Ex Libris 04/1998
Dyskusja internetowa o Szczypiorskim i "Początku"
W marcu minęła 30 rocznica Marca 1968. Z tej okazji odbyło
się wiele
imprez i opublikowano w prasie wiele artykułów: przypomniano stare, napisano nowe.
Jednym z nich był artykuł Andrzeja Szczypiorskiego Marzec a Polacy,
wydrukowany w "Gazecie Wyborczej".
W poprzednim numerze "Ex Librisu OnLine" zamieściliśmy tekst Kingi Dunin, nawiązujący tak do imprez towarzyszących rocznicy, jak i bezpośrednio do artykułu Szczypiorskiego. Wypowiedź ta dała pretekst do dyskusji - jednej z wielu, jakie w związku z Marcem przetoczyły się przez różne media.
Ta miała miejsce w Internecie.
Jej fragmenty prezentujemy poniżej.
SZCZYPIORSKI
I "POCZĄTEK"
(fragmenty dyskusji)
J. K.
W recenzji artykułu Szczypiorskiego pióra Kingi Dunin rzucił mi się
w oczy fragment, w którym p. Dunin (cytując Abrahama
Brumberga i jego zarzuty pod adresem Szczypiorskiego o antysemityzm)
sugeruje: "lekarzu lecz się sam", tzn. aby Szczypiorski najpierw się tłumaczył
z tych zarzutów, a później uprawiał moralizatorstwo. [...]
Otóż znam Brumberga dobrze z jego publikacji i nie jestem o nim
dobrego zdania, bo oskarżenia o antysemityzm płyną spod jego pióra
nader łatwo. Mam w archiwum np. atak Brumberga na Normana Daviesa za tegoż
recenzję ze Zdążyć przed Panem Bogiem Krallówny/Edelmana. Pośrednio
jest to zresztą także atak na Krallównę i na Edelmana za to, że mówią i piszą
nie to, co Brumberg lubi. No więc dostało się Daviesowi za antysemityzm [...].
Wobec Brumberga mam zresztą dużo więcej zastrzeżeń. Nie pamiętam dokładnie,
czy to o nim osobiście pisał kiedyś Michnik, ale na pewno owe słowa Michnika
do niego pasują jak ulał (cytat z pamięci, ale oryginał do znalezienia):
Są tacy publicyści żydowscy, którzy wychodzą z założenia, ze o Polsce należy pisać
tylko źle, albo w ogóle. Że jeśli Polska, to tylko antysemityzm i nic więcej, co by
było warte uwagi. W wypadku Szczypiorskiego również poszło o to, że nie napisał
tego, czego by Brumberg oczekiwał. Dyskusje z podobnymi zarzutami są
oczywiście niemożliwe i dziwiłbym się, gdyby Szczypiorski taką podjął.
Jeśli nazwisko Szczypiorskiego odmieniane jest na wszelkie
sposoby i obsobaczane przez prasę tzw. prawicową w Polsce za Początek,
a konkretnie za "szkalowanie narodu polskiego", a równocześnie Brumberg
(i nie tylko on) zarzuca mu antysemityzm, to znaczy, że jest on w swych
opiniach gdzieś blisko rozsądnego środka.
A Początek kiedyś gorąco poleciła mi przeczytać
pewna osoba, która przetrwała okupacje na aryjskich papierach, mówiąc:
Przeczytaj: to nie było typowe, ale tak też się zdarzało. Tam, gdzie
przez pewien czas pracowałem, kierownikiem firmy był Volksdeutsch z
bydgoskiego, uważany przez wszystkich za kanalię. I pracowała również
pewna pani, o której większość Polaków w tej firmie wiedziała, że jest
Żydówką. Pewnego Bożego Narodzenia kierownik nieco się upił, rzucił na
stół olbrzymią szynkę do podziału i dodał: I dajcie również porcje naszej
Żydówce, niech się naje. Skubany wiedział... Pani ta przeżyła wojnę. Więc
dobrze, że Szczypiorski napisał to, co napisał.
Różnica chyba taka, że owa osoba, którą głęboko poważam, przeżyła to
wszystko osobiście i wie, że świat nie jest czarno-biały, Brumberg zaś - nie.
Jerzy Karczmarczuk
Szczypiorski był atakowany także przez prasę lewicową za
zachłyśnięcie się Niemiecką Doskonałością.
Czy to jeszcze lepiej, bo jeszcze bliżej środka? Hm.
Jest to kosmopolita, który postanowił uczestniczyć swoim pisarstwem
w budowie nowej Europy, postanowił jakoś budować mosty. Wiec powyciągał
i świństewka Żydom i Polakom, pokazał paru dobrych Niemców, a nawet
napisał wyjątkowo hołdowniczy i duszoszczipatielnyj artykuł na temat
von Stauffenberga, któremu kiedyś w Polsce jakąś tablicę odsłonięto
dzięki inicjatywie lokalnej mniejszości niemieckiej.
Dostał za to parę ostrych krytyk i moim zdaniem należało mu się, bo
walka von Stauffenberga z Hitlerem zasługuje na głęboki respekt, ale nie na to, żeby
Polacy go uznali za swojego bohatera narodowego. Już kiedyś o tym
pisałem. Stosunek frakcji anty-Schickelgruberowskiej do Polaków, Rosjan
i Żydów (kolejność alfabetyczna) też nie był nadmiernie obiecujący.
Otóż można stwierdzić, że jest on blisko rozsądnego środka. A można się
zastanowić, czy on przypadkiem nie lawiruje za bardzo miedzy rozchwianymi
stronami. Powiedzcie mi, jak budować most przez kanał, jeśli po
obu stronach są bunkry i armaty, i ludzie tam siedzący nie chcą tego
mostu?
Skutek taki, ze Szczypiorski jest znacznie częściej pokazywany przez
niemieckie media niż przez polskie, a szkoda. Szkoda, bo pisarz i publicysta niezły,
ludzi zaś, którzy starają się zbliżać innych do siebie, mamy mało.
A Brumberg jest po prostu chory, tak jak np. Claude Lanzmann. Na nich
jedyną radą jest czas i dużo płynów.
Lucjan Feldman
Chciałbym podzielić się pewną refleksja wokół eposu Szczypiorskiego
Początek, o którym mowa. Od razu jednak powiem, że doskonale
rozumiem i zgadzam się z punktem wyjściowym Kingi Dunin, który
uważam za sedno jej "laurki" wystawionej pisarzowi: a mianowicie
jego odpowiedzialności za własny, dodajmy: niczym nie wymuszony,
wcześniejszy wkład w perpetuowanie mitów i kłamstw historycznych, wypaczeń i przeinaczeń, które, stawszy się częścią literatury,
zdobyły trwałe miejsce w spuściźnie kulturowej narodu, i w ten
sposób zatruwają swą "prawdą" umysły nowych pokoleń. Nie miałoby to być
może aż takiego znaczenia, gdyby tyczyły one jakichś błahostek, ale w tym
właśnie przypadku chodzi o coś bardziej fundamentalnego: Polaków
wizerunek własny vis a vis Żydów podczas okupacji.
[...]
Dla przykładu przytoczę tu słowa Henryka Grynberga z jego odczytu o "Holocauście w literaturze polskiej" na
Uniwersytecie Sztokholmskim 16 III 98 (w dużej mierze odczyt
ten bazuje na jego obszerniejszym eseju o tym samym tytule; w
zbiorze "Prawda nieartystyczna", ostatnie wydanie PIW 1994.
Do słabości literatury polskiej należy jej tradycyjna
niewinność. Co złego, to nie my. Co złego, to Niemcy,
Rosjanie, Żydzi, Czesi, Szwedzi... Rymkiewicz w
"Umschlagplatzu" uniknął tego błędu, a nawet otwarcie mu
się przeciwstawił. Nie uniknął go natomiast Andrzej
Szczypiorski w powieści "Początek" [...] z wyjątkiem
jednego szantażysty-szmalcownika wszyscy Polacy są w tej
książce niewinni, szlachetni, lub bohaterscy - nawet
zawodowy kryminalista ratuje żydowskie dziecko - natomiast
z sześciorga postaci żydowskich bez winy jest tylko adwokat
Fichtenbaum i jego syn, którzy wracają z aryjskiej strony
do getta, ażeby zginąć. W powieści Szczypiorskiego wszyscy
Żydzi, którzy przeżyli, stali się postaciami negatywnymi i
można się spodziewać, ze także mecenas Fichtenbaum, który
"w Boga nie wierzył i trochę komunizował, jak wielu inteligentów
żydowskich" a zwłaszcza jego syn, który "wyrósł na młodzieńca
bezbożnego" nie zachowaliby niewinności w komunistycznej Polsce.
A więc dobry Żyd, to martwy Żyd. Po stronie Polaków szmalcownika
Lolo równoważy szlachetny kryminalista Suchowiak, ale żydowski
donosiciel Bronek Blutman nie ma przeciwwagi po żydowskiej stronie,
a po wojnie najgorszym antysemitą zostaje Gruszecki, Żyd,
który zmienił tożsamość. A więc nawet antysemityzm to
nie my, albo niekoniecznie my.
[...]
Teraz pora na obiecaną refleksję: nie odbieram Szczypiorskiemu,
ani nikomu innemu, prawa do moralizowania na temat bolączek własnego
narodu. Nie mogę jednak nie podpisać się obiema rękami
(podwójna negacja dla zyskania maksimum efektu retorycznego)
pod konkluzją recenzentki, że słowa jego miałyby większa wagę, gdyby
zahaczały o własne w tym kontekście "zasługi" (jeśli już - nie rozliczały się z nimi):
[...] Szczypiorski zrobiłby o wiele więcej dobrego [...]
gdyby zechciał uczciwie przyjrzeć się sobie i odpowiedzieć
na zarzuty Brumberga. Jeśli zaś uważa je za niesprawiedliwe,
na własnym przykładzie mógłby nam pokazać, jak należy z nimi
polemizować [...]. Może wówczas jego opinie o Marcu miałyby
szansę dotrzeć również do tych nie całkiem przekonanych,
zamiast budzić irytację nawet u myślących podobnie.
Nie łudźmy się bowiem: mając wybierać lekturę szkolną "o tamtych czasach" między np. Żydowską wojną Grynberga a Początkiem Szczypiorskiego, każdy nauczyciel(ka) wybierze tę ostatnią książkę. Bo biada temu, kto własne nacjonalistyczne gniazdo kala. Ale to w ten właśnie sposób w kolektywnej świadomości narodu powstają, i w pamięci utrwalają się mity, które później wiodą na manowce genetycznej niemal szlachetności Polaków (każdy jak jeden mąż "Człowiek z Kryształu").
[...] Szczypiorski chce budować most między kulturami,
zwłaszcza, Polakami a Niemcami. Wszystko cacy, tylko dlaczego
do tego zacnego celu musi posługiwać się negatywnie kreślonymi
postaciami Żydów i ich trupami? Czyżby Polacy i Niemcy nie mieli
wystarczająco dużo ,"własnych" (etnicznych) bolączek, od których
można by zacząć? To dopiero byłby "początek".
Magda Lenarczyk
Powieść, przeczytana kilka lat temu,
wywarła na mnie wielkie wrażenie. Po raz pierwszy
na emigracji zatęskniłam wtedy za "belferką" i zapragnęłam
"przerabiać" lektury z moimi uczniami - zwykłymi chłopakami
z technikum mechanicznego czy zawodówki, a nie z renomowanych
liceów Reytana czy Batorego.
To oni stanowią sól (polskiej) ziemi, a wrażliwość mają potężna,
tylko wymagająca ukierunkowania. Nie twierdzę, że jest to arcydzieło,
a wprost przeciwnie, powieść jakby rozliczeniowa, publicystyczna.
Po doskonałym wprowadzeniu, ostatnie rozdziały
a szczególnie zakończenie, nawet mnie zirytowały (jako wyraźny ukłon
w stronę niemieckiego czytelnika).
[...]
Moja praca pedagogiczna z "solą ziemi" przekonała mnie, że
samobiczowanie nie każdemu wychodzi na dobre. Czasem może
właśnie powiększyć zastępy zwolenników wodza, który podbija
bębenki hurrapatriotyczne. Kłania się psychologia i jej dwie szkoły:
chwalenie i wyszydzanie w wychowaniu. Jak zawsze i wszędzie
najlepsza będzie symbioza, czyli w tym wypadku
pokalanie gniazda nawet przez malowanego ptaka ze szczyptą
uznania dla działających po ludzku w czasach terroru.
Józef Lorski
Sprawa Początku to paradoks na paradoksie [...]. O ile pamiętam, powieść ukazała się najpierw po niemiecku,
jako Piękna pani Seidenman, a dopiero później po polsku. Nie wiem,
czy stało się tak dlatego, ze Szczypiorski miał kłopoty z wydaniem
książki w Polsce, czy postąpił tak z premedytacją, niemniej Piękna pani
Seidenman zyskała wielki, jak na dzieło polskiego autora, rozgłos w
krajach niemieckojęzycznych, nie będąc właściwie znana w kraju. Wywołało
to atmosferę pewnej dwuznaczności wokół niej i natychmiast bardzo liczne
ataki w oficjalnych mediach, w których zarzucano Szczypiorskiemu
antypolonizm, koniunkturalne włączenie się w nurt zarzucający Polakom
współwinę przy zagładzie Żydów. Tak było - czy więc nie jest paradoksem,
że teraz dyskutujemy przede wszystkim o tym, czy Początek jest
antysemicki? Wiem, że to uproszczenie - nie tylko o tym, ale jednak.
A teraz co ja myślę. Otóż przede wszystkim uważam, ze Szczypiorski nie
jest beletrystą, a jeśli jest, to bardzo niedobrym. Obie jego
najgłośniejsze powieści, tzn. Msza za miasto Arras i Początek mają
ten sam mankament: wszystkie występujące tam postaci są tylko figurkami,
którymi autor manewruje; one nie żyją. Msza to rodzaj paraboli, więc
niech tam, ale Początek? [...]
Szczypiorski napisał książkę, w której wymyślił sobie kilkunastu
bohaterów i przydzielił im role. Są typami, a nie prawdziwymi postaciami
(przypuszczam - może to złośliwość - że Szczypiorski tylko to potrafi).
W zamierzeniu autora miał to być obiektywny obraz społeczeństwa,
wyważony, polemizujący z przeważającym w polskiej literaturze (tak!)
stereotypem, według którego jeżeli pokazywało się kontakty wojenne
Polaków z Żydami, to konflikty były pomijane i przemilczane, a cóż dopiero
mówić o problemach moralnych związanych z Holocaustem. Krotko mówiąc -
Początek jest publicystyką, a zamierzeniem Szczypiorskiego było
poruszenie problemu antysemityzmu, jednak bez zacietrzewienia, w sposób
wyważony, aby nie narazić się na zarzut, że autor - w uproszczeniu -
"staje po stronie żydowskiej". Wydanie książki po niemiecku było bardzo
zręcznym posunięciem, Szczypiorski został uznany za człowieka uczciwego,
który w Polsce nie może się swobodnie wypowiadać, i był to początek jego
prawdziwej kariery międzynarodowej, głównie w Niemczech i Austrii.
Tak wiec ta bardzo mierna literacko powieść, napisana chłodnym, martwym
językiem, bez większego talentu narracyjnego, jest rzeczywiście raczej
faktem politycznym, publicystycznym, niż literackim.
Zarzucanie Początkowi antysemityzmu jest jednak, moim zdaniem,
absurdem, i wywołuje u mnie podobną reakcję zażenowania, jak parę lat
temu ataki Lanzmanna na Wajdę i Holland za Korczaka. Krótka analiza
powieści dokonana przez Henryka Grynberga sprawia wrażenie, jakby czytał
zupełnie inną książkę. Dziwne.
Henryk Dasko
Szczypiorski. To jest ciekawa postać, w pewnym sensie ciekawsza
niż jego poglądy na sprawy Żydów, Marca, antysemityzmu etc.
W latach 60-tych to był pisarz i publicysta, autor słuchowisk
radiowych i zbiorów reportaży, ale należał do tzw. drugiego
rzutu. Nie zaliczano go do czołówki polskich prozaików
i wydawało się, ze tak już zostanie, bo debiutował w połowie lat
pięćdziesiątych i jest o parę lat starszy od Konwickiego. Pisywał
o wojnie, pisywał reportaże, pisywał też kryminały pod pseudonimem
Maurice S. Andrews - wtedy panowała taka moda, zapoczątkował ją
krakowski tłumacz Maciej Słomczyński, pisząc jako Joe Alex.
Powieści Szczypiorskiego (te poważne, nie kryminały) nie były złe.
Jednak w latach 60-tych trzeba było prawdziwego talentu, żeby
stanąć w jednym szeregu z Andrzejewskim, Brandysem, Dygatem czy
Konwickim, a także z młodszymi, z pokolenia Iredyńskiego, Brychta
czy Głowackiego. Szczypiorski nie mógł się przez to wszystko
przebić, recenzje miał niezłe, ale książki mało kto czytał, bo
ogół czytelników entuzjazmował się Sennikiem współczesnym,
Disneylandem czy Dancingiem w kwaterze Hitlera. Tak było
do końca lat 60-tych i pomarcowej masakry literatury, po czym
Szczypiorski nieoczekiwanie wydał książkę, która zrobiła furorę
i zrobił z niego pisarza znacznie wyższej rangi.
Książka nazywała się Msza za miasto Arras i wyszła na początku
1971 roku. Była to powieść historyczna, jej akcja działa się w
piętnastym wieku we Francji. Traktowała o prześladowaniach Żydów
i heretyków, jakie jesienią 1461 bez żadnego wyraźnego powodu
wybuchły w Arras, o terrorze, procesach i paleniu na stosie. Nie
było cienia wątpliwości, ze jest to książka o wydarzeniach
marcowych, ubrana w formę nader przejrzystej alegorii.
Szczypiorski był przedtem pisarzem czasu teraźniejszego, trochę
pisał o wojnie (walczył w powstaniu warszawskim jako żołnierz AK),
trochę o Niemcach - ale zarzucano mu zawsze, ze uprawia prozę
publicystyczna, której brak rozmachu prawdziwej literatury. Msza
zrobiła z niego więcej niż pisarza - dała mu rangę autorytetu
moralnego, bo tematu Marca nikt wtedy nie dotykał, jeden Brandys
przemycił kilka słów na ten temat w Wariacjach pocztowych.
Szczypiorski opisał to zarówno z talentem, jak i z wielkim
ładunkiem emocjonalnym.
Po stanie wojennym Szczypiorskiego internowano. Wrócił wtedy do
publicystyki politycznej (a pod koniec lat siedemdziesiątych był
aktywny w opozycji) i widać było, że bardzo się pasjonuje
współczesnością. Ale po kilku latach, w roku 1986 znowu wrócił do
przeszłości. Napisał wtedy Początek, który przyniósł mu sławę
międzynarodową.
W polskiej literaturze powojennej od końca lat czterdziestych
właściwie nie pisano o Żydach. To nie jest całkiem prawdziwe -
było kilku pisarzy-Żydów, tak się identyfikujących i tak
postrzeganych (Wygodzki, Stryjkowski, Grynberg etc.), piszących o
tematyce żydowskiej - ale zasadniczo w polskim powieściopisarstwie
obraz Żyda nie istniał. Nie istniał Żyd przedwojenny, widziany
jako sąsiad, kochanek, złodziej, wróg itd., nie istniał też Żyd
powojenny. Czasem - z rzadka - pojawiał się Żyd okupacyjny,
widziany w schemacie mydło/popiół.
W latach osiemdziesiątych to się ogromnie zmieniło. Zniknęło tabu.
Zaczęto wydawać I. B. Singera, który wkrótce stał się niezmiernie
popularny. Pojawiło się sporo literatury wspomnieniowej. Pisarze
polscy, i to rozmaitego autoramentu, nagle zainteresowali się
tematem żydowskim. Żydzi pojawili się w wielkiej obfitości jako
temat główny, bądź też jako postacie drugoplanowe, stali się
częścią krajobrazu literackiego.
Żadna polska książka o Żydach (poza Zdążyć przed Panem Bogiem
Hanny Krall) nie osiągnęła takiego sukcesu jak Początek
Szczypiorskiego. Jest to powieść po części autobiograficzna,
której akcja dzieje się w Warszawie tuż przed wybuchem powstania w
getcie warszawskim. Postaci jest tam wiele, ale koncentruje się to
wokół warszawskiej kamienicy, gdzie mieszka dziewiętnastoletni
Pawełek Kryński (alter ego Szczypiorskiego), zakochany w pięknej,
starszej od siebie sąsiadce, pani Irmie Seidenman (postać
autentyczna, o ile wiem - nazwisko także, niegdyś żona żyjącego
nadal w Nowym Jorku mecenasa Ludwika Seidenmana). Zbliża się
ostateczna likwidacja getta, a książka opowiada o losach Żydów
i losach Polaków, a także, po trosze, o losach kilku Niemców.
Szczypiorski zastosował niezwykły manewr literacki - akcja dzieje
się na przestrzeni zaledwie kilku dni, ale losy wszystkich
bohaterów doprowadzone są do końca, czasami wybiegającego w
odległą przyszłość. To powoduje, ze książka jest czymś znacznie
więcej niż tylko fotografią momentu, dodaje jej jakiegoś znacznie
ważniejszego wymiaru.
Początek przyjęto kontrowersyjnie. Szczypiorskiemu zarzucano,
że książka jest wybielaniem Polaków, którzy w powieści niemal
bez wyjątku zajmują się ratowaniem Żydów. Henryk Grynberg
oskarżył go o antysemityzm, jak to ma w zwyczaju robić w stosunku
do większości innych, piszących o Zagładzie. Tzw. "prawdziwi
Polacy" twierdzili, ze szkaluje Polaków, bo włączył tam postać
szmalcownika. Nie tutaj miejsce na rozstrzyganie tego sporu - ale
książkę przełożono na wiele języków, a w Niemczech Szczypiorski
stał się jednym z najbardziej czytanych pisarzy.
Kiedy czytałem Początek przed z górą dziesięciu laty, nie mogłem
się oprzeć wzruszeniu, a czasem więcej. Do metody literackiej i
wymowy książki można mieć zastrzeżenia, ale teraz przeczytałem to
jeszcze raz i doszedłem do wniosku, że aspekt literacki mnie mało
obchodzi, bo nadal nie mogę tego czytać bez emocji. Polecam jako
lekturę obowiązkową, chociaż wymowa książki jest zdecydowanie
dyskusyjna.
Piszę to wszystko, bo tekstu Szczypiorskiego, zamieszczonego w "Gazecie Wyborczej" nie można właściwie odczytać bez zrozumienia roli, jaką tragedia Żydów polskich odgrywa w jego literaturze.
Z grubsza od początku naszych rozmów o Szczypiorskim
trwa pewne nieporozumienie. Jeśli bowiem ja dobrze
zrozumiałem tekst "recenzentki artykułu p. Dunin"
(który to tekst był chyba ważniejszy w części pierwszej,
nawiązującej do Goldkorna), to nie jest tak, ze "kupiono
zarzuty Brumberga & Grynberga" o antysemityzm
pod adresem Andrzeja Szczypiorskiego.
Sytuacja bowiem wygląda mniej więcej tak. Szczypiorski
wyważa otwarte drzwi, twierdząc, iż rozpatrywanie Marca '68 nie
powinno się ograniczać do wewnątrzpartyjnych walk frakcji.
Zwierza się przy tym z 30-letniego procesu wewnętrznego
dojrzewania, które (lepiej późno niż wcale) doprowadziło go
do takiej właśnie konkluzji; zwierza się także, ze ta konstatacja
sprawia mu ból (co, jak sadze, jest wykładnikiem powodów,
dla których do tej pory wolał zajmować stanowisko samo-zmitologizowane).
Całkiem a propos emocji poznawczych pojawia się nawiązanie
do tekstu Brumberga, który może być odczytany (oczywiście) jako
zarzut [krypto?]antysemityzmu Szczypiorskiego w kontekście
powieści Początek.
I zasadnicze - a nie wiem czemu praktycznie ignorowane -
pytanie z tekstu
Kingi Dunin: czy nie byłoby ciekawiej, gdyby Szczypiorski na własnym
przykładzie pokazał nam (czytelnikom), jak polemizować
z takimi zarzutami, by nie dać kolejnej okazji do (często zbyt
chętnie, istotnie, ferowanych) kolejnych oskarżeń o antysemityzm.
Jeśli mamy poprzestawać na uogólnionym słowie honoru, że z antysemityzmem
nie ma nic wspólnego,
to wydaje mi się to mało twórcze.
Wydaje się też, ze poprzestanie na stwierdzeniach typu Brumberg chory,
Grynberg [nie wiedzieć czemu] ma się za właściciela Holocaustu
prowadzi mimo wszystko, w jakiejś mierze, do postaw argumentacyjnych
(i kontr-argumentacyjnych), których jedynym ciągiem dalszym jest
eskalacja wzajemnych zarzutów, a które merytorycznie plasują się
ciągle w tym samym błędnym kole.
Ex Libris