Ex Libris 04/1998

 

Dyskusja internetowa o Szczypiorskim i "Początku"

 

W marcu minęła 30 rocznica Marca 1968. Z tej okazji odbyło się wiele imprez i opublikowano w prasie wiele artykułów: przypomniano stare, napisano nowe. Jednym z nich był artykuł Andrzeja Szczypiorskiego Marzec a Polacy, wydrukowany w "Gazecie Wyborczej".

W poprzednim numerze "Ex Librisu OnLine" zamieściliśmy tekst Kingi Dunin, nawiązujący tak do imprez towarzyszących rocznicy, jak i bezpośrednio do artykułu Szczypiorskiego. Wypowiedź ta dała pretekst do dyskusji - jednej z wielu, jakie w związku z Marcem przetoczyły się przez różne media.

Ta miała miejsce w Internecie.

Jej fragmenty prezentujemy poniżej.


SZCZYPIORSKI
I "POCZĄTEK"

(fragmenty dyskusji) 



J. K.

W recenzji artykułu Szczypiorskiego pióra Kingi Dunin rzucił mi się w oczy fragment, w którym p. Dunin (cytując Abrahama Brumberga i jego zarzuty pod adresem Szczypiorskiego o antysemityzm) sugeruje: "lekarzu lecz się sam", tzn. aby Szczypiorski najpierw się tłumaczył z tych zarzutów, a później uprawiał moralizatorstwo. [...]

Otóż znam Brumberga dobrze z jego publikacji i nie jestem o nim dobrego zdania, bo oskarżenia o antysemityzm płyną spod jego pióra nader łatwo. Mam w archiwum np. atak Brumberga na Normana Daviesa za tegoż recenzję ze Zdążyć przed Panem Bogiem Krallówny/Edelmana. Pośrednio jest to zresztą także atak na Krallównę i na Edelmana za to, że mówią i piszą nie to, co Brumberg lubi. No więc dostało się Daviesowi za antysemityzm [...].

Wobec Brumberga mam zresztą dużo więcej zastrzeżeń. Nie pamiętam dokładnie, czy to o nim osobiście pisał kiedyś Michnik, ale na pewno owe słowa Michnika do niego pasują jak ulał (cytat z pamięci, ale oryginał do znalezienia): Są tacy publicyści żydowscy, którzy wychodzą z założenia, ze o Polsce należy pisać tylko źle, albo w ogóle. Że jeśli Polska, to tylko antysemityzm i nic więcej, co by było warte uwagi. W wypadku Szczypiorskiego również poszło o to, że nie napisał tego, czego by Brumberg oczekiwał. Dyskusje z podobnymi zarzutami są oczywiście niemożliwe i dziwiłbym się, gdyby Szczypiorski taką podjął.

Jeśli nazwisko Szczypiorskiego odmieniane jest na wszelkie sposoby i obsobaczane przez prasę tzw. prawicową w Polsce za Początek, a konkretnie za "szkalowanie narodu polskiego", a równocześnie Brumberg (i nie tylko on) zarzuca mu antysemityzm, to znaczy, że jest on w swych opiniach gdzieś blisko rozsądnego środka.

A Początek kiedyś gorąco poleciła mi przeczytać pewna osoba, która przetrwała okupacje na aryjskich papierach, mówiąc:

Przeczytaj: to nie było typowe, ale tak też się zdarzało. Tam, gdzie przez pewien czas pracowałem, kierownikiem firmy był Volksdeutsch z bydgoskiego, uważany przez wszystkich za kanalię. I pracowała również pewna pani, o której większość Polaków w tej firmie wiedziała, że jest Żydówką. Pewnego Bożego Narodzenia kierownik nieco się upił, rzucił na stół olbrzymią szynkę do podziału i dodał: I dajcie również porcje naszej Żydówce, niech się naje. Skubany wiedział... Pani ta przeżyła wojnę. Więc dobrze, że Szczypiorski napisał to, co napisał.

Różnica chyba taka, że owa osoba, którą głęboko poważam, przeżyła to wszystko osobiście i wie, że świat nie jest czarno-biały, Brumberg zaś - nie.



Jerzy Karczmarczuk

Szczypiorski był atakowany także przez prasę lewicową za zachłyśnięcie się Niemiecką Doskonałością.

Czy to jeszcze lepiej, bo jeszcze bliżej środka? Hm.

Jest to kosmopolita, który postanowił uczestniczyć swoim pisarstwem w budowie nowej Europy, postanowił jakoś budować mosty. Wiec powyciągał i świństewka Żydom i Polakom, pokazał paru dobrych Niemców, a nawet napisał wyjątkowo hołdowniczy i duszoszczipatielnyj artykuł na temat von Stauffenberga, któremu kiedyś w Polsce jakąś tablicę odsłonięto dzięki inicjatywie lokalnej mniejszości niemieckiej.

Dostał za to parę ostrych krytyk i moim zdaniem należało mu się, bo walka von Stauffenberga z Hitlerem zasługuje na głęboki respekt, ale nie na to, żeby Polacy go uznali za swojego bohatera narodowego. Już kiedyś o tym pisałem. Stosunek frakcji anty-Schickelgruberowskiej do Polaków, Rosjan i Żydów (kolejność alfabetyczna) też nie był nadmiernie obiecujący.

Otóż można stwierdzić, że jest on blisko rozsądnego środka. A można się zastanowić, czy on przypadkiem nie lawiruje za bardzo miedzy rozchwianymi stronami. Powiedzcie mi, jak budować most przez kanał, jeśli po obu stronach są bunkry i armaty, i ludzie tam siedzący nie chcą tego mostu?

Skutek taki, ze Szczypiorski jest znacznie częściej pokazywany przez niemieckie media niż przez polskie, a szkoda. Szkoda, bo pisarz i publicysta niezły, ludzi zaś, którzy starają się zbliżać innych do siebie, mamy mało.

A Brumberg jest po prostu chory, tak jak np. Claude Lanzmann. Na nich jedyną radą jest czas i dużo płynów.



Lucjan Feldman

Chciałbym podzielić się pewną refleksja wokół eposu Szczypiorskiego Początek, o którym mowa. Od razu jednak powiem, że doskonale rozumiem i zgadzam się z punktem wyjściowym Kingi Dunin, który uważam za sedno jej "laurki" wystawionej pisarzowi: a mianowicie jego odpowiedzialności za własny, dodajmy: niczym nie wymuszony, wcześniejszy wkład w perpetuowanie mitów i kłamstw historycznych, wypaczeń i przeinaczeń, które, stawszy się częścią literatury, zdobyły trwałe miejsce w spuściźnie kulturowej narodu, i w ten sposób zatruwają swą "prawdą" umysły nowych pokoleń. Nie miałoby to być może aż takiego znaczenia, gdyby tyczyły one jakichś błahostek, ale w tym właśnie przypadku chodzi o coś bardziej fundamentalnego: Polaków wizerunek własny vis a vis Żydów podczas okupacji.
[...]

Dla przykładu przytoczę tu słowa Henryka Grynberga z jego odczytu o "Holocauście w literaturze polskiej" na Uniwersytecie Sztokholmskim 16 III 98 (w dużej mierze odczyt ten bazuje na jego obszerniejszym eseju o tym samym tytule; w zbiorze "Prawda nieartystyczna", ostatnie wydanie PIW 1994.

Do słabości literatury polskiej należy jej tradycyjna niewinność. Co złego, to nie my. Co złego, to Niemcy, Rosjanie, Żydzi, Czesi, Szwedzi... Rymkiewicz w "Umschlagplatzu" uniknął tego błędu, a nawet otwarcie mu się przeciwstawił. Nie uniknął go natomiast Andrzej Szczypiorski w powieści "Początek" [...] z wyjątkiem jednego szantażysty-szmalcownika wszyscy Polacy są w tej książce niewinni, szlachetni, lub bohaterscy - nawet zawodowy kryminalista ratuje żydowskie dziecko - natomiast z sześciorga postaci żydowskich bez winy jest tylko adwokat Fichtenbaum i jego syn, którzy wracają z aryjskiej strony do getta, ażeby zginąć. W powieści Szczypiorskiego wszyscy Żydzi, którzy przeżyli, stali się postaciami negatywnymi i można się spodziewać, ze także mecenas Fichtenbaum, który "w Boga nie wierzył i trochę komunizował, jak wielu inteligentów żydowskich" a zwłaszcza jego syn, który "wyrósł na młodzieńca bezbożnego" nie zachowaliby niewinności w komunistycznej Polsce. A więc dobry Żyd, to martwy Żyd. Po stronie Polaków szmalcownika Lolo równoważy szlachetny kryminalista Suchowiak, ale żydowski donosiciel Bronek Blutman nie ma przeciwwagi po żydowskiej stronie, a po wojnie najgorszym antysemitą zostaje Gruszecki, Żyd, który zmienił tożsamość. A więc nawet antysemityzm to nie my, albo niekoniecznie my.
[...]

Teraz pora na obiecaną refleksję: nie odbieram Szczypiorskiemu, ani nikomu innemu, prawa do moralizowania na temat bolączek własnego narodu. Nie mogę jednak nie podpisać się obiema rękami (podwójna negacja dla zyskania maksimum efektu retorycznego) pod konkluzją recenzentki, że słowa jego miałyby większa wagę, gdyby zahaczały o własne w tym kontekście "zasługi" (jeśli już - nie rozliczały się z nimi):

[...] Szczypiorski zrobiłby o wiele więcej dobrego [...] gdyby zechciał uczciwie przyjrzeć się sobie i odpowiedzieć na zarzuty Brumberga. Jeśli zaś uważa je za niesprawiedliwe, na własnym przykładzie mógłby nam pokazać, jak należy z nimi polemizować [...]. Może wówczas jego opinie o Marcu miałyby szansę dotrzeć również do tych nie całkiem przekonanych, zamiast budzić irytację nawet u myślących podobnie.

Nie łudźmy się bowiem: mając wybierać lekturę szkolną "o tamtych czasach" między np. Żydowską wojną Grynberga a Początkiem Szczypiorskiego, każdy nauczyciel(ka) wybierze tę ostatnią książkę. Bo biada temu, kto własne nacjonalistyczne gniazdo kala. Ale to w ten właśnie sposób w kolektywnej świadomości narodu powstają, i w pamięci utrwalają się mity, które później wiodą na manowce genetycznej niemal szlachetności Polaków (każdy jak jeden mąż "Człowiek z Kryształu").

[...] Szczypiorski chce budować most między kulturami, zwłaszcza, Polakami a Niemcami. Wszystko cacy, tylko dlaczego do tego zacnego celu musi posługiwać się negatywnie kreślonymi postaciami Żydów i ich trupami? Czyżby Polacy i Niemcy nie mieli wystarczająco dużo ,"własnych" (etnicznych) bolączek, od których można by zacząć? To dopiero byłby "początek".


 

Magda Lenarczyk

Powieść, przeczytana kilka lat temu, wywarła na mnie wielkie wrażenie. Po raz pierwszy na emigracji zatęskniłam wtedy za "belferką" i zapragnęłam "przerabiać" lektury z moimi uczniami - zwykłymi chłopakami z technikum mechanicznego czy zawodówki, a nie z renomowanych liceów Reytana czy Batorego.
To oni stanowią sól (polskiej) ziemi, a wrażliwość mają potężna, tylko wymagająca ukierunkowania. Nie twierdzę, że jest to arcydzieło, a wprost przeciwnie, powieść jakby rozliczeniowa, publicystyczna. Po doskonałym wprowadzeniu, ostatnie rozdziały a szczególnie zakończenie, nawet mnie zirytowały (jako wyraźny ukłon w stronę niemieckiego czytelnika).
[...]

Moja praca pedagogiczna z "solą ziemi" przekonała mnie, że samobiczowanie nie każdemu wychodzi na dobre. Czasem może właśnie powiększyć zastępy zwolenników wodza, który podbija bębenki hurrapatriotyczne. Kłania się psychologia i jej dwie szkoły: chwalenie i wyszydzanie w wychowaniu. Jak zawsze i wszędzie najlepsza będzie symbioza, czyli w tym wypadku pokalanie gniazda nawet przez malowanego ptaka ze szczyptą uznania dla działających po ludzku w czasach terroru.



 

Józef Lorski

Sprawa Początku to paradoks na paradoksie [...]. O ile pamiętam, powieść ukazała się najpierw po niemiecku, jako Piękna pani Seidenman, a dopiero później po polsku. Nie wiem, czy stało się tak dlatego, ze Szczypiorski miał kłopoty z wydaniem książki w Polsce, czy postąpił tak z premedytacją, niemniej Piękna pani Seidenman zyskała wielki, jak na dzieło polskiego autora, rozgłos w krajach niemieckojęzycznych, nie będąc właściwie znana w kraju. Wywołało to atmosferę pewnej dwuznaczności wokół niej i natychmiast bardzo liczne ataki w oficjalnych mediach, w których zarzucano Szczypiorskiemu antypolonizm, koniunkturalne włączenie się w nurt zarzucający Polakom współwinę przy zagładzie Żydów. Tak było - czy więc nie jest paradoksem, że teraz dyskutujemy przede wszystkim o tym, czy Początek jest antysemicki? Wiem, że to uproszczenie - nie tylko o tym, ale jednak.

A teraz co ja myślę. Otóż przede wszystkim uważam, ze Szczypiorski nie jest beletrystą, a jeśli jest, to bardzo niedobrym. Obie jego najgłośniejsze powieści, tzn. Msza za miasto Arras i Początek mają ten sam mankament: wszystkie występujące tam postaci są tylko figurkami, którymi autor manewruje; one nie żyją. Msza to rodzaj paraboli, więc niech tam, ale Początek? [...]

Szczypiorski napisał książkę, w której wymyślił sobie kilkunastu bohaterów i przydzielił im role. Są typami, a nie prawdziwymi postaciami (przypuszczam - może to złośliwość - że Szczypiorski tylko to potrafi). W zamierzeniu autora miał to być obiektywny obraz społeczeństwa, wyważony, polemizujący z przeważającym w polskiej literaturze (tak!) stereotypem, według którego jeżeli pokazywało się kontakty wojenne Polaków z Żydami, to konflikty były pomijane i przemilczane, a cóż dopiero mówić o problemach moralnych związanych z Holocaustem. Krotko mówiąc - Początek jest publicystyką, a zamierzeniem Szczypiorskiego było poruszenie problemu antysemityzmu, jednak bez zacietrzewienia, w sposób wyważony, aby nie narazić się na zarzut, że autor - w uproszczeniu - "staje po stronie żydowskiej". Wydanie książki po niemiecku było bardzo zręcznym posunięciem, Szczypiorski został uznany za człowieka uczciwego, który w Polsce nie może się swobodnie wypowiadać, i był to początek jego prawdziwej kariery międzynarodowej, głównie w Niemczech i Austrii. Tak wiec ta bardzo mierna literacko powieść, napisana chłodnym, martwym językiem, bez większego talentu narracyjnego, jest rzeczywiście raczej faktem politycznym, publicystycznym, niż literackim.

Zarzucanie Początkowi antysemityzmu jest jednak, moim zdaniem, absurdem, i wywołuje u mnie podobną reakcję zażenowania, jak parę lat temu ataki Lanzmanna na Wajdę i Holland za Korczaka. Krótka analiza powieści dokonana przez Henryka Grynberga sprawia wrażenie, jakby czytał zupełnie inną książkę. Dziwne.



 

 

Henryk Dasko

Szczypiorski. To jest ciekawa postać, w pewnym sensie ciekawsza niż jego poglądy na sprawy Żydów, Marca, antysemityzmu etc. W latach 60-tych to był pisarz i publicysta, autor słuchowisk radiowych i zbiorów reportaży, ale należał do tzw. drugiego rzutu. Nie zaliczano go do czołówki polskich prozaików i wydawało się, ze tak już zostanie, bo debiutował w połowie lat pięćdziesiątych i jest o parę lat starszy od Konwickiego. Pisywał o wojnie, pisywał reportaże, pisywał też kryminały pod pseudonimem Maurice S. Andrews - wtedy panowała taka moda, zapoczątkował ją krakowski tłumacz Maciej Słomczyński, pisząc jako Joe Alex.

Powieści Szczypiorskiego (te poważne, nie kryminały) nie były złe. Jednak w latach 60-tych trzeba było prawdziwego talentu, żeby stanąć w jednym szeregu z Andrzejewskim, Brandysem, Dygatem czy Konwickim, a także z młodszymi, z pokolenia Iredyńskiego, Brychta czy Głowackiego. Szczypiorski nie mógł się przez to wszystko przebić, recenzje miał niezłe, ale książki mało kto czytał, bo ogół czytelników entuzjazmował się Sennikiem współczesnym, Disneylandem czy Dancingiem w kwaterze Hitlera. Tak było do końca lat 60-tych i pomarcowej masakry literatury, po czym Szczypiorski nieoczekiwanie wydał książkę, która zrobiła furorę i zrobił z niego pisarza znacznie wyższej rangi.

Książka nazywała się Msza za miasto Arras i wyszła na początku 1971 roku. Była to powieść historyczna, jej akcja działa się w piętnastym wieku we Francji. Traktowała o prześladowaniach Żydów i heretyków, jakie jesienią 1461 bez żadnego wyraźnego powodu wybuchły w Arras, o terrorze, procesach i paleniu na stosie. Nie było cienia wątpliwości, ze jest to książka o wydarzeniach marcowych, ubrana w formę nader przejrzystej alegorii.

Szczypiorski był przedtem pisarzem czasu teraźniejszego, trochę pisał o wojnie (walczył w powstaniu warszawskim jako żołnierz AK), trochę o Niemcach - ale zarzucano mu zawsze, ze uprawia prozę publicystyczna, której brak rozmachu prawdziwej literatury. Msza zrobiła z niego więcej niż pisarza - dała mu rangę autorytetu moralnego, bo tematu Marca nikt wtedy nie dotykał, jeden Brandys przemycił kilka słów na ten temat w Wariacjach pocztowych. Szczypiorski opisał to zarówno z talentem, jak i z wielkim ładunkiem emocjonalnym.

Po stanie wojennym Szczypiorskiego internowano. Wrócił wtedy do publicystyki politycznej (a pod koniec lat siedemdziesiątych był aktywny w opozycji) i widać było, że bardzo się pasjonuje współczesnością. Ale po kilku latach, w roku 1986 znowu wrócił do przeszłości. Napisał wtedy Początek, który przyniósł mu sławę międzynarodową.

W polskiej literaturze powojennej od końca lat czterdziestych właściwie nie pisano o Żydach. To nie jest całkiem prawdziwe - było kilku pisarzy-Żydów, tak się identyfikujących i tak postrzeganych (Wygodzki, Stryjkowski, Grynberg etc.), piszących o tematyce żydowskiej - ale zasadniczo w polskim powieściopisarstwie obraz Żyda nie istniał. Nie istniał Żyd przedwojenny, widziany jako sąsiad, kochanek, złodziej, wróg itd., nie istniał też Żyd powojenny. Czasem - z rzadka - pojawiał się Żyd okupacyjny, widziany w schemacie mydło/popiół.

W latach osiemdziesiątych to się ogromnie zmieniło. Zniknęło tabu. Zaczęto wydawać I. B. Singera, który wkrótce stał się niezmiernie popularny. Pojawiło się sporo literatury wspomnieniowej. Pisarze polscy, i to rozmaitego autoramentu, nagle zainteresowali się tematem żydowskim. Żydzi pojawili się w wielkiej obfitości jako temat główny, bądź też jako postacie drugoplanowe, stali się częścią krajobrazu literackiego.

Żadna polska książka o Żydach (poza Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall) nie osiągnęła takiego sukcesu jak Początek Szczypiorskiego. Jest to powieść po części autobiograficzna, której akcja dzieje się w Warszawie tuż przed wybuchem powstania w getcie warszawskim. Postaci jest tam wiele, ale koncentruje się to wokół warszawskiej kamienicy, gdzie mieszka dziewiętnastoletni Pawełek Kryński (alter ego Szczypiorskiego), zakochany w pięknej, starszej od siebie sąsiadce, pani Irmie Seidenman (postać autentyczna, o ile wiem - nazwisko także, niegdyś żona żyjącego nadal w Nowym Jorku mecenasa Ludwika Seidenmana). Zbliża się ostateczna likwidacja getta, a książka opowiada o losach Żydów i losach Polaków, a także, po trosze, o losach kilku Niemców. Szczypiorski zastosował niezwykły manewr literacki - akcja dzieje się na przestrzeni zaledwie kilku dni, ale losy wszystkich bohaterów doprowadzone są do końca, czasami wybiegającego w odległą przyszłość. To powoduje, ze książka jest czymś znacznie więcej niż tylko fotografią momentu, dodaje jej jakiegoś znacznie ważniejszego wymiaru.

Początek przyjęto kontrowersyjnie. Szczypiorskiemu zarzucano, że książka jest wybielaniem Polaków, którzy w powieści niemal bez wyjątku zajmują się ratowaniem Żydów. Henryk Grynberg oskarżył go o antysemityzm, jak to ma w zwyczaju robić w stosunku do większości innych, piszących o Zagładzie. Tzw. "prawdziwi Polacy" twierdzili, ze szkaluje Polaków, bo włączył tam postać szmalcownika. Nie tutaj miejsce na rozstrzyganie tego sporu - ale książkę przełożono na wiele języków, a w Niemczech Szczypiorski stał się jednym z najbardziej czytanych pisarzy.

Kiedy czytałem Początek przed z górą dziesięciu laty, nie mogłem się oprzeć wzruszeniu, a czasem więcej. Do metody literackiej i wymowy książki można mieć zastrzeżenia, ale teraz przeczytałem to jeszcze raz i doszedłem do wniosku, że aspekt literacki mnie mało obchodzi, bo nadal nie mogę tego czytać bez emocji. Polecam jako lekturę obowiązkową, chociaż wymowa książki jest zdecydowanie dyskusyjna.

Piszę to wszystko, bo tekstu Szczypiorskiego, zamieszczonego w "Gazecie Wyborczej" nie można właściwie odczytać bez zrozumienia roli, jaką tragedia Żydów polskich odgrywa w jego literaturze.

Z grubsza od początku naszych rozmów o Szczypiorskim trwa pewne nieporozumienie. Jeśli bowiem ja dobrze zrozumiałem tekst "recenzentki artykułu p. Dunin" (który to tekst był chyba ważniejszy w części pierwszej, nawiązującej do Goldkorna), to nie jest tak, ze "kupiono zarzuty Brumberga & Grynberga" o antysemityzm pod adresem Andrzeja Szczypiorskiego.

Sytuacja bowiem wygląda mniej więcej tak. Szczypiorski wyważa otwarte drzwi, twierdząc, iż rozpatrywanie Marca '68 nie powinno się ograniczać do wewnątrzpartyjnych walk frakcji. Zwierza się przy tym z 30-letniego procesu wewnętrznego dojrzewania, które (lepiej późno niż wcale) doprowadziło go do takiej właśnie konkluzji; zwierza się także, ze ta konstatacja sprawia mu ból (co, jak sadze, jest wykładnikiem powodów, dla których do tej pory wolał zajmować stanowisko samo-zmitologizowane).

Całkiem a propos emocji poznawczych pojawia się nawiązanie do tekstu Brumberga, który może być odczytany (oczywiście) jako zarzut [krypto?]antysemityzmu Szczypiorskiego w kontekście powieści Początek.

I zasadnicze - a nie wiem czemu praktycznie ignorowane - pytanie z tekstu Kingi Dunin: czy nie byłoby ciekawiej, gdyby Szczypiorski na własnym przykładzie pokazał nam (czytelnikom), jak polemizować z takimi zarzutami, by nie dać kolejnej okazji do (często zbyt chętnie, istotnie, ferowanych) kolejnych oskarżeń o antysemityzm. Jeśli mamy poprzestawać na uogólnionym słowie honoru, że z antysemityzmem nie ma nic wspólnego, to wydaje mi się to mało twórcze.
Wydaje się też, ze poprzestanie na stwierdzeniach typu Brumberg chory, Grynberg [nie wiedzieć czemu] ma się za właściciela Holocaustu prowadzi mimo wszystko, w jakiejś mierze, do postaw argumentacyjnych (i kontr-argumentacyjnych), których jedynym ciągiem dalszym jest eskalacja wzajemnych zarzutów, a które merytorycznie plasują się ciągle w tym samym błędnym kole.

 






Ex Libris