O wydarzeniu,
jakie miało miejsce podczas ceremonii chrztu świętego w 1991 roku w Uninie na
wyspie Wolin, opowiada Jan Pająk, ojciec chrzestny dziecka, na stałe
zamieszkały w Głogowie, ojciec pięciorga dzieci; od dwóch lat pracuje w
korporacji Amway, prowadzi też prywatny zakład mechaniki
samochodowej.
- Czy Pan
jest jedynym, który widział... powiedzmy - to zjawisko, w kościółku w Uninie?
- Prawdopodobnie
nie, ale... próbowałem rozmawiać na ten temat: były tylko uśmiechy...
Sam przeżyłem
to bardzo mocno. Zrobiło mi się gorąco. Zresztą to na zdjęciu widać - jestem aż
purpurowy. Z niczego
coś i lekko pulsuje, lekko pulsuje. Ciarki chodzą mi do dzisiaj.
- Czy widział
Pan to samo, co potem na zdjęciach ?
- Zdjęcie jednak
oddaje to z innej strony. W rzeczywistości, stojąc przodem do tego stołu
[ołtarza], odbierałem to troszeczkę inaczej. Z początku to ani nie był obłok,
ani nic. Po prostu takie parujące powietrze nad kielichem. I tak też skojarzyło
mi się w pierwszym momencie, że może świece, może jakiś podmuch, może coś. Ja w
ogóle nie myślałem... Dopiero później, jak zaczęło się robić coś takiego jak
mgiełka, ale to bardzo delikatna... Ja się dziwię, że to w ogóle aparat
odebrał. Bo to tak delikatne było, że ledwo zauważalne, i to zaczęło jakby
pulsować, bardzo wolno, tak jakby oddech, nieoddech. Ja nie wiem, ja tego nie
jestem w stanie określić, ale... było widać, że to rośnie. Pomalutku, pomalutku
i zaczęło się tak stopniowo przesuwać, wzdłuż tego stołu, tak jak jest na
zdjęciu - w tym kierunku. Z kielicha mszalnego normalnie. Nad kielichem [z
punktu widzenia robiącego zdjęcia smuga ta widoczna jest nad Biblią] po prostu
taka pulsacja była. Po raz pierwszy spotkałem się z taką historią.
- Jak długo to
trwało?
- Ja wiem? Może
minutę, półtorej.
- W którym
momencie chrztu?
- Kiedy ksiądz
już dziecko namaszczał olejkiem. W tym momencie ten obłok zaczął płynąć w
kierunku dziecka. Czy to był obłok? No, ja nie wiem, jak to nazwać. Ta
struktura nie da się opisać, bo ani to biel, ani to szare. Takie zbliżone. Dla
mnie to po prostu takie zaciemnienie lekkie albo coś takiego, no dziura taka.
Normalnie powietrze, dziura jest i nic przez to nie widać.
- Jak się Pan
wtedy czuł?
- Ja tylko
powiem jedno - ciarki na grzbiecie i niesamowicie gorąco mi się zrobiło.
- Jakie było
to gorąco, przyjemne ?
- Byłem wtedy
bardziej przestraszony. Nie kojarzyłem, o co tutaj chodzi. Jak się może czuć
człowiek, który nie wie, z czym ma do czynienia? Zatykało mnie. Nie wiedziałem,
co o tym sądzić. Trzymałem świecę jeszcze nie w tej ręce, co trzeba. Po
wyjściu złapałem tylko głęboki oddech, tak się otrząsnąłem, mówię - może mi się
śniło...
- Od razu
rozmawiał Pan o tym z rodziną?
- W tym samym
dniu. Jak to chrzciny, zawsze jest jakiś kielich... i tak wspomniałem, że
przeżyłem coś, aż mnie ciarki przeszły. Smuga, niesmuga - tak to określałem
wtedy. Pouśmiechali się wszyscy... Chrzestna Ela to nie wiem, czy widziała, ale
rozmawiałem z jej mężem - bardzo sympatyczny człowiek, Stasiu - on się tak
dziwnie uśmiechał, ze sceptycyzmem, ale tak jakby też odniósł wrażenie... Nie
chciał komentować, rozmawiać, ale...
- A czy zdjęcia
dały mu do myślenia?
- No, po tym fakcie, to ja się z nim już nie widziałem.
- Czy
wcześniej zdarzyło się Panu coś podobnego?
- Pamiętam
historię sprzed kilkunastu lat - szósta, siódma klasa szkoły podstawowej.
Normalny, zwykły sen. Tyczyło to Oświęcimia, gdzie nigdy nie byłem. I potem
była wycieczka do Oświęcimia, i po tym obiekcie chodziłem tak, jakbym te
wszystkie miejsca dokładnie znał. Drugi przypadek bójki. Też mi się śniła, a
potem ją widziałem. Dla mnie to są zjawiska niewytłumaczalne.
- Czy
spodziewał się Pan, że to, co Pan widzi, zostanie utrwalone na filmie
fotograficznym ?
- W ogóle. Ja
nawet nie pamiętam, jak siostra przywiozła te zdjęcia tutaj. To Przemek się tym
wszystkim zajął. Wysłał zdjęcia do Nieznanego Świata...
- Kto to
fotografował?
- Właśnie ten
Stasiu z Kłody, mojej siostry szwagier.
- Czy on nie
próbował sobie tego jakoś wytłumaczyć, nie pytał fotografów?
- Raczej nie.
- Czy on
fotografuje zawodowo?
- Jest amatorem.
Fotografuje Zenitem prawdopodobnie. A te aparaty są niezawodne.
- Czy to
zjawisko świeciło, promieniowało światłem ?
- Nie, to było
jak dziura, wrażenie pustki jakiejś. Tak jakby pusta przestrzeń, coś... Ja
miałem takie odczucie, że to może być kiedyś jakieś niezwykłe dziecko... Druga
rzecz - no mogło się to odnosić do mnie. Zresztą ostatnio, po chorobie na
serce, mam w sobie trochę takiego niepokoju. Ta myśl o śmierci przychodzi
częściej, chociaż tego się akurat nie boję.
- Czy
wiadomo coś o księdzu, który udzielał chrztu ?
- Nie. Oni tam
wtedy właściwie dopiero co przyjechali.
- Czy oni są
ludźmi wierzącymi?
- Raczej tak,
raczej tak. Ale oni nie dopuszczają do siebie takich rzeczy.
- A jak dziecko
się chowa?
- Jest bardzo zdrowe, bardzo żywe,
rozrabia, no i ma inne spojrzenie - bardzo poważne spojrzenie. Jak siostra tu
była ostatnio, to go tak obserwowałem i to nie jest takie dziecko, jak się
obserwuje na co dzień.
- Pan jest
osobą wierzącą?
- Wierzącą, ale
nie praktykującą. Bo... mam po prostu troszeczkę inne spojrzenie na świat.
Jestem katolikiem, ale wierzę troszeczkę na innych zasadach. Na zasadach
pomagania... No, takie wartości mam w sobie. Bo Kościół sam sobie zaprzecza,
chociażby swoją historią. Biblia czy Pismo Święte mówi o poszanowaniu
bliźniego, a z kolei historia świętych wojen czy Inkwizycji zaprzecza temu.
Druga rzecz, status Kościoła, który włączył się do polityki, a nie jest od
tego. To troszeczkę zraża...
- Czy
doświadczył Pan kiedyś kryzysu wiary?
- Tak, gdy ksiądz
zbywał mnie, jak zadawałem trudne pytania. Na przykład, jak to się stało, że
Biblia w jednym czasie (mówimy o tej kamiennej) była pisana w sześciu różnych
miejscach świata, innymi językami, a zgadza się co do treści; albo jak to się
stało, że kazirodztwo było i jest zabronione, a jest nas tyle i tyle ras. Mam
kontakt z kolegą z lat szkolnych, który jest księdzem, i on mówi, że uczono ich
naprawdę bardzo wiele, ale nie tego, co naprawdę jest w Biblii. Sam zauważyłem
chodząc do Kościoła - w tej chwili bardzo mało, dwa-trzy razy do roku - że
czytając jakiś fragment z Biblii, ksiądz wybiera to, co jest wygodne, chociaż
ten fragment Biblii, gdyby dalej mówić, przekazuje inne wartości. Kościół
pomija pewne rzeczy. Nie wiem, czy świadomie czy nie...
Sama wiara
pozostaje, bo ten świat jest zbyt dokładny, zbyt systematyczny, te pory roku,
to, że rosną drzewa, że są ptaki, te gatunki i tak dalej - to jest zbyt duży
system, to jest doskonałość. Druga rzecz - sam człowiek - porównując maszynę i
człowieka - to jest niesamowita precyzja... Jest siła wyższa. Jest to
niezaprzeczalne. W jakiej postaci, tego nikt nie wie.
- Jak Pan
odczuwa obecność Boga czy tej siły, która czuwa nad Panem?
- No, jak to
określić? Źle nie jest. Mogłoby być gorzej, w związku z tym Coś jest. Bo
niejednokrotnie byłem w sytuacji bez wyjścia, a zawsze znalazło się
rozwiązanie. To nie jest tylko to, że ja myślę, analizuję i coś robię, ale
ktoś, gdzieś, kiedyś podsuwa jakieś działanie...
- Czy przed
tym doświadczeniem w Uninie interesował się Pan parapsychologią, zjawiskami
nadnaturalnymi?
-
W młodości tak. A to jest z kolei
związane z tym, że poprzez żonę mam kontakt z wujkiem z Zielonej Góry - Jerzym
Woroneckim, który tą tematyką się interesował.
- Czy
czytywał Pan Nieznany Świat?
-
Nie. Staram się po to nie sięgać, bo tam
jest tyle niewytłumaczalnych rzeczy...
Krystyna Pająk:
-
Ja na przykład zanim wyszłam za mąż, to się interesowałam starożytnym Egiptem
i miałam bardzo dużo publikacji na ten temat, i zresztą, za panny, mieliśmy
takie grono przyjaciół... jakiś chłopak zdobył te dawne modlitwy [egipskie] i
te modlitwy nieraz leciały. I człowiek tak się w to wczuwał i wierzył w to. Raz
taki ktoś opowiadał, że strasznie się wystraszył, bo w czasie puszczenia tej
modlitwy taki obłok jakiś się biały zrobił i w tym obłoku jakby człowiek
płynął. I oni wszyscy się wystraszyli, i po prostu pouciekali z tego
mieszkania. Później zbyt dużo obowiązków było i się zaniedbało te rzeczy, a to
są tematy, które fascynują normalnych ludzi.
Przemek Pająk [16 lat]: -
Czytam Lecha Emfazego Stefańskiego. To jest niby generalnie osiąganie innych
stanów świadomości. To polega na synchronizacji półkul mózgowych i to bardzo
pomaga w nauce. No, na przykład miałem kłopoty z niemieckim i akurat mieliśmy
nauczyć się około trzydziestu czasowników, i przez medytację bardzo dobrze mi
wchodziło. I teraz to stosuję do niemieckiego, i się podciągłem, i to dobrze.
A jeszcze jest taki przypadek, kupiłem książkę o czarnej magii - Księgi,
które budzą strach [Georges Borgnes], za bardzo w to nie wierzyłem, nie.
Jedno zaklęcie było, żeby wygrać na loterii, i na drugi dzień wygrałem 5
milionów. Trzeba było wypisać imiona - jacyś bożkowie, coś takiego - na białej
kartce. Teraz to stosuję, ale na razie żadnych pieniędzy nie ma...
Jan Pająk: - Tak jak
teraz Pani ze mną rozmawia... Ja kiedyś tego nie potrafiłem. Dopiero baza tych
książek o sztuce pozytywnego myślenia [wydawnictwa korporacji Amway].
Ja teraz sam siebie doceniam. Bo do czegoś dochodzę. Teraz w ogóle alkoholu
nie piję. A kiedyś to różnie bywało - nieraz dwa tygodnie się ciągnęło. W tej
chwili rozumiemy się bardziej, to wszystko się opiera na poszanowaniu...
Kiedyś byłem
typowy choleryk, w tej chwili potrafię to w sobie zdusić, chociaż nie zawsze.
Kiedyś po trupach broniłem swoich racji, a w tej chwili uśmiecham się do
człowieka i mówię: masz rację, ale to jest twój punkt widzenia.
Krystyna Pająk:
Ten
mały [dziecko na ręku] jak miał zapalenie płuc - to przecież długo nie trwało -
jak mąż też złapał zapalenie płuc. Temu małemu tak jakby mąż ściągał i już mu
przechodziło, a mąż był chory. Ja mam dyskopatię i jak mam jakieś nerwobóle
czy coś takiego... ból gardła, katar, to na drugi dzień mąż wstaje i jest
chory, a ja jestem zdrowa. I raz byliśmy u takiego pana, który nastawia
kręgosłup, i mąż tylko wszedł, i on mówi: Ja wiem, że Pan w to nie uwierzy,
ale nawet jak ja bym chciał, to Panu nie pomogę, bo moje bioprądy i Pana... jakieś
jest oddziaływanie, że po prostu gdzieś jakby była ściana między nami i te
bioprądy się odbijały. I mówi do męża, że gdyby nie pił i nie palił, to by
tak samo miał siłę w tych rękach, że przez dotyk by leczył, tylko musiałby się
nauczyć strzepywać te choroby, ale mąż tego nie umie...
*
Ekspertyza
negatywów zdjęć z Unina wykonana na zlecenie Fundacji 'brulionu' przez
Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji nie wykazała ŻADNYCH
przyczyn pojawienia się białych plam na zdjęciach. WYELIMINOWAŁA możliwość
odbicia światła czy błysku (np. od kryształowego wazonu z kwiatami, płomienia
od świec, które stoją na ołtarzu), jak również ZAMIERZONE bądź nie BŁĘDY
PRZY FOTOCHEMICZNEJ OBRÓBCE FILMU. Mistyfikacja została zatem wykluczona.
Z rozmów z
fotografami i laborantami zajmującymi się obróbką fotografii amatorskiej
wynika, że na co dzień mają do czynienia z rozmaitymi błędami, ale takich
efektów na zdjęciach sobie nie przypominają.
Gdyby to w
rzeczywistości było światło, to na odbitkach byłyby ciemne plamy.
Gdyby negatyw
był prześwietlony, na przykład w wyniku przypadkowego otwarcia aparatu czy też
szczeliny w aparacie, to wówczas całe zdjęcia byłyby zaświetlone no i nie
byłyby to białe smugi.
Gdyby to była
wada spowodowana kroplą wody czy potu na obiektywie, to plamy byłyby zawsze w
tym samym miejscu i również nie byłyby białe.
Gdyby obiektyw
aparatu był przesłonięty paskiem lub palcem fotografującego, to na odbitkach
również byłyby to zaciemnienia a nie białe plamy.
Najbardziej zastanawiający
jest fakt, że biała plama na pozytywie pojawia się na kilku klatkach z rzędu
i zmienia kształt, co sugeruje, że fotografowane zjawisko było w ruchu.
Nadkomisarz
Waldemar Dadas zapytany: Pewnie uważa nas Pan za nawiedzonych? --
odpowiedział: Nie, ja jestem człowiekiem otwartym... Gdy natomiast oddawał
wyniki ekspertyzy, usłyszałam od niego: Mamy pewne przypuszczenia, ale o
przypuszczeniach oficjalnie się nie pisze. To jest kwestia wiary. Jeśli ktoś
chce zobaczyć coś nadprzyrodzonego, to zobaczy...
Dopisek na
ekspertyzie, sugerujący iż przyczyną zjawiska była nieprawidłowa obsługa
aparatu wygląda jedynie na zrozumiałą asekurację oficjalnej i profesjonalnej
(racjonalnej) instytucji, jaką jest Komenda Główna Policji: nie zaproponowano
jednak żadnej rozsądnej hipotezy na czym miałaby polegać ta nieprawidłowa
obsługa.
Więc co?
Miejsce? Dziecko? Uczestnicy? Któryś z uczestników?
Ponieważ do
czasu zamknięcia numeru nie udało się nam zdobyć aparatu, którym wykonano interesujące
nas zdjęcia, by poddać go analizie, nie zdążyliśmy też porozmawiać z osobą,
która wykonała zdjęcia - w następnym numerze bL nastąpi ciąg dalszy
tej historii (zajmiemy się również korporacją - sektą??? - American Way, znaną
jako AMWAY). Zdjęcia nr 6 oraz 12 (plus zdjęcie, którego
negatywu nie posiadamy) ukazały się w styczniowym numerze miesięcznika pt. Nieznany
Świat z 1995 r. obok kilku innych z zagadkowymi smugami światła. Redakcji NŚ
serdecznie dziękujemy i pozdrawiamy.
Anna
MARUSZECZKO
Str.
175 - 181