Krzysztof Varga
Rafalski, odwagi! czyli Ziemkiewicz heroiczny
Komunie dawał odpór, pisząc powieści science fiction
Śledzę od jakiegoś czasu uważnie heroiczną wojnę
Rafała Ziemkiewicza z literaturą polską, dokładniej z polską literaturą
znaną i cenioną. Jest to w pojęciu Ziemkiewicza literatura mierna, żadna, o
niczym, a jej sukces, krajowy i zagraniczny, nie byłby możliwy bez wsparcia,
jakżeby inaczej, złowrogiego salonu. Rzecz jest nudna jak śmierć i
powtarzalna, wiadomo, cała publicystyka Ziemkiewicza sprowadza się zasadniczo
do mantry: "salon, salon, michnikowszczyzna, salon, michnikowszczyzna,
salon, salon". Ziemkiewicz bohatersko i nieustraszenie od lat zwalcza
salon, jego odwaga w tej batalii jest nie do przecenienia, pokażcie mi drugiego
takiego niepokornego publicystę, no, może jest jeszcze ze dwóch, trzech, ale
ten pisarz w walce z innymi pisarzami jest jednak chyba najbardziej niepokorny.
Najnowszą emanacją tej walki jest esej Ziemkiewicza w "Uważam Rze"
pod pociągającym tytułem "Jak zostać pisarzem w III RP". Tysiące
początkujących pisarzy, którym śnią się wielkie nakłady i laury
literackie, z pewnością rzuciło się na ten tekst, by dowiedzieć się, jak
można zaistnieć na książkowym rynku w Polsce, jak osiągnąć sukces
wydawniczy, przynajmniej taki, jaki stał się udziałem samego Ziemkiewicza,
jednego z najsłynniejszych wszak pisarzy III RP, który w III RP wydaje książkę
za książką, które to książki przecież chyba naprawdę nieźle się
sprzedają, które ich autorowi przynoszą jednakowoż przecież jakieś
profity, mimo iż Ziemkiewicz tak brutalnie i bezpardonowo zwalczany jest przez
salon i michnikowszczyznę. W ogóle to dość podoba mi się taka retoryka
klepana codziennie przez prasę prawicową, że oto jesteśmy straszliwie gnębieni,
prześladowani, spychani na margines, zamyka nam się usta, nie dopuszcza do głosu,
cenzuruje, zaraz trzeba nam będzie zejść do podziemia, a to wszystko opisane
jest w wysokonakładowych dziennikach i tygodnikach, które jakoś ukazują się
oficjalnie i oficjalnie są do kupienia w każdym kiosku. Gdyby nie salon, toby
świat w pełni wreszcie docenił Ziemkiewicza, który na to jak mało kto zasługuje,
który swoją heroiczną publicystyką wprawia salon w drżenie, a co najmniej
wkurza. Taki wszak tytuł nosił wywiad rzeka z Ziemkiewiczem, który się dość
niedawno ukazał, mianowicie "Wkurzam salon", nie wiem, czego w tym
tytule jest więcej: odwagi czy skromności. No bo jeśli jednak Ziemkiewicz nie
wkurza wcale salonu, jeśli salon po prawdzie Ziemkiewicza lekceważy, jeśli
salon go zlewa? Trzeba mieć naprawdę świetne samopoczucie, by z taką odwagą
powiedzieć, że się wkurza jakiś dziwny byt publicystyczny bardziej niż
realny, może prawdziwsze byłoby wyznanie Ziemkiewicza "Salon mnie
zlewa?". Bo przecież z taką obsesją o salonie pisać może tylko ktoś,
kto czuje się do niego niesprawiedliwie nieprzyjęty, kto do rzeczonego salonu
aspirował, ale oświadczyny zostały odrzucone, znamy taką emocję, to jest
emocja zbadana, opisana i dość częsta, niejedyny Ziemkiewicz na nią cierpi.
Tekst "Jak zostać pisarzem w III RP" bynajmniej
nie jest poradnikiem dla początkującego literata, ale wyrazem dziecięcej
zazdrości dorosłego faceta, że innych za granicą drukują, nagrody im wręczają
i w ogóle inni niesprawiedliwie dostają lepsze zabawki niż Ziemkiewicz, gnębiony
za swój heroizm w walce z salonem, III RP, postkomuną i wszelką inną podłością.
W "Uważam Rze" Ziemkiewicz daje przykłady pisarzy, którzy mają
sukces zagraniczny, w sensie głównie oczywiście niemiecki, wiadomo zresztą
dlaczego, za zohydzanie Polski mianowicie. Andrzeja Stasiuka udało się
Ziemkiewiczowi sprowadzić do hasła "felietonista prasy niemieckiej
demaskuje w niej Polaków jako osobników notorycznie niedorobionych i na
dodatek chodzących na pasku Ameryki". Przykładów konkretnych felietonów
w prasie niemieckiej nie daje, tytułów książek Stasiuka nie wymienia, sprawę
załatwia jedynie "prasą niemiecką", niepokorny czytelnik tego
niepokornego tygodnika już będzie dokładnie wiedział, o co chodzi
niepokornemu Ziemkiewiczowi. Podobnie się rozprawia z Januszem Głowackim, że
sukces jego "Good night, Dżerzi" stąd się wziął jedynie, że
jeden celebryta o innym celebrycie - mianowicie Głowacki o Kosińskim - książkę
napisał. I szlus, sprawa załatwiona, taki oto krytycznoliteracki aparat
zastosował niepokornie Ziemkiewicz, u którego chyba prasa niemiecka żadnych
felietonów nie zamawia, i jako prześladowany pisarz musi zarabiać wierszówkę
w nędznych złociszach, zamiast w niemieckich ojro. Ale orze jak może,
gdziekolwiek się człowiek obejrzy, to jakiś niepokorny tekst albo felieton
Ziemkiewicza widzi, III RP już nie nadąża z prześladowaniem Ziemkiewicza,
tyle on niepokornych tekstów pisze.
Zawsze gdy czytam, jak Ziemkiewicz heroicznie zwalcza spsiałą postkomunistyczną
Polskę z jej literaturą, przypominają mi się jego wyznania czynione w
wywiadach, że w czasach schyłkowego PRL-u nie angażował się on w żadne
opozycyjne zabawy, bo już wtedy wiedział, że to wszystko się jakąś
michnikowszczyzną skończy, że koledzy jego ze studiów do salonu pójdą, że
znalazł za to swój azyl w pisaniu powieści science fiction, w ten sposób
komunie odpór dawał. Odwagi w zwalczaniu komuny nabrał niebywałej dopiero,
jak już komuna zdechła ostatecznie, im dalej od zdechnięcia komuny, tym odważniej
Ziemkiewicz ją demaskuje i zwalcza, pozazdrościć odwagi.
W tekstach o literaturze Ziemkiewicza wyraźnie widać drugie dno, przekaz
podprogowy, dokładniej mówiąc, brzmi on mało zaskakująco, mniej więcej
tak: wy tam pieścicie tych salonowych grafomanów, a prawdziwa literatura,
literatura poważna, o Polsce poważnie traktująca, jest gdzie indziej, dokładniej
między okładkami moich książek, to mnie się należą zachwyty, a nie
jakiemuś felietoniście niemieckiej prasy czy innemu celebrycie literackiemu.
No to wziąłem do lektury ostatnią, najlepszą według słów samego autora,
powieść Ziemkiewicza "Zgred", jak autor sam mówi, że najlepsza, to
najlepsza, trzeba się zapoznać. Bohaterem "Zgreda" jest dziennikarz
Rafalski, który jako żywo samego Ziemkiewicza przypomina, rzecz jest fabułą,
ale od strony treści to jest jeden do jednego przełożona publicystka
Ziemkiewicza, Rafalski pisze i myśli dokładnie to samo co Ziemkiewicz, z takim
samym heroizmem zwalcza salon i postkomunę. Otóż jednego z kolegów
Rafalskiego zgarnęła za komuny milicja za przewożenie nielegalnego
Gombrowicza i zapakowali go na dwa lata, Rafalski pisze: "Przez następny
miesiąc przekonałem się, że żaden ze mnie materiał na bohatera, niemal nie
osiwiałem ze strachu, kiedy po mnie przyjdą, nawet pamiętam, że w pewnym
momencie aż miałem jakieś zawroty głowy - swoją drogą nigdy nie spytałem
lekarza, jak to w ogóle możliwe, żeby od zwykłego cykora człowiek tracił równowagę
i musiał się łapać mebli".
Jakoś łatwo sobie wyobrażam, że gdyby wreszcie reżim Tuska wprowadził jakiś
stan wojenny, zdławił do końca wolność i zarządził cenzurę całkowitą,
toby Ziemkiewicz nie znalazł czasu na heroiczną publicystykę antyreżimową,
boby mu się nagle przypomniało, że ma jakąś zaległą powieść science
fiction do napisania, i temu by się niepokornie poświęcił w całości.
"Salon" i "antysalon" w III RP