Rzeczpospolita" - 2002.05.28

 

 

Wojciech Wencel

Koniec świata moralistów

 




W artykule Pampersi - czas przeszły dokonany ("Rz" 14 maja 2002) Marcin Dominik Zdort bardzo trafnie opisuje powolne dystansowanie się środowiska skupionego wokół Wiesława Walendziaka od głoszonego początkowo ideału "konserwatywnej rewolucji". Kiedy dziś zastanawiam się nad kulturotwórczą rolą pampersów, ich głównymi osiągnięciami wydają mi się inwestycje z połowy lat 90.: krótkotrwała działalność "Tygodnika Literackiego", ówczesna eseistyka Cezarego Michalskiego i Andrzeja Horubały, wreszcie wprowadzenie do telewizji publicznej kilku wartościowych programów, jak "Kultura duchowa narodu", "WC Kwadrans", "Fronda" i "Swojskie klimaty".

Późniejszy zwrot pampersów w stronę mediów komercyjnych i działalności politycznej okazał się fiaskiem - co najmniej tak wielkim jak słowa o kulturowej misji, które mu towarzyszyły. Oczywiście, również w ofercie Radia Plus pojawiały się pojedyncze perełki, jak prowadzone przez Roberta Tekielego cykle świadectw duchowych czy redagowany przez Jacka Królikiewicza i Rafała Porzezińskiego cykl "Widzialne i niewidzialne", jednak były to już wyłącznie programy religijne, wymuszone charakterem wspomnianych mediów i więcej zawdzięczające charyzmatowi oraz wytrwałości swoich twórców, niż pomysłom szefów rozgłośni.

Budowanie instytucji

Od początku swej działalności w mediach katolickich pampersi skupili się na rywalizacji o masowego odbiorcę, rezygnując z "działań w sferze kultury", które wcześniej pozwoliły im zyskać rozgłos i uznanie sporej części widzów telewizji publicznej. Dotyczy to zwłaszcza TV Puls, gdzie miejsce przewidziane dla programów kulturowych i kulturalnych bez reszty wypełniła rozrywka. Do niedawna nawet zarządzana przez postkomunistów TVP oferowała ludziom o tradycyjnych przekonaniach więcej formacyjnych programów kulturalnych niż nowe katolickie media - dość wymienić tu znakomite "Małe Ojczyzny", "Dziedzictwo", "Frondę" czy "Telewizyjne Wiadomości Literackie".

Tymczasem w Radiu Plus niezmiennie płyty nastawiał David Fox, żywoty świętych czytał Bogusław Linda, a na ekranie TV Puls brylował Waldemar Ogiński, wypełniając przerwy między kolejnymi odcinkami spopularyzowanych przez telewizję publiczną seriali. Dla wielu z nas - życzliwych obserwatorów dotychczasowej drogi pampersów - strategia ta była trudna do zrozumienia.

Lokowaniu ambicji w świecie masowych mediów sprzyjał wybór ideologii nowoczesnego, silnego katolika, kojarzonej niekiedy z twórczością Andrzeja Trzebińskiego i pojęciem "mocnego dobra". Ponieważ działalność pampersów przypadła na okres ekspansji spółki Agora, ich marzeniem stało się zbudowanie medialnego imperium, które zrównoważyłoby jej uprzywilejowaną pozycję i pozwoliło znaleźć skuteczną odpowiedź na lansowaną przez Adama Michnika liberalną ideologię. W "Gazecie Wyborczej" odkryli smoka, który gotów jest pożreć tradycyjne wartości, w sobie - świętego Jerzego. Zapewne mieli rację, lecz nie ustrzegli się przy tym kilku istotnych błędów.

Smocze ambicje

Przede wszystkim w pewnym przynajmniej stopniu przejęli od smoka jego wygórowane ambicje i wątpliwe metody działania. Liderzy pampersów zapragnęli natychmiastowego sukcesu i wpływu na możliwie dużą liczbę odbiorców; chcieli reżyserować kulturę "na żywo" i w zgodzie z regułami współczesnego show-biznesu. Mowa, rzecz jasna, o przywódcach środowiska, nie o kilku rzetelnych politykach i dziennikarzach, jak Jarosław Sellin, Piotr Semka czy Bogdan Rymanowski, którzy wybrali realizację własnego powołania opartego na wysokich standardach zawodowych i etycznych.

Ci pierwsi uzasadnienia dla swoich poczynań szukali później w wymyślonej przez Cezarego Michalskiego filozofii "nawrócenia przez retorykę". W 1998 roku w opublikowanym we "Frondzie" eseju pod takim właśnie tytułem Michalski nawiązał do słynnej apologii Francois-René de Chateaubrianda, francuskiego bywalca salonów, który po nawróceniu zdecydował się na przekonywanie i uwodzenie czytelnika językiem "ówczesnego MTV".

Ostatecznym argumentem na rzecz wyboru tej drogi była dla Michalskiego troska o życie wieczne mieszkańców popkultury: "W polu naszego osobistego zbawienia mieści się przecież współodpowiedzialność za zbawienie naszych bliskich i naszych bliźnich, naszych przyjaciół i naszych nieprzyjaciół. [...] Czeka nas napisanie apologii chrześcijaństwa rozpisanej na wszystkie instrumenty współczesnej kultury, także kultury masowej".

Balansowanie na linie

Obsadzenie się w roli bieguna "Gazety Wyborczej" groteskowo wykrzywiło rysy liderów środowiska. O Waldemarze Gasperze przez długie lata mówiło się jako kandydacie na prawicowego Adama Michnika.

Panujące w jego otoczeniu zasady współdziałania mogły niektórym przypominać relacje między intelektualistami z pokolenia '68. I tu, i tam pomysł na zmianę oblicza polskiej kultury zdawał się zasadzać na lojalności koleżeńskiej - silniejszej od zmysłu prawdy. W przypadku młodych konserwatystów - inaczej niż wśród rzeczników postępu - ten swoisty solidaryzm miał swoje granice: niektórzy z pampersów wyraźnie mu się przeciwstawiali, stawiając nad więzią towarzyską wierność obiektywnemu prawu. Niemniej jednak solidaryzm grupowy obowiązywał jako ważna zasada działania. Przywódcom środowiska wydawało się, że wystarczy wprowadzić swoich ludzi na kluczowe stanowiska, żeby organizm zeświecczonej kultury zaczął pulsować nowym duchowym życiem. Nic takiego, oczywiście, nie nastąpiło. Przeciwnie: lansowany przez pampersów wzorzec katolickiego supermana szybko doprowadził swoich wyznawców do apoteozy władzy i pieniądza.

Nieco światła na ten okres działalności środowiska rzuca przygotowywana do druku przez wydawnictwo W.A.B. autoironiczna powieść Andrzeja Horubały "Oferta" - studium hipokryzji głównego bohatera, zagubionego między rodziną a iluzorycznym światem show-biznesu.

Przypadek Horubały jest dość szczególny. Kiedy w 1999 roku na łamach tygodnika "Nowe Państwo" zarzuciłem mu reżyserowanie chwalącego permisywizm programu Małgorzaty Domagalik "Mieszane uczucia", odpowiedział standardowym wykładem pampersowskiej ideologii: "Dziwaczna jest ta gra ze światem, jaką toczymy od roku 1994, kiedy to Wiesław Walendziak zaprosił nas, zwanych później pampersami, do współpracy w kreowaniu telewizji publicznej. Ta gra czasem owocuje korektą konserwatywną przedsięwzięć publicznych, czasem korektą popprzedsięwzięć wyznaniowych. Są to często akcje karkołomne, już na starcie - zdawałoby się - skazane na porażkę, jest to - zgoda - balansowanie na linie. [...] A jednak będziemy próbować, będziemy się uczyć, bo nie warto być tylko bezsilnie zgrzytającym zębami telewidzem".

Tak jakby sama obecność katolików w mediach, a nie wartość ich dzieł, dawała gwarancję inkulturacji. Jednocześnie Horubała - twórca programu TV Puls - należał do tych, którzy w momentach przesilenia mieli odwagę zakwestionować własne dokonania bądź złamać niepisaną zasadę solidaryzmu.

Dobre intencje i brak cierpliwości

Nie sposób również podważyć dobrych intencji liderów środowiska. Sądzę jednak, że do realizacji swych zamierzeń używali złych narzędzi. Zgubiła ich niecierpliwość połączona z przesadną wiarą we własne siły. Indywidualne upadki Cezarego Michalskiego i Rafała Smoczyńskiego są najbardziej jaskrawymi przejawami kryzysu, który dotknął niemal wszystkie kręgi konserwatywne w Polsce, także "Frondę" i piszącego te słowa. Może tylko "Arcana" i "bruLion" - z różnych względów głuche na retorykę pampersów - zachowały swą dawną świeżość, wybierając sumienną pracę u podstaw zamiast drogi na skróty. Wbrew pozorom, wiele prawdy tkwi w przytoczonej przez Zdorta konstatacji anonimowego rozmówcy, tłumaczącego klęskę środowiska ingerencją diabła.

Świadomie pomijam w tym miejscu kwestię politycznego zaangażowania Wiesława Walendziaka i jego podopiecznych po wygranych przez AWS wyborach parlamentarnych w 1997 roku. Sporo uwagi poświęca temu zagadnieniu Zdort, według którego pampersi przyjęli za własne metody działania charakterystyczne dla swoich oponentów z frakcji Janusza Tomaszewskiego. Czy było tak w istocie? Nie wiem, nie znam się na polityce w jej dzisiejszym wydaniu.

Znacznie ważniejsze są dla mnie konsekwencje wyborów ideowych środowiska, które zaprzepaściło szansę stworzenia istotnej formacji intelektualnej i duchowej. Jakże inaczej mogłaby wyglądać dzisiejsza debata publiczna, gdyby Gasper dalej redagował kulturotwórcze czasopisma, Michalski pisał eseje na miarę "Powrotu człowieka bez właściwości", a Horubała kontynuował słuszne śledztwo w sprawie "Polskiej Rzeczypospolitej Literackiej".

Wściekłość i wrzask

Zupełnie inną sprawą jest burza, którą artykuł Zdorta wywołał w środowisku konserwatywno-liberalnych japiszonów. Trudno o lepszy przyczynek do rozmyślań nad jakością życia umysłowego III RP. Oto bowiem wyważona analiza faktów z historii niegdysiejszych "budowniczych instytucji" spotkała się z gwałtowną reakcją Roberta Krasowskiego ("Arbiter moralności, czyli zawody miłosne", "Życie" 16 maja 2002), który nie zawahał się zarzucić jej autorowi chęci "rozprawienia się" z pampersowskimi banitami: Michalskim i Smoczyńskim. Dowodem złej woli Zdorta ma być przede wszystkim zdanie, że "nie potrafili [oni] w życiu prywatnym sprostać głoszonym przez siebie ideałom". To nic, że publicysta "Rzeczpospolitej" - odtwarzając przebieg debaty wokół środowiska pampersów - jedynie powtarza to, co znacznie wcześniej i dosadniej zostało sformułowane w tekstach autorów bezpośrednio zaangażowanych w sprawę, choćby Krzysztofa Koehlera i moich. Dla Krasowskiego Bogu ducha winny Zdort jest "arbitrem moralności", który razem ze swoją gazetą schodzi na "poziom bruku".

Zdumiewa konsekwencja, z jaką Krasowski przedstawia motywacje Zdorta w kategoriach małostkowej gry ambicji: "wziąć odwet na swych niedawnych idolach", "biedny szeregowiec prawicowej sprawy", "chciał zostać pampersem". Widocznie takie są mechanizmy funkcjonowania jego własnego środowiska. Myśleniem publicysty "Życia" rządzi sentyment do pojmowanej politycznie hierarchii i pogarda dla tych, którzy się jej wymykają.

Jakże chętnie wyśmiewa się on z "maluczkich", przy których "lepiej nie mówić o sprawach ostatecznych", i z "pucułowatych młodzieńców o wyglądzie zatrzymanych w rozwoju ministrantów". Wydaje się, że w ostatnich latach wytworzyła się w Polsce nowa klasa inteligencji, której główną cechą jest posługiwanie się językiem wartości w oderwaniu od rzeczywistości. Taki charakter mają w tekście Krasowskiego "elementarne zasady", zredukowane do ogólnych przepisów savoir-vivre'u.

Aksjologiczna przepaść

Kontrowersje wokół ewolucji środowiska pampersów odsłaniają aksjologiczną przepaść między zwolennikami ich dawnych i nowych wyborów. Publicysta "Życia" nie lubi integralnych katolików i ma do tego prawo. Gorzej, że podważa możliwość stosowania jakichkolwiek wymagań moralnych w życiu publicznym. W jego świecie wszystko jest grą, umową, zabawą w rzeczywistość.

Zamiast grzęznąć w błocie słów określających zdradę, nieuczciwość i kłamstwo, będziemy więc odtąd słuchać estetycznych zarzutów pod adresem "pucułowatych młodzieńców". Taki jest krajobraz "po pampersach". Plastikowy świat konserwatywno-liberalnych japiszonów, którzy dali się nabrać na retorykę sprawności i siły.

 

Autor jest poetą, eseistą, laureatem Nagrody Fundacji Kościelskich; redaguje dział literacki kwartalnika "Fronda".






NOWY KONSERWATYZM LAT 90-TYCH