeszcze ktoś inny opowiadał właśnie o nasileniu obserwacji UFO. Pamiętam, że powiedziałam wtedy, że gdyby UFO wylądowało na podwórzu, prawdopodobnie wsiadłabym do niego. Matka, która jest niespotykanie delikatną osobą i nigdy nie podniosła na mnie głosu ani nie uderzyła mnie, rzuciła nagle swoje zajęcie, złapała mnie za ramiona i trzęsła mną tak, że myślałam, iż wylecą mi wszystkie zęby. Przez cały czas powtarzała poniesionym głosem: "Przysięgnij mi, że nigdy, ale to nigdy nie wsiądziesz do żadnego z nich! Żebyś mi się nie ważyła nawet coś takiego mówić!" Był to jedyny moment w moim życiu, kiedy widziałam ją wzburzoną. Obecnie wiem na podstawie badań, że tego rodzaju ekstremalne reakcje na wzmianki o UFO są często wskaźnikiem, że dana osoba miała związane z nimi przeżycie.

C.F.: Mówiła pani o wykorzystywaniu hipnozy, która jest, jak wiadomo, przedmiotem wielu kontrowersji. Niektórzy badacze twierdzą, że ludzie będący w stanie hipnozy są zdolni do wymyślania historii, które nigdy się nie zdarzyły, w celu zadowolenia hipnotyzera. Niektórzy twierdzą, że wielopoziomowość przeżyć, zwłaszcza w przypadkach, w których udaje się przebić przez kamuflażowe wspomnienia i odkryć inne, znacznie się od nich różniące, jest produktem hipnozy. Co pani o tym sądzi?

K.T.: Ten pogląd jest absolutnie nie do zaakceptowania. Uważam, że jest on dziełem tak zwanych fotelowych badaczy. Nie sądzę, aby osoby, które rzeczywiście przeżyły bliskie spotkanie z UFO, podzielały go. Gdyby ci znawcy przeżyli to samo i porównali to, co pamiętali świadomie, z tym, co przypomnieli sobie w trakcie hipnozy, wówczas moglibyśmy porozmawiać. Póki co wypowiadają się na temat czegoś, o czym nie mają pojęcia. Wyrażają poglądy o charakterze hipotetycznym, zaś ich opinie bazują na błędnym rozumieniu całego zjawiska, doświadczeń oraz kontroli, której poddawani są wzięci w czasie tych zdarzeń. Wymyślanie różnych wyjaśnień to żadna sztuka, nie oznacza to jednak, że te wydumki mają jakikolwiek związek z tym, co się rzeczywiście dzieje. Poza tym należy pamiętać, że istnieją źli i dobrzy hipnotyzerzy. Zły hipnotyzer może coś popsuć. Wiem, że są ludzie, którzy poddali się hipnozie ze względu na palenie lub dietę i czuli się po niej znacznie gorzej niż przed nią. To oczywiste, że zdarzają się błędy w sztuce. Ze swoich własnych doświadczeń z hipnozą wiem, że w wielu przypadkach, które badałam, to, co wypłynęło na światło dzienne, okazało się prawdą. Owszem, zdarza się, że czasami wypłynie jakiś nieprawdziwy materiał, który może zrodzić się z określonej sytuacji, lecz nie jest to zjawisko typowe. Uważam, że właściwie użyta hipnoza jest jednym z najlepszych narzędzi, jakie posiadamy. Czasami jest jedynym narzędziem pozwalającym wydobyć na światło dzienne pewne informacje lub pokłady informacji będące wsparciem tego, co pamiętamy świadomie. Miałam możliwość zweryfikowania całego szeregu informacji uzyskanych w stanie hipnozy poprzez porównanie ich z niezależnymi dowodami i okazało się, że były one prawdziwe.

C.F.: Jak pani zapewne wie, istnieje kilka poziomów, podobnie jak w główce cebuli? Dana osoba zostaje poddana hipnozie i opisuje jakieś przeżycie, a następnie wprowadzona w głębszy trans, przebija się przez pierwszy poziom, który okazuje się kamuflażem, i przedstawia coś zupełnie innego.

K.T.: Tak, i wydaje mi się, że w niektórych przypadkach można dotrzeć aż do najniższego poziomu.

C.F.: Ile jest tych poziomów, jak głęboko można dotrzeć i co znajduje się na samym dnie?

K.T.: Przeprowadzono jak dotąd zbyt mało badań, aby można było odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań, nie upodabniając się do "fotelowych mędrków". W typowym przypadku pierwszy poziom najczęściej dotyczy świadomych wspomnień. Kiedy ktoś zostaje wprowadzony w głębszy trans, często zdarza się, że to, co relacjonuje, jest tym, co widział, a nie tym, co pamięta świadomie. Wówczas zaczyna się proces szukania po omacku. Badana osoba myśli: "To nie jest tak, czuję, że coś jest nie tak. Kiedy się skoncentruję, widzę coś, co nie jest zgodne z tym, co do tej pory myślałam". To jest poziom przejściowy. Być może są tylko dwa poziomy, a nie na przykład, powiedzmy, dwadzieścia. Z całą pewnością istnieje poziom maskujący i to bardzo solidny. Jeśli badanym osobom pomoże się w zaprogramowaniu ich umysłowych komputerów na penetrację widzianej przez siebie iluzji, tak aby relacjonowały one tylko prawdę, podawały tylko to, co rzeczywiście widzą, w celu - jak to określa Barbara - "rozjaśnienia wizji", wówczas opiszą one całkowicie inne zdarzenie, a nie rozszerzoną wersję tego, co relacjonowały początkowo, coś różniącego się całkowicie od tego, co pamiętały świadomie. Tak więc są co najmniej dwa poziomy, a być może nawet trzy.

C.F.: Ludzie mówili nam, że można przedzierać się przez kamuflażowe wspomnienia aż do chwili dotarcia do zdarzeń, w których pojawiają się gady, że to najniższy poziom, do którego można dotrzeć. Czy pani badania to potwierdzają?

K.T.: W kilku przypadkach, które znam dobrze, po dotarciu do "linii granicznej" pojawiały się gady.

C.F.: Czy Szaraki zawsze występują na najwyższym poziomie?

K.T.: Czasami na pierwszym poziomie występują Szaraki, czasami ludzie, czasami Plejadanie, a czasami dziwne zwierzęta.

C.F.: Wzięci opowiadają, że widzieli ludzkie istoty, na przykład anielskich nordyków, ale gdy się koncentrowali i ogniskowali na nich swoją uwagę, istoty te znikały i na nich miejscu pojawiali się "jaszczurowaci ludzie".

K.T.: Nie znam zbyt wielu przypadków tego typu. Słyszałam to jednak od innych badaczy. James, którego przypadek przytoczyłam w Into the Fringe, niemal całkowicie świadomie, prawie bez pomocy hipnozy, przypomniał sobie zdarzenie, w czasie którego został zabrany w pobliże bardzo zalotnej, czułej i uwodzicielskiej pięknej "Plejadanki". Chciała, aby padł jej w ramiona. Kiedy tak się stało i myślał, że już go pocałuje, kobieta ta znikła, a na jej miejscu pojawiła się purpurowoczarna postać o nieregularnym kształcie, oślizgłym wyglądzie i wyraźnie asymetrycznych rysach twarzy. Tego samego rodzaju stworzenie napotkałam w kilku innych przypadkach. Istota ta była bardzo silna. Zamiast wziąć go w ramiona powaliła go na ziemię i wepchnęła mu do gardła, aż do żołądka, sześćdziesięciocentymetrowej długości rurę, przy pomocy której odciągała mu z żołądka soki trawienne. Nazajutrz James nadal czuł gorzki smak w ustach, miał podrażniony przełyk i po obu stronach szyi, w miejscach gdzie był przytrzymywany, odkrył ślady po szponach. Kimkolwiek była ta istota, na pewno posiadała coś w rodzaju szponów, co oczywiście pasuje do gadów. Być może ze względu na jej bliskość nie mógł ogarnąć jej wzrokiem w całości. [Znajdował się w jej objęciach]. Udało mu się jednak dostrzec nieregularnego kształtu warstwę zewnętrzną, która mogła być odpowiednikiem szorstkiej, łuskowatej powłoki, której posiadacze bywają czasami określani mianem gadów. Istoty te są silne, kościste, mają ponadto nieregularny kształt, wysklepiony grzbiet i zakończone szponami ręce.

C.F.: Zatem posiadają zdolność projekcji różnych obrazów.

K.T.: Niektórzy twierdzą, że się przemieniają, że podlegają mutacjom lub zmieniają swój rzeczywisty kształt. Nie sądzę, aby właśnie tak było. Nie wydaje mi się także, aby rzeczywiście wyglądały jak uwodzicielskie blondynki. Upodabniają się do nich, aby nas zwieść, po czym przybierają nagle gadzią postać. Myślę, że wpływają na ludzką percepcję. Na pewno potrafią tworzyć fałszywe obrazy, tak jak to miało miejsce w przypadku babki Teda [Teda Rice'a], której ukazał się nieżyjący mąż i która była nawet skłonna do odbycia z nim stosunku płciowego. Babka Teda nie żyje od sześciu lat. W środkowej części bliskiego spotkania z czymś, co wzięła za swojego zmartwychwstałego męża, jego wizerunek znikł - myślę, że [obcy] chcieli pobrać od niej "emocjonalne soki" - i ujrzała na sobie "gada".

C.F.: Słyszeliśmy również, że we wzięciach uczestniczą wojskowi, którzy znikają, ilekroć świadkowie skupiają na nich swoją uwagę. Budd Hopkins opowiada przypadek, w czasie którego pewien wzięty widział żandarma. Kiedy się zastanawiał, co on tam robi, i skupił na nim swoją uwagę, żandarm zmienił się na jego oczach w wysokiej rangi oficera, a potem w oficera w nazistowskim mundurze. Jak pani to tłumaczy? Czy mamy tu do czynienia z tym samym zjawiskiem?

K.T.: Nazywam to Technologią Zmiany Stanu [Altered State Technology; w skrócie AST - przyp. tłum.]. Obecnie AST stało się synonimem procesów i mechanizmów, które są według mnie z całą pewnością stosowane w stosunku do ofiar wzięć i to w znacznej części obserwowanych przypadków. Dotyczy to zwłaszcza kontroli systemu pobudzania siateczkowego lub pnia mózgowego, który jest odpowiedzialny za niemal wszystkie czynności mózgu. Ludzie sądzą, że najważniejszy jest rdzeń lub śródmózgowie, w rzeczywistości jednak są one znacznie mniej istotne w ogólnym procesie przetwarzania napływających informacji niż pień mózgowy, który odpowiada zań w całości. Ktoś, kto potrafi go kontrolować, może wywoływać u kontrolowanej osoby dowolne iluzje, które będą odbierane przez zmysły jako rzeczywistość. Będzie mógł on również kontrolować zdolności motoryczne oraz ruch na dowolnym poziomie świadomości [poczynając od pełnej świadomości aż po całkowity letarg]. Właśnie w tym celu, jak sądzę, jesteśmy wprowadzani w te zmienione stany. W przypadku bliskich spotkań jest to konieczność, ponieważ oni [obce istoty] nie mogą dopuścić, abyśmy mieli z nimi kontakt w normalnym stanie świadomości, gdyż moglibyśmy wówczas kontrolować siebie samych, co jest im nie na rękę. Istnieje również kontrola procesu pamięciowego, a nawet kontrola tego, na co zwracamy uwagę. Wprowadzane w ten rejon wszczepy mogą kontrolować wszystko, co postrzegamy, i wszystko, co się, jak się nam wydaje, dzieje. Uważam, że podstawowym celem tej technologii jest wprowadzanie nas w zmieniony stan świadomości, bez względu na to, co się ma potem wydarzyć. Żadna z osób, które znam, nie znajdowała się w normalnym stanie świadomości w czasie bliskiego spotkania.

C.F.: Czy ten stan jest wywoływany przez obce istoty, ludzi, czy jednych i drugich?

K.T.: Jestem pewna, że niektóre obce istoty są w to zamieszane. Istnieją także dowody, że ludzie [prawdopodobnie już od dawna] wiedzą o tej umiejętności obcych istot i że, jak mi się wydaje, jest to główny powód, dla którego nasi wojskowi "badają" wziętych. Robią to po to, aby również opanować tę technologię. Co więcej, uważam, że się im to udało i że posługują się nią już od dłuższego czasu. Nie sądzę jednak, aby posiadali ją od początku pojawienia się obcych. Sądzę, że natknęli się na nią podczas swoich badań i że stała się ona ich głównym celem. "My również musimy posiąść tę technologię". Z całą pewnością posiadają także technologię wprowadzania implantów. Z wojskowych raportów wynika wyraźnie, że potrafimy je wszczepiać. Wiadomo o tym już od około trzydziestu lat.

C.F.: Niektórzy autorzy postulują hipotezę, że nasz pień mózgowy działa, tak jak działa, i że możemy być hipnotyzowani, dlatego że tak go skonstruowano, że stworzono nas w taki sposób, aby można nas było kontrolować. Co pani o tym sądzi?

K.T.: To tylko teoria. A gdzie dowody? Czy mają na to jakieś wiarygodne dowody? Ludzie głoszący tę teorię, twierdzą również, jak przypuszczam, że są produktem genetycznych manipulacji obcych istot, co może, ale nie musi być prawdą. Sądzę, że jest trochę dowodów na poparcie tej teorii, ale jak rozległe i daleko idące są te manipulacje, nie mam pojęcia. Zanim uzna się, że to obce istoty "zaprojektowały" nasz mózg właśnie w ten sposób, należałoby najpierw przyjrzeć się dokładne strukturze mózgu małp człekokształtnych i sprawdzić, czy u nich również występuje to zjawisko. Wydaje mi się, że musiały one zaadaptować strukturę swojego mózgu do swoich funkcji.

C.F.: Jak pani sądzi, kim oni są, skąd pochodzą i w jakim celu są tutaj? Po co to wszystko robią?

K.T.: Moje poglądy na to, kim oni są i skąd pochodzą, to jedynie czcze domysły. Wydaje mi się, oni są stąd, że są istotami pochodzenia ziemskiego. Historia Ziemi jest bardzo długa. Wystarczająco długa, aby powstały na niej inteligentne istoty wywodzące się z rodziny owadów lub gadów, na długo przed opanowaniem Ziemi przez ssaki. Jedyne, co wiemy, to to, że ich "pastwiskiem" jest Ziemia - nie mamy żadnych dowodów na to, że "żerują" na Marsie, jakiejś planecie w konstelacji Oriona lub że krążą wokół Tau Ceti. Wiemy jedynie, że żerują tutaj, co jest dla mnie wskazówką, że raczej pochodzą stąd.

C.F.: Czy mieszkają w podziemnych bazach, czy może gdzie indziej? Dlaczego nie możemy postrzegać ich istnienia w stanie pełnej świadomości?

K.T.: Jeśli rozwinęli się miliony lat przed opanowaniem Ziemi przez ssaki, można przyjąć, że osiągnęli poziom "ponadwymiarowego" przemieszczania się. Być może zamieszkują inne wymiary naszej przestrzeni, a być może tereny podwodne lub podziemne. Zakładam, że ludzka technologia również dojdzie w końcu do tego poziomu. Mogli mieć na rozwinięcie tej technologii tak dużo czasu, że może być ona dla nich obecnie czymś zupełnie naturalnym. Być może przenoszą się w inne wymiary z taką samą łatwością, z jaką my spacerujemy po deptaku. Być może przebywanie w tym wymiarze i doglądanie nas od czasu do czasu nie nastręcza im więcej trudności, niż nam mieszkanie na farmie. Najlepsze, co mogę sądzić o powodach, dla których tu przybywają, to to, że jesteśmy ich owocem. Sądzę, że jesteśmy stworzonym przez nich owocem, owocem-hybrydą. Co biorą od nas? Na pewno substancje fizyczne. I możemy się jedynie domyślać, co z nimi robią. Odnoszę również wrażenie, że pobierają od wziętych także "emocjonalnie zabarwioną" energię, podobnie jak my pobieramy energię z baterii.

C.F.: Uważa pani, że żywią się naszą energią?

K.T.: Myślę, że jej używają. Czy my żywimy się energią z baterii, czy jej używamy? Nie jesteśmy wtajemniczani we wszystko, co potrafimy obiektywnie zweryfikować. Bez względu na to, co powiedzą, nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić, a jeśli potrafimy, to w bardzo ograniczonym zakresie. Myślę, że jesteśmy dla nich źródłem różnych rzeczy i że możemy jedynie snuć domysły, do czego mogą ich używać. Sądzę na przykład, że istnieją konkretne przesłanki do tego, aby poważnie rozważyć możliwość, że płody i nasz materiał genetyczny używany jest do produkcji siły roboczej w postaci Szaraków, które nie są w rzeczywistości żywymi istotami, lecz wysoko zaawansowanymi technologicznie maszynami o biologicznym charakterze.2 Uważam, że energia jest tutaj sprawą najważniejszą. Jest to jednak jedynie moje przeczucie, a nie coś, co mogłabym poprzeć dowodami. Ostatecznie wiele z tego, co robią, wydaje się nie mieć żadnego logicznego celu poza pobudzaniem silnej ujemnej energii emocjonalnej. Wiele z tych przymusów, obsesji, zniszczeń i bólu wywoływanych w czasie tych przeżyć, a także po nich, generuje energię, którą jak mi się wydaje, zbierają. Na przykład w przypadku Teda Rice'a, który jest opisany w Masquerade of Angels, jedno z jego przeżyć obejmowało pobyt w jakichś podziemnych pomieszczeniach (prawdopodobnie w pobliżu bazy sił powietrznych Kirtland) wewnątrz fabryki, w której poddawano procesowi przetwórczemu ludzkie ciała, podobnemu do tego, jakiemu my poddajemy tusze kurze lub wołowe rozdzielając je na części, a następnie pakując. Oczywiście Ted nie był pierwszym, który o tym mówił. Ale to właśnie on zauważył, że przed poddaniem ludzkich ciał procesowi przeróbki, przepuszczano je przez jakieś urządzenie, które ekstrahowało z nich energetyczne spektrum. Tak jak przepuszczone przez pryzmat światło może być rozłożone na elementy składowe, tak ludzka energia może być przepuszczana przez ów "duchowy" lub "energetyczny pryzmat" w celu rozłożenia jej na elementy podstawowe, a następnie magazynowana w podobny sposób, w jaki my magazynujemy energię elektryczną w akumulatorach ładowanych za pomocą baterii słonecznych lub w inny sposób. Widocznie potrafią rozpoznawać, oddzielać i magazynować ludzką energię emocjonalną, czy też "duchową", jeśli ktoś woli tak ją nazywać, zanim ciało zostanie poćwiartowane. W książce Taken znajduje się opis pewnej rzeczy, którą Pat przypomniała sobie bez zastosowania hipnozy. Znajdowała się w pomieszczeniu, w którym pokazano jej klonowane ciało - kopię jej własnego ciała. Powiedziano jej, że posłuży ono w czasie jej zmartwychwstania. Istoty oświadczyły jej, że pracują na zlecenie Boga, że tworzą nowe ciała, które zgodnie z tym, co mówi Biblia, mamy otrzymać w trakcie zmartwychwstania. Powiedzieli jej, że czynią to z polecenia Jezusa.

C.F.: Czy to wiąże się również z tym, co mówi wielu wziętych, którzy utrzymują, że widzieli setki ludzkich płodów w szklanych pojemnikach?

K.T.: Było to wyjaśnienie, które wydało się Pat jak najbardziej odpowiednie. Jest ona bardzo religijną osobą i ilekroć te istoty mają z nią do czynienia, zawsze odwołują się do jej religijnych wyobrażeń. W wielu innych przypadkach tak nie jest, mimo iż mają w nich miejsce te same wydarzenia. Lizie również pokazano kopię jej ciała [której przypadek jest także opisany w "Taken"], lecz nie mówiono jej nic o jakichkolwiek pracach wykonywanych na zlecenie Boga ani o jakimkolwiek zmartwychwstaniu. Powiedziano jej wprost: "Jeśli nie będziesz z nami współpracować, to podmienimy cię na to i nawet nikt nie zauważy różnicy". Kiedy Ted był nastolatkiem, wzięto go razem z kilkoma innymi rówieśnikami i pokazano im kopie ich ciał. W tym przypadku owe klony również zostały użyte w charakterze straszaka.

C.F.: W Masquerade of Angels wspomina pani, że mają z tym związek również okaleczenia zwierząt?

K.T.: Prawda. Ted przypomniał sobie proces, w czasie którego uśmiercono jego oryginalne ciało. Najpierw istoty dały mu do wypicia emanującą silne światło zieloną substancję. Wywołała ona u niego niesamowite mdłości. Niemal natychmiast ją zwymiotował i wówczas odcięto mu głowę. Kiedy jego energia duchowa, czy jak ją tam nazwiemy, wyszła z jego ciała, pozostała przy nim przylegając do tej zielonej, ognistej, ciekłej substancji. Wyglądało, jakby nie była w stanie się od niej uwolnić. Wessali ją do małego czarnego pudełka, które postawili na ladzie, gdzie stało do czasu, aż przygotowali jego nowe wyklonowane ciało. Część procesu wytwarzania materiału, z którego wykonano jego kloniczne ciało, obejmowała zbiorniki z materiałem pochodzącym od krów. Wykorzystano go do produkcji bezkształtnego ciała przypominającego tkankę z okolic pochwy krowy. Materiał ten wyjęto ze zbiornika, przeniesiono w miejsce przypominające zlew, gdzie go oczyszczono, i położono na tacy, którą umieszczono w urządzeniu przypominającym kabinę. Po pewnym, jak się wydawało krótkim, czasie tacę wytoczono z kabiny. W miejscu bezkształtnej masy stało teraz na niej ciało ośmioletniego chłopca. Było ono dokładną kopią Teda co do włoska. Istoty spuściły płyny z jego starego ciała i coś z nimi zrobiły. Następnie przyłożyły sondy do, o ile sobie przypominam, łopatek, szyi i stóp nowego ciała, aby je pobudzić. Kiedy zaczęło oddychać, można było już napełnić je energią duchową. Jego energia duchowa, która od chwili uśmiercenia jego oryginalnego ciała znajdowała się zmagazynowana w małym czarnym pudełku, została wprowadzona do nowego ciała i, ponieważ już ono oddychało, zamknięta w nim. Po tym przeżyciu Ted zastanawiał się, czy dusza łączy się z ciałem dopiero w chwili, gdy zaczyna ono oddychać tuż po urodzeniu, czy też jeszcze wcześniej, kiedy ciało przebywa w macicy i nie oddycha. Nawiasem mówiąc są jeszcze inni wzięci, którzy świadomie pamiętają, że widzieli zarówno przemywanie bezkształtnej masy ciała, jak i podobne do owej kabiny urządzenie.

C.F.: Wydaje mi się, że to właśnie w The Watchers (Obserwatorzy) Raymond Fowler zwrócił uwagę, że kiedy z ciał wziętych pobierane są płody, z których tworzy się Szaraki, nie dopuszcza się, aby zaczęły one oddychać. Są one z miejsca wkładane do płynu, aby nie mogły złapać oddechu. Czy robi się to po to, aby nie dopuścić do wstąpienia w te ciała dusz?

K.T.: Myślę, że jest to sprawa do rozważenia. Nie sądzę, aby Szaraki miały dusze. Bardziej przypominają Frankensteinów lub zombi, czy jak tam byśmy określili "żywych umarłych". Kiedy przebywałam wśród nich, miałam przemożne uczucie, że nie są żywi... że są martwi.

C.F.: Jaki może być cel klonowania ludzkich ciał?

K.T.: Tu mnie pan ma. Historie, które nam opowiadano, są sprzeczne ze sobą. Gdybym próbowała odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym zgadywać, czego naprawdę nie lubię robić nie mając jakichkolwiek dowodów. Ofiary wzięć nie tylko widują swoje własne, klonowane ciała. Ted zeznał, podobnie zresztą jak inni wzięci, że widział pomieszczenia mieszczące po dwadzieścia identycznych ciał, których nie mógł zidentyfikować. Wyglądały, jakby były bezosobowe. Któregoś razu bardzo poruszył go widok okładki jednego z dużych periodyków, na której widniał wizerunek twarzy kobiety będącej mieszaniną różnych ras. Powiedział, abym poszła i kupiła to pismo, ponieważ ta kobieta na okładce wygląda niemal identycznie jak ciało, którego dwadzieścia kopii widział w owym pomieszczeniu w górach stanu Idaho. Byli to mężczyźni, dwudziestu pięknych osobników - wszyscy identyczni.

C.F.: To oznacza (o ile oni rzeczywiście potrafią klonować ciała i wprowadzać do nich dusze), że każdy z nas może uniknąć procesu zwykłej śmierci.

K.T.: Tak, Ted na pewno przez to przeszedł, kiedy go klonowali.

C.F.: Chodzi mi o to, że każdy z nas mógłby przedłużać w ten sposób swoje życie w nieskończoność.

K.T.: Tak. Właśnie dotknął pan czegoś, co może kryć się za ich "żniwami". Przypuszczalnie oni potrzebują nie tylko naszej energii emocjonalnej, ale także co najmniej jedna z ich grup - aż kusi mnie, aby powiedzieć, jeśli mam już zgadywać, że chodzi tu o tak zwane "gady" - używa obecnie tych ciał. Usilnie starają się, abyśmy pozbyli się swoich ciał, mówiąc nam, że to jedynie "pojemniki". Dlaczego? Ponieważ je jedzą. Gdyby krowa wiedziała, że będzie zjedzona, należałoby wmówić jej, że: "Twoje ciało nie jest ważne. Ono nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko dusza. Nie przywiązuj się do niego, ponieważ i tak je zjemy. Nie przywiązuj do niego zbyt dużej wagi". Niewykluczone że istnieje jakaś grupa, która używa tych fizycznych ciał do jakichś celów... zjada je, przetwarza lub robi z nimi jeszcze coś innego. Sądzę, że mogą być one wykorzystywane jako pokarm. Jeśli tak właśnie jest, to dlaczego nie wyhodują po prostu odpowiedniej ilości klonowanych ciał? Nie musieliby nikogo zabijać. Mogliby pobrać kilka komórek z włosa Leah3 i wyhodować dwadzieścia lub trzydzieści jej ciał, a następnie je zjeść. Jak wiadomo - przytaczam tu rozumowanie Teda, jako że w tej chwili wszyscy snujemy różne hipotezy - jest różnica między zwykłą wodą i wodą sodową. Analogicznie można stwierdzić, że ciało, które posiadało duchową energię, które zaabsorbowało pewne rodzaje energii emocjonalnej, jest apetyczniejsze od ciała, które nie przeszło przez proces życiowy. Ośmio- lub dziewięcioletni człowiek ma już za sobą pewien etap życia i ma już zmagazynowaną w sobie pewną ilość energii emocjonalnej. Zabijając jego smakowite ciało z przeznaczeniem na pokarm i przenosząc jego duszę do pozbawionego życiowych przeżyć klonu, umożliwiają jego nowemu ciału gromadzić przez następne lata kolejną porcję emocjonalnej energii. Gdy będzie gotowe do zjedzenia, jego dusza zostanie ponownie przeniesiona do nowego ciała i tak w nieskończoność. Wykorzystując tę samą duszę mogą w ten sposób produkować nieustannie dowolną ilość smakowitych ciał. Oczywiście to wszystko, co mówię należy rozumieć jako swego rodzaju metaforę. W żadnym przypadku nie należy tego brać dosłownie. Ogólnie mówiąc hodowane ciało nie jest zbyt pożywne, podobnie jak sztuczne witaminy nie są tak pożyteczne, jak naturalne.

C.F.: Odnosi się wrażenie, że w skali całego świata realizowany jest systematycznie program inżynierii społecznej. Ludzie będący obiektem doświadczeń przemieszczani są z miejsca na miejsce niczym figury szachowe. Wzięci oddzielani są z jakiegoś powodu przez jakąś zewnętrzną siłę od swoich partnerów, a następnie łączeni ze sobą w pary. Czy to jest część tego samego procesu, czy też coś zupełnie innego?

K.T.: Tak, spotkałam się z tym. W odczuwalny sposób. Bardziej niż bym tego chciała. I to nie tylko w odniesieniu do tego przykładu, to znaczy zawierania ponownych związków. Istnieją liczne przykłady programowania prowadzącego do zmian zawodów i miejsc zamieszkania. Ludzie ci są kierowani do pewnych odludnych rejonów, czasami łączeni w grupy z innymi wziętymi, którzy poddawani są temu samemu procesowi, a czasami skazywani na samotność. Mają wewnętrzne przekonanie, że muszą przygotować się na przetrwanie czegoś. Wzięci poddawani są również innym rodzajom programowania i przymusu. Jedyną wspólną cechą, jaką udało mi się u nich wszystkich zauważyć, jest to, że wszyscy oni emanują z siebie niezwykłą ilość emocjonalnej energii.

C.F.: A może smaczniejsze ciała?

K.T.: Może smaczniejsze ciała. Ale z całą pewnością wytwarzają duże ilości energii.

C.F.: Tu i ówdzie słyszy się nieraz przekazy zapowiadające na Ziemi wydarzenia o charakterze katastroficznym. Najczęściej z ust ludzi, którzy przeżyli bliskie spotkania. Każdy z nich stara się do tego przygotować, u każdego z nich wzrasta napięcie związane z oczekiwaniem na coś wielkiego, co się ma wkrótce wydarzyć. Z tego też powodu wielu ludzi zaczyna magazynować żywność i wodę. Co pani wie na ten temat?

K.T.: To nie pierwszy raz w naszej najnowszej historii, kiedy ludzie ulegali tego rodzaju nastrojom. Przez całą naszą historię istniały apokaliptyczne ruchy i objawienia, za którymi szły określone reakcje ludzi. Na szczęście, żadna z tych przepowiedni jak dotąd się nie sprawdziła i nie należy o tym zapominać. Jedyną różnicą jest to, że są one obecnie szerzej rozpowszechnione, a poza tym nie znamy dokładnie naszej przeszłości. Ostatnie dwa tysiące lat są szeroko opisane, lecz bardzo wybiórczo i niekompletnie. Tak więc nie wiemy naprawdę, ile tego rodzaju ruchów pojawiło się w przeszłości. Niemniej bazując na tym, co wiemy, przypuszczam, że było ich wiele. Obecnie obce istoty straszą wziętych, że apokaliptyczne wydarzenia są nieuchronne, a nawet przedstawiają im wizje tego, co się ma wydarzyć. Być może to prawda, a być może jest to tylko element wspomnianego programu społecznego. Istoty te przedstawiają ludziom różne scenariusze tych katastroficznych zdarzeń od rozmyślnej lub przypadkowej katastrofy nuklearnej, upadek komety lub asteroidy, trzęsienie ziemi, stopienie się czap lodowych na biegunach, przemieszczenie się osi obrotu Ziemi, po polityczny chaos i zamieszki. To wszystko podaje się wziętym jako mające wkrótce nastąpić apokaliptyczne wydarzenia.

C.F.: I dlatego właśnie mają się wynieść z miast?

K.T.: Tak, być może to prawda, że dojdzie do tych wszystkich wydarzeń, zaś te istoty podsuwają danej osobie jedynie taki scenariusz, który najbardziej przemawia do jej wyobraźni. Na przykład, jeśli chodzi o pana, mógłby to być scenariusz o charakterze ekologicznym, a w moim przypadku o charakterze społecznym. Wydaje mi się, że oni naciskają nasze guziczki z dużą znajomością rzeczy. Może się również okazać, że wszystkie te przepowiednie to kłamstwo. Być może chodzi tu o jakąś manipulację, która jest tak zaaranżowana, aby wszystko wyglądało bardzo realnie, żeby cała ludzkość nabrała przekonania, że bliski jest jakiś kataklizm i że jest on nieuchronny. A wtedy, gdy obecność obcych istot stanie się powszechnie znana i gdy powiedzą nam one: "Możemy temu zaradzić" - wszyscy zgodnym chórem odpowiemy: "Powstrzymajcie to, za wszelką cenę". Jesteśmy tak zaprogramowani, aby sądzić, że zbliża się zagłada, i żeby nasz instynkt samozachowawczy kazał nam oświadczyć: "Zgadzamy się, abyście wzięli władzę w swoje ręce, jeśli potraficie to powstrzymać". Uważam, że jest całkiem możliwe, że ten apokaliptycyzm jest fikcją. Obce istoty faszerują ludzi tym scenariuszem od lat czterdziestych i ludzie biorąc to za dobrą monetę przygotowują się od tamtego czasu na te wydarzenia, z tym że obecnie odbywa się to na większą skalę.

C.F.: Wspomniała pani o nieżyjących krewnych.

K.T.: Wszystko, o czym tu mówimy, rozważając cele kryjące się za tym klonowaniem, to jedynie przypuszczenia bazujące na bardzo nikłej podstawie. Ted Rice ma więcej świadomych wspomnień dotyczących klonowania i wyjaśnień podawanych na ten temat przez różne istoty od wszystkich pozostałych osób, jakie znam, które również mają tego typu wspomnienia. Jedną z rzeczy, która przyszła mu w związku z tym do głowy, jest to, że jeśli jakaś siła dysponująca stosunkowo ograniczonymi środkach [ale znacznie bardziej zaawansowanymi od naszych] chciałaby opanować rasę taką jak nasza, wówczas jednym z najbardziej efektywnych środków prowadzących do tego celu, bez względu na wyznawaną religię i poglądy polityczne członków danej rasy, byłaby umiejętność przywracania do życia ich zmarłych ukochanych. Z jakiegokolwiek punktu widzenia byśmy na to nie patrzyli, ocena tej umiejętności byłaby pozytywna, zaś ona sama dla większości ludzi byłaby z kolei "dowodem", że te istoty są "wysłannikami Boga". Przekonałaby ich, że te istoty zesłał Bóg lub że działają one z Jego polecenia. Sądzę, że - co również podkreśla Ted - powaliłoby to większość ludzi na kolana i wprawiło w służalczy, pełen uwielbienia i respektu stan. Gdyby przywrócono matce zmarłe dziecko, czyż nie czułaby się ona nieskończenie wdzięczna istocie, która to uczyniła? Nie oznaczałoby to oczywiście, że to naprawdę jej własne dziecko, lecz biorąc pod uwagę klonowanie, mogłoby za nie uchodzić. Będąc bardzo dobrą jego imitacją, mogłoby z powodzeniem spełniać swoją rolę. Reasumując, pragnę z całą mocą podkreślić, że wszystko, co tu mówimy na temat klonowania, to jedynie przypuszczenia.

C.F.: Co sądzi pani o wykorzystaniu technologii klonowania w celu, na przykład, podmiany przywódców politycznych?

K.T.: Istnieje taka możliwość, lecz osobiście uważam, że jest znacznie łatwiejszy sposób kontrolowania przywódców politycznych - przy pomocy implantów. Gdyby chcieli jedną ze swoich dusz zasiedlić ciało jakiegoś polityka i działać za jego pośrednictwem, to muszę stwierdzić, że jest to możliwe. Jest wielce prawdopodobne, że potrafią usunąć jedną duszę i na jej miejsce wstawić inną. Posiadają zdolność przechwytywania tego, co my nazywamy duszą, magazynowania jej w pojemniku, i umieszczania z powrotem w ciele. Potrafią umieścić ją w dowolnym ciele, w jakim tylko chcą. Jest to hipoteza o wysokim stopniu prawdopodobieństwa.

C.F.: Większość tego, co pani mówi na temat obcych istot jest z naszego punktu widzenia bardzo negatywne. Czy wie pani dla odmiany na ich temat coś, co moglibyśmy uznać za pozytywne?

K.T.: Niczego, co ma związek z wzięciami. Sądzę natomiast, że istnieją inteligentne siły, które mogą kontaktować się z nami i informować nas... jak możemy pomóc sobie sami. Nie uważam, aby "dobre" obce istoty przybyły tu, stanęły nocą przed naszymi sypialniami i powiedziały tym "złym": "Nie. Nie. Nie wolno wam tam wchodzić". Uważam, że to nasz problem i że musimy uporać się z nim sami. Nie sądzę, aby sprawa była przesądzona, to znaczy, że wygramy lub przegramy. Przypuszczam jednak, że istnieją przyjazne istoty, które są nam na tyle życzliwe lub zainteresowane naszym przetrwaniem, że będą wspierać nas i udzielać nam pewnej pomocy... być może nawet jakiejś formy ochrony, najprawdopodobniej w formie informacji mówiących, jak możemy pomóc sobie sami.

C.F.: Czy natknęła się pani na jakieś dowody, które by to potwierdzały?

K.T.: Tak, na przykładzie moich własnych doświadczeń. Miałam kontakty, które nie były wzięciami. Otrzymałam poprzez nie wiele informacji. Nastąpiły interwencje w życie ofiar wzięć, z którymi miałam do czynienia, które miały na nie pozytywny, wręcz ratunkowy wpływ. Z drugiej strony istnieją istoty dokonujące wzięć, które w trakcie jednego wzięcia mogą dostarczyć człowiekowi wspaniałych przeżyć, a w czasie następnego potraktować tę samą osobę bardzo okrutnie, zadając jej ból i napełniając ją strachem. Być może jest to wynik programowania nas. Pierwsze przeżycie może być kamuflażem lub elementem operacji prania mózgu, która oparta jest na metodzie kija i marchewki. Sądzę jednak, że jest grupa, która jest dla nas życzliwa. Nie nazywam tych istot mianem "obcych" i nie sądzę, aby dokonywały one wzięć. Są w stanie wpływać i kontaktować się z ludźmi w inny sposób.

C.F.: Czy jest jeszcze coś, co chciałaby pani przekazać naszym czytelnikom?

K.T.: Tak. Chciałabym powiedzieć, że akceptacja duchowego wyjaśnienia zjawiska wzięć oraz dokonujących ich istot jest nieroztropna i stanowi potencjalne niebezpieczeństwo dla naszych dusz. Sądzę, że chcielibyśmy wierzyć w to co najlepsze. Chcemy wierzyć, że te istoty nam pomagają. Kiedy znajdujemy się w rękach istot, które potrafią w czasie kontaktu z nami kontrolować najdrobniejszą cząstkę naszego ciała i umysłu, rozpaczliwie pragniemy, aby były one życzliwe. Sądzę, że są one mistrzami propagandy, mistrzami w wywoływaniu wrażenia, że są nam życzliwe. Osobiście uważam, że wiara w pozory bez dokładnego sprawdzenia, co się może kryć za tymi pozytywnymi wrażeniami, o których opowiadają niektórzy ludzie, byłaby głupotą. Hipnoza jest dobrym narzędziem pozwalającym to sprawdzić. Sugerowałabym również porównanie skutków ze słowami. Jeśli nie nabyłeś urazu, nie masz żadnych nowych problemów ze zdrowiem, żadnych kłopotów ze swoją osobowością ani objawów stresu pourazowego, wówczas możesz przyjąć, że to coś, z czym masz do czynienia, zawiera pewną dozę życzliwości. Jeśli jednak stwierdzisz: "Czuję, że miałem szczęście, powiedzieli mi, że jestem bardzo wyjątkowy i że mam do spełnienia ważną misję", a mimo to odczuwasz nowe dolegliwości, włącznie z symptomami stresu pourazowego, powinieneś przyjrzeć się im dokładnie i postawić je przed słowami, którymi uraczyły cię te istoty, zanim ostatecznie stwierdzisz, jak jest naprawdę.

C.F.: Dziękuję za rozmowę.

Przełożył Jerzy Florczykowski


Przypisy:

1. Książka ta ukaże się nakładem Agencji NOLPRESS w pierwszej połowie 1999 roku. - Przyp. red.

2. Posługując się zasobem pojęciowym literatury science fiction istoty te można by określić mianem cyborgów lub androidów. - Przyp. red.

3. Chodzi tu Leah A. Haley, autorkę książki Lost Was the Key (polski tytuł: Przyjaciele czy nadzorcy). - Przyp. red.







UFO